Wiem, że do Prezydenta RP (poprzez Kancelarię) napływa mnóstwo listów i niezbędny jest odsiew. Dlatego na wstępie powiem, iż jako ekspertowi ekonomicznemu PTE, absolwentowi dwóch wojskowych akademii i SGPiS – związanemu z wojskiem – szczególnie leżą mi na sercu sprawy związane z siłami zbrojnymi. Może to nie ma znaczenia, ale pierwszy memoriał do ministra ON pisałem już w 1967 r. (w sprawie logistyki oddziałów rakiet operacyjno-taktycznych).
Z ustępującym szefem BBN – gen. Koziejem prowadziłem wielokrotnie wymianę zdań – bez żadnego efektu. Skupił się on tylko na problemie dowodzenia siłami zbrojnymi w czasie pokoju i w czasie ew. wojny. Sprawy zaopatrzenia armii w nowoczesne uzbrojenie i sprzęt wojskowy – nie interesowały go wcale, także nie zaprotestował nigdy przeciwko obcinaniu budżetu MON (także nie zaprotestował w tej mierze prezydent Komorowski.
Wymianę zdań miałem także wielokrotnie z ministrem Siemoniakiem; to jednak tylko partyjny namiestnik, który w dyskusji uprawia erystykę niegodną członka rządu. Jego wystąpienia w sprawie modernizacji armii, to tylko czcze obiecanki, to nieustanne przesuwanie terminów; ta retoryka odkładania w czasie zamierzeń mających na celu osiągniecie gotowości obronnych sił zbrojnych, ociera się o sabotaż najważniejszych narodowych interesów. To zresztą polityka wyznaczona przez premiera Tuska – to samo odbywa się w stosunku do np. budowy gazoportu…
W związku z objęciem funkcji szefa BBN przez pana Pawła Solocha – wyrażam nadzieje, iż będzie on bardziej wsłuchiwał się w głosy wojskowych fachowców, którzy swoje życie nie spędzili wyłącznie w sztabach, ale maja doświadczenie operacyjne i znajomość nowoczesnego uzbrojenia. Oczywiście nowy szef BBN ma wszechstronne wykształcenie i doświadczenie wyniesione z pracy w resortach związanych z bezpieczeństwem państwa, ale jednak brakuje mu zapewne wiedzy związanej z technika wojskową i ekonomiką zaopatrzenia wojska w uzbrojenie i sprzęt – niezbędnej do podejmowania optymalnych decyzji z punktu widzenia osiągania zdolności bojowych armii.
Zapowiedź przeprowadzenia audytu – bardzo dobra; należy jednak przeprowadzić to szybko (swoją, może ogólna opinię szef BBN zapewne ma), ale niezbędne jest szybkie wypracowanie opinii potrzebnej prezydentowi w obliczu ogromnych zaniedbań, jakich dopuściła się rządząca koalicja…
Podstawowe zarzuty do polityki rządu sformułowałem w wystąpieniach do Kancelarii
Moje listy do Kancelarii Prezydenta Komorowskiego wysłane w ubiegłym roku – właściwie nie straciły nic ze swojej aktualności. Doszło jeszcze zamieszanie związane z przetargiem na śmigłowce i to w świetle informacji o możliwości korupcji jest obecnie sprawą najpilniejszą;
W sprawach dotyczących armii wysłałem dwa listy:
6 listopad 2014 r.
Buńczuczne wystąpienia premiera Tuska przy okazji wizyt w jednostkach polskiej armii („polskie kły” i in…) , zapowiedzi prezydenta o „własnej” tarczy przeciwrakietowej i beznamiętne obiecanki Siemoniaka o wszechstronnej modernizacji wojska, o planowanych zakupach uzbrojenia i sprzętu wojskowego, wreszcie drętwa mowa Kozieja o „programach” owej modernizacji – powodują u mnie od kilku już lat niepohamowany odruch wymiotny. Owe zapowiedzi całkowicie mijają się z rzeczywistością. Prawda jest smutna – o stanie i gotowości bojowej polskiej armii napisano już dużo i właściwie nie mam zamiaru powtarzać tego, o czym pisałem już wielokrotnie w minionych latach (także na tym portalu). Argumenty trafiały w pustkę; skoro wg PDT – „silna armia” nie jest nam potrzebna, gdyż nikt nie zagraża naszym granicom”, to oczywiście minister finansów mógł sobie pozwolić na zagarniecie z budżetu MON ponad 11 mld. zł. w ciągu rządów tej koalicji, to ministrowie Klich i Siemoniak nie mający o wojsku bladego pojęcia mogli uprawiać grę pozorów, że mamy siły zbrojne, a w rzeczywistości czynili w tych siłach destrukcję trudną do odrobienia. „Modernizacja” i realizacja programów wyposażenia armii w nowoczesne uzbrojenie odbywała się wyłącznie na papierze, a równolegle uzbrojenie będące na wyposażeniu ulegało naturalnemu procesowi starzenia się, nie mówiąc o zwiększającym się dystansie jakie dzielą parametry bojowe naszego uzbrojenia od nowoczesnych generacji uzbrojenia czołowych armii świata. Od kliku już lat Siemoniak prawi o planach zakupu okrętów (w tym podwodnych) – obecnie MW grozi nieunikniona luka czasowa w gotowości bojowej, nawet gdyby nowe okręty pojawiły się jeszcze w tym roku (stare mają tzw. resursy na wykończeniu, a wdrożenie nowych do służby to okres przynajmniej kilkunastu miesięcy). Oczywiście powszechnie znany jest fakt braku obrony przeciwrakietowej i posiadanie słabej obrony plot. Bodaj największe zaniedbanie, to słabiutkie siły lotnicze i nie idzie tu tylko o fakt kilkukrotnie za małej liczby samolotów bojowych, lecz o brak dostatecznej ilości śmigłowców bojowych i całkowity brak nowoczesnego wyposażenia ogniowego do tych wiropłatów, a tzw. „program śmigłowcowy” ma już dziesięcioletnia historię. Wydawałoby się, iż aktualna sytuacja polityczna, właściwie wojna między naszymi bezpośrednimi sąsiadami, a przede wszystkim imperialne zadęcie Rosji – zdejmie w końcu bielmo z oczu naszych decydentów w dziedzinie zdolności obronnej państwa. Nic bardziej złudnego – znowu działanie pozorujące; zwiększenie budżetu MON o 0,05% PKB – tak, ale dopiero od 2016 roku. To zresztą nic nie daje, jeżeli nadal będzie w mocy księgowy zabieg polegający na zagarnianie nie wydanych pieniędzy do końca budżetowego roku, to przy wieloletnich kontraktach i ratalnym płaceniu np. za budowane okręty – jest po prostu idiotyzmem, ale pozwalającym nadal skubać budżet MON. Słyszy się o nowej doktrynie wojennej – doktrynie Komorowskiego (obrona granic, zamiast wojsk ekspedycyjnych), słyszy się o dziesiątkach miliardów na modernizację, ale nawet nie są rozpisane przetargi na tak istotne uzbrojenie i sprzęt wojskowy, jak wspomniane śmigłowce (chociaż potencjalnych dostawców jest właściwie trzech na świecie). Jeszcze śmieszniej wypada sprawa rekiet do „polskiej” tarczy antyrakietowej – tutaj jest tylko dwóch producentów w polu zainteresowań – amerykański Raython (pociski Patriot) i europejski MBDA (pociski Aster). Każdy pretekst, by opóźnić rozpisanie kontraktu jest dobry; Programy maja kilkuletnią tradycję, ale w narracji mówi się „już wkrótce” w „najbliższych miesiącach), „już w pierwszym kwartale przyszłego roku” (Siemoniak i jego z-pca Mroczek). A dostawy – już w 2016 r., czy też zgoła począwszy od 2017-ego; po prostu śmiech na sali. Od chwili aneksji części Gruzji, a nawet wcześniej (Naddniestrza) – o imperialnych zakusach Rosji było wiadomo. Putin „ograł” Tuska na polu zaopatrzenia w paliwa, a w dziedzinie obronności – uśpił dokumentnie. Nieodparcie nasuwa się myśl, iż za sabotowaniem utrzymywania na należytym poziomie obronności państwa – nie stoi tylko skrajna indolencja w tej dziedzinie, lecz coś znacznie gorszego…
16 grudnia 2014 r. wysłałem do Kancelarii Prezydenta Komorowskiego list w sprawie wojska:
Przez kilka lat Miedwiediew „rozmieszczał” rakiety ISKANDER w obwodzie królewieckim, teraz Putin; zdaje się, iż jest już brygada tych rakiet w Czerniachowsku – ok 40 km. od granic Polski. Zasięg ISKANDERÓW – 400 – 500 km. wiadomo więc kim jest potencjalny przeciwnik; mogą być uzbrojone w głowice atomowe. Wg. rosyjskich danych owe rakiety charakteryzują się dużą prędkością, stosunkowo płaskim torem i dużą celnością – są trudne do zestrzelenia. Oczywiście, nie oznacza to rzeczywistego przygotowania sie Rosji do inwazji na Polskę, takiego interesu politycznego Rosja obecnie nie ma, ale fakt posiadania takiej broni gotowej do użycia stanowi jednak określony czynnik pozycjonujący relacje między sąsiednimi państwami. Niezależnie od secularnych uwarunkowań – takie pomrukiwanie Kremla – tym razem oficjalnie jako przeciwwaga przyszłej tarczy antyrakietowej instalowanej m.in. w Polsce, a w rzeczywistości mające utemperować polską aktywność w sprawie Ukrainy – zawsze ma miejsce, kiedy Polska zaczyna uprawiać politykę sprzeczną z interesami Rosji. To samo dotyczy groźby wstrzymania polskiego eksportu żywności pod pozorem zastrzeżeń fitosanitarnych. Charakterystyczne jest milczenie polskich władz w odpowiedzi na groźby Rosji. Rząd stosuje zasadę – oni w nas kamieniem, my do nich z chlebem. Polityka przyjaźni Donalda z Władymirem sprowadziła się do tego, że Rosja robi wszystko, co jest zgodne z ich intresem, a Polska tuli po sobie uszy. Po zakupieniu Możejek – natychmiast zamknięty został rurociąg dostarczający ropę do tej rafinerii (pod pozorem remontu), co wiecej – przypadkowy pożar strawił dużą część instalacji. Zbudowanie północnego rurociągu było prztyczkiem w nos Tuskowi, który tylko nieśmiało napomykał, iż jest to inwestycja kilka razy droższa niż rurociąg lądowy. Przy okazji wyszło, że bardzo nawet gorąca przyjaźń Tuska z Merkel jest funta kłaków warta, kiedy idzie o konkretne interesy, że wspomnę choćby częściową blokadę naszych północnych portów przez ową rurę. Co więcej – w traktatach stowarzyszeniowych UE zawarta jest zasada, iż państwa Unii nie będą działać na zewnątrz – przeciw interesom państw zrzeszonych. Rząd PDT nie zdobył się na żaden protest. Ostatnio miał miejsce „przypadkowy” wybuch (pożar) gazociągu będącego istotnym łącznikiem z siecą europejską. Nie widać żadnej doktryny wojennej (obronnej), która mogłaby zapewnić bezpieczeństwo Polski w istniejacej międzynarodowej sytuacji. Opieranie się wyłącznie na przynależności do NATO, jest daleko niewystarczające. Wszyscy wiedzą, iż procedury i brak przećwiczonej koordynacji działań w NATO – praktycznie owego bezpieczeństwa nie zapewniają – ze względu na czas, który w sytuacjach wojennych odgrywa pierwszoplanową rolę. Sami musimy zapewnić sobie możliwość obrony w czasie, kiedy ewentualnie sojusz wykona swoje statutowe obowiązki (reguła muszkieterów). Innymi słowy – na nieprzyjazny gest sąsiadów – powinniśmy wykonać adekwatny gest neutralizujący teoretyczną przewagę militarną. Cóz to może być? Obóz „prezydencki” ostatnio wyartykułował pewne korzystne dla Polski koncepcje obronne. To pomysł na „polską” tarczę antyrakietową (zresztą – dawniejszy pomysł Bumaru) – jest to koncepcja słuszna i powinna być w miarę szybko realizowana – niestety, ośrodek „rządowy” w tej sprawie milczy. Również zasada, iż Polska powinna odejść od specjalizowania się w operacjach ekspedycyjnych (nawet poza Europą) na rzecz obrony swojego terytorium – jest słuszna, nadaktywny udział w takich ekspedycjach zbyt drogo nas kosztuje i nie jest ściśle rzecz biorąc obowiązkiem wynikającym z przynależności do NATO. Korzyść w postaci bojowego przetarcia się nie równoważy kosztów. Konkretne działania rządu w dziedzinie obronności charakteryzują się jednak dużym brakiem zdecydowania w prowadzeniu takiej, bądź innej obronnej strategii; zamiast konsekwentnej realizacji przyjętych koncepcji – obserwuje się wycofywanie poprzednich programów, istniejący duży potencjał wytwórzcy naszego przemysłu zbrojeniowego nie jest wykorzystany. Programy produkcji rakietowej artylerii, na światowym poziomie, które może realizować Huta Stalowa Wola ciągną się latami, przemysł narażony jest na finansowe perturbacje. Mobilne haubice KRAB i KRYL są już pewnym zagrożeniem dla instalacji ISKANDERÓW, ale mają tę podstawową wadę, że wojsko nie zamawia ich w HSW i ciągle na wyposażeniu jest ich symboliczna ilość, a przecież zamówienie było praktycznie złożone już 6-7 lat temu. Opracowany przez HSW 120 mm. moździerz RAK, to broń, która nie ma sobie równej na świecie, ale min. Siemoniak jej nie zamawia. Nade wszystko, dopiero rakiety HOMAR mogą skutecznie zneutralizować wszelką broń taktyczna i operacyjno-taktyczną potencjalnych przeciwników Polski. Niestety, poważnie rzecz rozpatrując- HOMAR – krajowy system rakiet, do których zresztą trzeba dokupić sprawdzony zachodni system kierowania, to przy dobrej współpracy z MON – piosenka kilku dobrych lat. Trzeba go jednak kontynuować, gdyż jest to program na światowym poziomie MLRS. Potrzebą chwili jest zakupienie znajdujących się na wyposażeniu NATO samobieżnych zestawów MLRS (Multiple Laungh Rocket System) produkowanych przez Locheed Martin o zasięgu kilkuset km. US ma ich koło tysiąca, Niemcy – 150, po kilkadziesiąt Francja i Anglia – nie wstydzą się tego, chociaż są europejskie odpowiedniki – szczególnie w kategorii rakiet przeciwlotniczych i przeciwrakietowych. Te ostatnie, powinny być ważnym elementem wspomnianej „polskiej” tarczy antyrakietowej. Tak dla przypomnienia – Polska za komuny miała wojska rakietowe – kilka brygad rakiet operacyjno-taktycznych i inne jednostki zaplecza. To znane skądinąd SKUDY – także znacznie unowocześnione (zresztą o rodowodzie niemieckich V-2), o zasięgu 170 km. później 350 km. zdolne do przenoszenia głowic konwencjonalnych i jądrowych (te ostatnie – oczywiście w rękach rosyjskich). Wspominam o tym dlatego, iż broń rakietowa charakteryzuje się ogromną siłą odstraszania przy stosunkowo małych kosztach, także stosunkowo niskimi kosztami szkolenia operatorów. Zbyt pochopnie Polska zrezygnowała z posiadania tego rodzaju uzbrojenia po przemianach ustrojowych. Reasumując – o ile w ośrodku „prezydenckim” pojawiają się słuszne koncepcje zapewnienia zewnętrznego bezpieczeństwa Polski, o tyle w ośrodku”rządowym” króluje wyłącznie propaganda – np. nasilone informacje w mediach iż Polska przeznacza sto kilkadziesiąt mld. zł. na unowocześnienie armii (w jakim okresie, czy ponad ustawowe 1,95 % PKB?); w rzeczywistości – w ramach szukania „oszczędności” resort MON został w bieżącym roku najbardziej ograbiony spośród innych resortów (ok. 3 mld. zł., a w ciagu ostatnich 6 lat ok. 11 mld. zł.)
2 komentarz