Fakt oddalania się od siebie galaktyk (im dalej, tym szybciej) zrodził ideę Wielkiego Wybuchu – lansowaną do dziś.
Nasze Słońce jest częścią galaktyki zwanej Drogą Mleczną (http://pl.wikipedia.org/wiki/Droga_mleczna). Jest to galaktyka spiralna z kilkoma ramionami. Ma szerokość około 100 tys. lat świetlnych, czyli jest galaktyką średnią (Andromeda jest dużo większa od Drogi Mlecznej). Słońce i nasz Układ Słoneczny położone są pomiędzy ramionami, około 30 tys. lat świetlnych od jądra Drogi Mlecznej. Powoduje to dużą stabilność i – co ważne dla tego wpisu – doskonałą widoczność, wykraczającą poza galaktykę ( z racji bardzo małego natłoku gwiazd).
Te właściwości pozwoliły amerykańskiemu astronomowi Edwinowi Hubble’owi w 1929 roku odkryć, że galaktyki oddalają się od siebie. Hubble wyliczył również zależność pomiędzy odległością, jakie są pomiędzy galaktykami, a prędkością, z jaką się od siebie oddalają. Zależność ta została nazwana prawem Hubble’a i prawo to stało się jedną ze ‘świętości’ współczesnej astronomii. Fakt oddalania się od siebie galaktyk (im dalej, tym szybciej) zrodził ideę Wielkiego Wybuchu – lansowaną do dziś. Oddalanie się od siebie i od hipotetycznego środka Wszechświata ma być właśnie dowodem, na zaistnienie w przeszłości Wielkiego Wybuchu, ma być jego konsekwencją.
W latach 80-tych odkryto jednak, że galaktyki z naszego ‘kosmicznego sąsiedztwa’ (obszar o promieniu około 150 milionów. lat świetlnych) poruszają się niemal jednolicie. Można było spokojnie uznać, że my nie oddalamy się od galaktyk ‘za nami’, a galaktyki ‘przed nami’ też nam nie uciekają. Odkrycie ‘miejsca’, w stronę którego przemieszczają się galaktyki jest stosunkowo trudne, gdyż jest ono dla nas ‘przesłonięte’ naszą galaktyką, czyli Drogą Mleczną. Ponieważ, nie znając miejsca w stronę którego przemieszczają się galaktyki i, co za tym idzie, źródła tego ruchu, astronomowie wystąpili z hipotezą, iż galaktyki te muszą być przyciągane przez jakieś masywne centrum grawitacji. Postulowano, że jest to koncentracja gromad galaktycznych. Centrum to nazwano Wielkim Atraktorem (http://pl.wikipedia.org/wiki/Wielki_Atraktor), a jego masę oszacowano na 5 x 10^15 mas Słońca. Kolejne badania przyniosły szokujące rezultaty. Otóż okazało się, że galaktyki leżące za Wielkim Atraktorem wcale nie podążają w jego stronę, a to jest niezgodne z grawitacją. Naukowcy zasugerowali zatem, że ruch ku Wielkiemu Atraktorowi jest tylko częścią jakiegoś większego ruchu. Wskazano, że generatorem tego większego ruchu jest Koncentracja Shapleya (http://pl.wikipedia.org/wiki/Supergromada_Shapley). Nadawała się ona do wyjaśnienia tego dużo lepiej niż sam Wielki Atraktor, jako że jest 10-krotnie od niego masywniejsza. Od początku jednak niektórzy mieli z tą hipotezą pewne problemy – Koncentracja Shapleya jest od nas czterokrotnie bardziej odległa (ok. 650 mln lat świetlnych), a jak wiadomo – przyciąganie grawitacyjne maleje wraz z odległością. Kiedy jednak pogodzono się z tą hipotezą i kiedy wszyscy fani Wielkiego Wybuchu już byli w ogródku i witali się z gąską, okazało się, że dryf galaktyk jest dużo szybszy, niż można było się spodziewać, a kierunek tego dryfu jest znacznie w bok niż w stronę Koncentracji Shapleya. Rozpoczął się spór astronomów, gdyż powstała hipoteza, że ten kierunek ruchu galaktyk spowodowany jest przez połączony efekt Wielkiego Atraktora i Koncentracji Shapleya. W 2009 roku astronomowie kanadyjscy: Richard Watkins, Hume Feldman i Michael Hudson – po przeanalizowaniu wszystkich dotychczasowych danych wykazali, że ruch galaktyk odbywa się z prędkością ok. 1,5 mln km/godz. w kierunku, który, choć zbliżony, nie odpowiada położeniu Koncentracji Shapleya.
Mniej więcej w tym samym czasie inna grupa astronomów z NASA (Aleksander Kashlinsky) odkryła jeszcze inną, nie mniej sensacyjną właściwość, mianowicie ruch nie tylko galaktyk, ale i całych galaktycznych gromad odbywa się dokładnie w tym samym kierunku, jaki wyznaczyli Kanadyjczycy. Amerykanie wykazali, że ruch gromad galaktycznych w promieniu co najmniej.1.5 miliarda!! lat świetlnych odbywa się z prędkością 2-3 miliony km/h. Wykazali również, że ruch ten nie wykazuje tendencji do zaniku, zatem może odbywać się również poza obszarem obserwowanym przez NASA. Odkrycie to jest szokujące, gdyż w ramach współcześnie panujących poglądów na naturę Wszechświata, taki wielkoskalowy ruch nie ma prawa istnieć! O ile zatem ruch wykazany przez Kanadyjczyków można – choć trochę na siłę – wstawić do obowiązującego modelu kosmologicznego, tak ruch gromad galaktycznych znajdujących się 1,5 miliarda lat świetlnych jest zupełnie nie do pomyślenia. Po prostu ten ruch w ogóle nie powinien mieć miejsca, gdyż istniejące struktury w naszym Wszechświecie nie mogą czegoś podobnego swoim przyciąganiem grawitacyjnym wygenerować. Ostatnie wyniki badań zaczynają dostarczać coraz więcej dowodów na to, że ruch ten sięga swoim zakresem odległości 2,5 miliarda lat świetlnych. Zaczynają pojawiać się postulaty, że ruch ten odbywa się wszędzie. Ruch ten doczekał się nawet fachowej nazwy – Ciemny Przepływ (Dark Flow http://www.nasa.gov/centers/goddard/news/releases/2010/10-023.html). Próby wyjaśnienia tego ruchu przy pomocy teorii Inflacji Kosmologicznej (http://pl.wikipedia.org/wiki/Inflacja_kosmologiczna). Według tej teorii ekspansja ‘młodego’ Wszechświata postępowała w tak zabójczo szybkim tempie, że wszelakie niejednorodności wczesnego okresu zostały wypchnięte poza obszar dostępny naszym obserwacjom. Teoria ta tłumaczy więc, czemu Wszechświat, jakim go obserwujemy, jest wszędzie bardzo podobny, niezależnie od kierunku patrzenia. Teoria nie wyklucza jednak, że gdzieś za kosmicznym horyzontem (za siedmioma lasami i siedmioma górami), Wszechświat może mieć inne właściwości.
Wszystko wskazuje na to, że teoria Wielkiego Wybuchu powoli bo w sposób ‘naukowy’ – zaczyna dryfować w kierunki Science-fiction.
zoologiczny antykomuch i co gorsza dla niektórych, przekazujacy te wartosci dzieciom.