Podczas gdy majestat państwa Polskiego, a raczej to co z niego zostało jest notorycznie kopane przez operacyjne wrzutki kolejnych ekspertów, specjalistów, czy też przewodniczących kolejnych niezależnych instytutów rosyjskich na temat katastrofy smoleńskiej, posiadająca potencjał działania część polskiejgo społeczeństwa zasłania swoją bierność regułami prawa międzynarodowego, które rzekomo pozwalają Rosjanom gwałcić naszą rację stanu.
Powstało już chyba setki tekstów o tym, jak to konwencja chicagowska to, a załącznik do niej tamto. Jak to regulamin rosyjski owamto, a polskie standardy siamto. Novum jest wskazanie przez niezależną Komsomalskają Prawdę tajnej instrukcji, nakazującej rzekomo polskim pilotom słuchać podczas lotu przede wszystkim prezydenta, co w domyśle ma udowodnić, że Lech Kaczyński kazał im się rozbić pod Smoleńskiem Na szczęście rząd RP zdobył się na niezdarne dementi w tej sprawie.
***
Prawem międzynarodowym można wytłumaczyć wszystko z pozycji silnego mocarstwa, tak samo jak nie da się tym prawem obronić niczego z pozycji słabej. Twórcy i operatorzy prawa międzynarodowego również mają swoje preferencje polityczne, czego przykładami może być postępowanie ONZ i całej armii organizacji humanitarnych w kwestii bombardowania Serbów podczas konfliktu w Kosowie, a z drugiej srony ich haniebne milczenie w sprawie masakry Czeczenów odbywającej się od 1997 roku. Ten przykład, za którym mogłyby pójść inne, dowodzi, że z tym prawem międzynarodowym, nie jest dokładnie tak jak to się przyjęło mówić w wielbiących je postępowych salonach. Podmiot silny może wykorzystywać korzystne dla siebie zapisy a niekorzystne pomijać, słaby musi wypełniać jego postanowienia. Tak właśnie wygląda obiektywizm systemu międzynarodowego.
Należy pamiętać, że jeszcze w zeszłym wieku ludzie wierzący w sąd obiektywny dostępny dla zwykłego człowieka, poradzili sobie z kwestią dyskusyjności moralnej prawa pozytywnego. Takim prawem są m.in. normy prawa międzynarodowego sankcjonujące porozumienia międzypaństwowe, jak np. konwencja chicagowska.
Po przejęciu pełni władzy w międzywojennych Niemczech, demokratycznie wybrany, zdolny przywódca i ludowy trybun Adolf Hitler, w sposób demokratyczny i w pełni zgodny z ówczesnym prawem przeprowadził legalne zmiany konstytucyjne pozwalające na eksterminację Żydów oraz inne zbrodnie popełniane przez watahy jego wyznawców, co stało się preludium do II Wojny Światowej, która okazała się najbardziej potwornym konfliktem w dziejach ludzkości. Podobne podejście do prawa mieli panowie z drugiej części Europy – Bolszewicy, których lucyferyczny przywódca Józef Stalin stworzył system, którego hasłem w odniesieniu do norm prawnych stało się ,,dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf”. Remedium na niesprawiedliwość prawa stanowionego była stworzona po wojnie formuła niemieckiego prawnika Gustawa Radbrucha bazowana na założeniu nadrzędności prawa naturalnego nad pozytywnym. Łacińska sentencja tego prawa brzmi lex iniustissima non est lex,czyli ,,prawo niesprawiedliwe nie jest prawem”. Niestety zapominamy o Radbruchu, który kiedyś przypomniał światu o pierwszorzędności prawa naturalnego.
***
O tej usankcjonowanej przez rozprawy norymberskie regule zapominają uczestnicy debaty na temat katastrofy smoleńskiej i każdej innej kwestii, w której opinia publiczna gubi się w gąszczu prawnych wyjątków, podpunktów i odniesień, choć prawda jest w tych przypadkach zazwyczaj oczywista.
***
Być może wynika to z postępującego wycofania wartości z życia publicznego, na rzecz postnowoczesnych fanaberii, jak prawa człowieka i im podobne, które są usankcjonowane jedynie przez papierki, na których po raz pierwszy je zapisano. Siła wolnego człowieka, który wierzy w Boga, lub chociaż uniwersalną etykę, polega na tym, że potrafi kwestionować niezdrowy system i działać podług wartości w które wierzy. Nie nawołuję tutaj do anarchii. Przecież nie chodzi tu o kwestionowanie prawa w ogóle. Tak jak to zrobili sędziowie z Norymbergii, tak ja mam obowiązek kwestionować niesprawiedliwe prawo pozytywne, stojące w niezgodzie z prawem naturalnym.
Schemat narzucany nam z zewnątrz więzi nasza inicjatywę. Gorset prawnych regulacji i nowego nazewnictwa odbiera nam możliwość posługiwania się prawdą, ponieważ w owym gorsecie prawda została pominięta. Wznieść się ponad te ograniczenia, to uwolnienie o skali podobnej do mitycznego wyjścia z platońskiej jaskini. Kiedy to się stanie, prawda staje się widoczna, a fundamentalne uzasadnienie walki o nią na nowo solidne. Zachęcam każdego do uderzenia w ten schemat i spojrzenia na sprawy, takimi jakimi w rzeczywistości są. Wyjście poza umysłową matrycę to pierwszy krok. Podjęcie odpowiedniego działania to następny etap.