Nic jeszcze nie przesądza o tym, że kolejny raz możemy utracić niepodległość lub przynajmniej suwerenność, ale to nie powód aby nie być przygotowanym na taką ewentualność. Dwa poprzednie przypadki pokazały, że jest to możliwe pomimo podjęcia starań obrony niepodległości jakim było uchwalenie w 1791 roku Konstytucji 3 Maja oraz wdrożenie programu gospodarczo-obronnego w latach 30-tych XX wieku.
Gdy dwukrotnie traciliśmy niepodległość w ciągu 150 lat, a Polska znikała z mapy Europy, to zanim do tego doszło, to ówczesnym Polakom zupełnie nie mieściło się w głowie, że ich państwa może nie być jako podmiotu stosunków międzynarodowych. Tak było przed trzecim rozbiorem dokonanym przez Rosję, Niemcy i Austrię w 1795 roku oraz przed piątym rozbiorem dokonanym przez III Rzeszę, ZSRR, Litwę i Słowację w 1939 roku. Dla zdziwionych dodam, że czwarty rozbiór był w 1815 roku, po Kongresie Wiedeńskim.
Nic jeszcze nie przesądza o tym, że kolejny raz możemy utracić niepodległość lub przynajmniej suwerenność, ale to nie powód aby nie być przygotowanym na taką ewentualność. Dwa poprzednie przypadki pokazały, że jest to możliwe pomimo podjęcia starań obrony niepodległości jakim było uchwalenie w 1791 roku Konstytucji 3 Maja oraz wdrożenie programu gospodarczo-obronnego w latach 30-tych XX wieku.
Polska chcąc się uchronić przed ponownym wpadnięciem w orbitę zależności od Federacji Rosyjskiej, spadkobierczyni ZSRR i carskiej Rosji, przystąpiła w 1999 roku do NATO oraz w 2004 roku wstąpiła do Unii Europejskiej. O ile przynależność do NATO spełnia nasze oczekiwania, o tyle przynależność do Unii Europejskiej, z biegiem czasu, zaczęła stwarzać problemy. Gdy Polacy w 2003 roku podejmowali, w referendum akcesyjnym, decyzję o wstąpieniu do Unii Europejskiej, obowiązywał Traktat z Maastricht i byliśmy zapewniani przez polityków lobbujących za podjęciem decyzji o przystąpieniu do Unii, że w przyszłości o każdej zmianie Traktatu i o każdym ograniczeniu suwerenności Polski na rzecz Unii będziemy decydować także w referendum. Niestety referendum akcesyjne było pierwszym i ostatnim takim referendum.
Pierwszym niepokojącym sygnałem i zimnym prysznicem była procedura przyjęcia Traktatu z Lizbony. Kiedy Irlandia, w referendum w 2008 roku, odrzuciła ratyfikację Traktatu z Lizbony, to Komisja Europejska, zamiast przystąpić do negocjacji o takiej zmianie zapisów Traktatu, które pozwoliłyby na jego ratyfikację, przystąpiła do brutalnych nacisków na Irlandię z wykorzystaniem groźby ograniczenia funduszy europejskich, czyli do tego co obecnie próbuje robić w stosunku do Polski. W efekcie tych nacisków, w 2009 roku odbyło się w Irlandii ponowne referendum, które ratyfikowało Traktat z Lizbony.
Od tamtego czasu przyspieszył w Unii Europejskiej proces pozatraktatowego pozbawiania państw członkowskich kompetencji przez Komisję Europejską, także w obszarach których Traktat w żaden sposób nie reguluje. Spory Komisji Europejskiej z Polską są właśnie świadectwem istnienia takich działań, które ujrzały światło dzienne tylko dlatego, że Polska, a także Węgry, nie zgadzają się na pozatraktatowe przejmowanie kompetencji przez Komisję Europejską.
Nie ma pewności jak się to wszystko skończy, bo Komisarze i urzędnicy europejscy są bardzo zdeterminowani. Aby przeforsować w Unii Europejskiej lewicowe zmiany, są gotowi w sposób bezprawny wpłynąć na zmiany polityczne w Polsce i na Węgrzech, aby zainstalować tu ekipy spolegliwe wobec zamiarów Komisji Europejskiej oraz partykularnych interesów Niemiec i Francji. W tym celu został ostatnio skierowany do Polski Oppositionsführer Donald Tusk 88!
Jeśli w Polsce i na Węgrzech przejmą władzę siły posłuszne Unii Europejskiej, to musimy się liczyć najpierw ze stopniową utratą suwerenności, która skończy się niechybnie kolejną utratą niepodległości, bo politycy dominujący w Unii Europejskiej dążą do jej przekształcenia w państwo federacyjne o roboczej nazwie Stany Zjednoczone Europy. Polska była już w jednym państwie i z Niemcami i z Austriakami, dlatego Polacy dobrze pamiętają do czego prowadzi niemiecka dominacja polityczna i kulturowa.
Najlepszym rozwiązaniem byłyby prawicowe rządy w większości państw Unii Europejskiej i w efekcie prawicowa Komisja Europejska, która wróciłaby do chrześcijańskich korzeni Unii, ale to raczej mało prawdopodobne. Najgorszym rozwiązaniem byłaby samotna secesja Polski, która jest dopuszczalna tylko w przypadku trwałego rozpadu Federacji Rosyjskiej na państwa narodowe, na co się raczej, na razie, nie zanosi. W tej sytuacji, najlepszym rozwiązaniem mogłaby być secesja z Unii Europejskiej grupy państw Trójmorza uzupełnionych następnie o Ukrainę, Mołdowę, Serbię, Czarnogórę, Gruzję i Finlandię oraz ewentualnie Białoruś po upadku reżimu.
Konfederacja państw Trójmorza, to byłby sposób na powstanie w Europie trzeciej siły, która równoważyłaby wpływy Federacji Rosyjskiej i Unii Niemieckiej (Europejskiej). Te dwie ostatnie są stracone, bo zachodnie państwa Unii Europejskiej ulegną islamizacji dzięki swojej nieodpowiedzialnej polityce imigracyjnej, a Federacja Rosyjska jak się w końcu rozpadnie, to także w większości na państwa islamskie. Nie można liczyć, że taka secesja obejdzie się bez wojny secesyjnej, ale miejmy nadzieję, że tym razem wygra jednak Konfederacja.