Bez kategorii
Like

Witold Lutosławski: „Pragnę znaleźć tych, którzy czują tak samo, jak ja..”

13/01/2013
1212 Wyświetlenia
0 Komentarze
8 minut czytania
no-cover

Setną rocznicę urodzin wybitnego polskiego kompozytora, którego jeszcze za życia uznawano za klasyka muzyki światowej XX wieku, obchodzić będziemy 25 stycznia.

0


W dość wczesnym wieku zyskał rozgłos i uznanie, lecz wcale tym się nie przejmował. Witold Lutosławski był absolutnym człowiekiem muzyki – zajmował się tylko nią. Komponował, wykonywał, dyrygował. Nawet jego studia matematyczne na Uniwersytecie Warszawskim w wyniku końcowym miały służyć muzyce – badacze podkreślają doskonałość form w jego utworach i wyjątkową wręcz logikę w jego myśleniu muzycznym. Wystarczy rzucić spojrzenie na partytury Lutosławskiego, aby natychmiast wynikło skojarzenie z pięknem formuł matematycznych. A jeśli dodać do tego talent melodyjny i silne, najczęściej dramatyczne emocje…

Prapremiery jego utworów cieszyły się olbrzymim powodzeniem i odbywały się na najlepszych scenach koncertowych prawie wszystkich stolic świata. Lutosławski był członkiem honoris causa licznych akademii muzycznych, miał uczniów w konserwatoriach w Sztokholmie i Kopenhadze, na uniwersytetach w Chicago i Glasgow. A przecież sam on był „muzycznym wnukiem” wielkiego kompozytora rosyjskiego Mikołaja Rimskiego-Korsakowa – właśnie pod jego kierunkiem studiował w konserwatorium petersburskim nauczyciel Lutosławskiego – Witold Maliszewski.

Miałam szczęście i znałam Maestro osobiście. Wspominam nasze pierwsze spotkanie w 1978 roku. Na Sali Wielkiej Konserwatorium Moskiewskiego odbył się wieczór autorski Witolda Lutosławskiego. Sam poprowadził swoją pierwszą Symfonię i Koncert na wiolonczelę, w którym wystąpiła Natalia Gutman jako solistka. „Grała wspaniale”, – ta ocena Lutosławskiego była wiele warta. Wspaniała też była orkiestra symfoniczna Filharmonii moskiewskiej pod batutą autora.

Nie wykluczam, że właśnie sukces tej imprezy sprzyjał następnej wizycie kompozytora w Moskwie. Spotkaliśmy się ponownie 3 lata później – podczas międzynarodowego festiwalu muzycznego muzyki współczesnej. To forum stało się wówczas swego rodzaju sensacją: kraj, w którym panował niepodzielnie socrealizm i przez dłuższy czas nader sceptycznie traktowano wszystkie eksperymenty w muzyce najnowszej, postanowił zaprosić do siebie awangardę światowej sztuki muzycznej. Wśród największych autorytetów zaproszono również Witolda Lutosławskiego. Swym występem podczas tamtego festiwalu muzyk wykazał, że nie istniały dla niego i nie miały żadnego znaczenia granice, ustroje polityczne i różnice narodowościowe.

Polski kompozytor zaproponował wykonanie podwójnego koncertu na obój, harfę i orkiestrę przez solistów z Szwajcarii Urszulę i Hanca Holligerów i muzyków rosyjskich – petersburską (wówczas jeszcze leningradzką) orkiestrę kameralną. Wypada dodać, że to nagranie jest obecnie dostępne na najbardziej nowoczesnych nośnikach dźwięku. Tak samo, zresztą, jak inne utwory Lutosławskiego. Na przykład, trzy jego wspaniałe koncerty – fortepianowy, Dialog na skrzypce i orkiestrę „Łańcuch-2” oraz wiolonczelowy, poświęcone trzem wybitnym wirtuozom XX wieku – odpowiednio są to Krystian Zimerman, Anne-Sophie Mutter i Mścisław Rostropowicz.

W odróżnieniu od wielu kompozytorów doby obecnej, Lutosławski zawsze starał się, aby słuchacz nie czuł się obcy w towarzystwie jego muzyki. Dla osiągnięcia tego celu kompozytor często sięgał po „pomoc” swych wielkich kolegów, swobodnie wdrażając cytaty z ich dorobku lub komponując dowcipne wariacje na znane powszechnie tematy, jak to było, na przykład, w przypadku najpopularniejszego Kaprysu Niccolo Paganiniego. Oto, jak usłyszał i spreparował tę muzykę Witold Lutosławski:

Nikt dotychczas nie potrafi określić dokładnie, do jakiego nurtu twórczego należy jego muzyka: Lutosławski komponował utwory w stylu neoklasycznym, błyskotliwie dawał sobie radę z wątkami folklorystycznymi, nie gardził też aleatoryzmem. Jednakże nie był przy tym ani neoklasykiem, ani też awangardystą w czystej postaci. Zarówno w „Księdze na orkiestrę”, w swych symfoniach i w wariacjach na tematy Paganiniego, jak też w niewymyślnych piosenkach dziecięcych do wierszy Juliana Tuwima zawsze pozostawał Lutosławskim – wielkim polskim kompozytorem, którego twórczość jeszcze przez dłuższy czas będzie źródłem odkryć zarówno dla historyków muzyki, jak też dla wykonawców.

Do grona tych, którzy odnoszą sukcesy na tym polu, należy rosyjski historyk muzyki, doktor habilitowany historii sztuki, wielka znawczyni polskiej muzyki XX wieku Irina Nikolskaja. Jej dokumentalna rozprawa na temat twórczości Witolda Lutosławskiego ma tytuł: „Artykuły. Rozmowy. Wspomnienia”. Wiadomo, że Lutosławski skrajnie niechętnie udzielał wywiadów dla prasy. Irina Nikolskaja, która przyjaźniła się z kompozytorem przez 25 lat, potrafiła skłonić Mistrza do głębszych wynurzeń. U podstaw jej książki leżą zapisy ich rozmów, w których trakcie kompozytor wypowiadał się na temat muzyki własnej i cudzej, w sprawie źródeł oraz ewolucji własnej twórczości, a także na tematy sztuki, polityki, życia i ludzi, bardzo mu drogich, w tym także rosyjskich muzyków. Książka ukazała się w językach rosyjskim i polskim. Wobec tego ci z Państwa, których to zainteresuje, mogą to przeczytać. Zacytuję jedynie jedną wypowiedź kompozytora:

„Gorące pragnienie zbliżania się z innymi ludźmi poprzez sztukę tkwi we mnie stale. Jednak nie stawiam przed sobą celu polegającego na zdobyciu coraz większej liczby słuchaczy. Nie chcę podbijać serc, lecz pragnę znajdywać tych, którzy czują tak samo, jak ja. Jak można osiągnąć ten cel? Myślę, że jedynie poprzez maksymalną uczciwość, szczerość wyrazu… W ten sposób twórczość artystyczna może stać się środkiem na jeden z najbardziej dotkliwych stanów – poczucie samotności”… 

Zrodlo:X

0

Lipski Marek

FREELANCER.

333 publikacje
134 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758