A ja właśnie „leżę sobie pod gruszą” w Jeżowie, „na dowolnie wybranym boku”, jak w piosence Maryli Rodowicz, i jeśli mnie kalendarz nie zwodzi, to mamy dzisiaj 9. dzień maja 2015 roku. Przez ponad miesiąc w ww. instytucjach nie znalazł się śmiałek, który „recenzentowi” życia publicznego z Wilczysk, ale także członkowi Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, udzieliłby choćby prostej odpowiedzi w stylu „pocałuj nas pan w…”. A więc jednak obowiązuje w Polsce zasada, nazwana przez żałosnego „Bolka” Wałęsę: „ani be, ani me, ani kukuryku”.
Nie zmienia to jednak faktu, że nadal leżę sobie po gruszą i dumam, jak mawia jeden z moich ptaszkowskich (z Ptaszkowej) przyjaciół. Ale zanim napiszę co wydumałem, dla porządku, przypomnę nazwiska osób odpowiedzialnych za opisane powyżej milczenie.
Rzecznikiem prasowym ds. karnych jest w Sądzie Okręgowym w Nowym Sączu sędzia Bogdan Kijak. Biurem prasowym natomiast kieruje Lucyna Franczak.
Prokuratorem Rejonowym w Gorlicach pozostaje od lat prokurator Tadeusz Cebo.
A teraz spróbujmy się przez chwilę zastanowić dlaczego w ogóle mogło dojść do takiej sytuacji. Przecież funkcjonariusze Państwa Polskiego: Franczak, Kijak i Cebo powinni właściwie bezzwłocznie reagować na listy dziennikarza. Bo w ten sposób mogliby w jeszcze pełniejszy sposób służyć społeczeństwu, które, reprezentują. Sędzia i prokurator, to nie są jakieś bezwolne kukiełki w teatrze, ale przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, fundamentu demokratycznego państwa. A zatem powinni być wolni od grzechu arogancji. W przeciwnym razie ich misja nabiera zupełnie innego znaczenia. Przestaje być służbą społeczną, a zaczyna być systemem, w którym to społeczeństwo w ogóle się nie liczy. Władza wie lepiej i władza będzie za społeczeństwo decydować w każdej sprawie. A taki „recenzent” życia publicznego to zwykły natręt, może oszołom, można go spokojnie zlekceważyć.
Zachowanie funkcjonariuszy publicznych: Franczak, Kijaka i Cebo, to nic nowego dla Czytelników mojego portalu. Ileż to razy gorliccy samorządowcy uchylali się od rozmowy, od odpowiedzi na pisma, ukrywali dostęp do informacji publicznej, mataczyli, składali nawet fałszywe zeznania w sądach. Wiele z tych historii znalazło faktyczne odzwierciedlenie w moich artykułach i felietonach. Dowodów, które przedstawiłem, nie można traktować jako incydentów, czy zwyczajnych błędów w sztuce administrowania państwem. Nie mam dobrych wiadomości dla naiwnych. Tak, tak, Szanowni Państwo, tkwimy po uszy w autorytarnej strukturze, która z demokracją nie ma nic wspólnego. Sędzia Kijak i prokurator Cebo mogą sobie lekceważyć dziennikarza, bo włos im z głowy nie spadnie, a zwierzchnicy nie pogrożą nawet palcem. Bo zwierzchnicy dokładnie tak samo pojmują swoją misję publiczną, jak ich podwładni. Dorwaliśmy się do władzy i wara wam od naszych salonów. Małczi i ruki po szwam!
III RP nic nie zrobiła z ordynarna schedą po PRL-u. Źle powiedziałem. III RP udoskonaliła wiele mechanizmów „władzy ludowej”. Kasta „właścicieli” ugruntowała stare przywileje i zdobyła nowe narzędzia bezwzględnej opresji. Na przykład przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, których chroni immunitet niezawisłości, w praktyce przestali być dostępni dla szarego obywatela. Ta korporacja zamknęła drzwi przed światem i tkwi w poczuciu pełnej nieomylności i oczywiście nieuchronności swoich działań. To jest jednak temat na inne opowiadanie!
Jeden komentarz