Nie to żebym nie rozumiał Jarosława Kaczyńskiego, ale w ocenie „Oburzonych” kompletnie się z nim nie zgadzam. Mamy po prostu odmienne interesy i uwarunkowania. Prezes dba o PiS i zachowanie korzystnych warunków politycznych, ja natomiast chciałbym odsunięcia Tuska i odpartyjnienia Polski.
Po okresie demonstrowanej sympatii Prawo i Sprawiedliwość uruchomiło silnik swego politycznego walca i skierowało go przeciwko „Platformie Oburzonych”, którego twarzą stali się Przewodniczący „Solidarności” Piotr Duda i Paweł Kukiz, rockmen oraz szef Zmieleni.pl. Na terenowych spotkaniach z wyborcami Jarosław Kaczyński używając znanej retoryki przestrzegał przed „Oburzonymi” nazywając ich „rozcieńczaczami” poparcia dla jedynej opozycji mającej możliwość pozbawienia PO władzy. Padała przy tym wielokrotnie sugestia, że może to być wręcz działanie protuskowej rozwietki mające na celu osłabić wynik wyborczy PiSu.
I w zasadzie nie mogło być inaczej.
Patrząc zdroworozsądkowo i wchodząc w skórę Prezesa całkowicie rozumiem motywację jego działania, co nie znaczy rzecz jasna, że to działanie pochwalam.
Nie ukrywajmy „Oburzeni” są od początku ruchem o charakterze politycznym. Świadczą o tym nie tylko ich żądania wprowadzenia Jednomandatowych Okręgów Wyborczych – co całkowicie przebuduje system polityczny w Polsce – nie tylko ich kontestacja wielu programów i projektów partyjnych – np. odnośnie rozwiązań prawnych – ale przede wszystkim działanie lidera Ruchu z pozycji byłego wyborcy PO, który ma dość być robionym w konia i teraz to całe PO z tym całym Tuskiem chce wykopać poza polityczny nawias oraz wspólne działanie z „Solidarnością” która nigdy nie była i już nigdy nie będzie zwykłym związkiem zawodowym, jest sprawdzonym matecznikiem produkującym rządzących polityków, a na dodatek ma dziś ambitnego, energicznego i charyzmatycznego przywódcę.
„Oburzeni” zatem, jako formacja polityczna jest naturalną konkurencją innych podmiotów tego rynku, w tym PiS, więc nie ma co oczekiwać, że będzie rozpieszczana, a Kukiz klepany po plecach. Był handicap na początku wynikający z nowości, popularności lidera na prawicy, udziału cieszących się sympatią społeczną ludzi pokrzywdzonych przez system, atyplatformerskiego wektora działania i nagonki w mainstreamowych mediach, ale dobiegł jego kres.
Kukiz powiedział publicznie o układzie w którym „Kaczor z Donaldem trzymają się wzajemnie za dzioby, bo jeden potrzebuje drugiego jako wroga i nie może bez niego żyć” więc Kaczor nie puszczając dzioba Donalda dał w dziób Kukizowi. Kontrolnie na razie, ale w końcu Paweł Kukiz jako polityk został potraktowany poważnie. Widać też i sprawa jest poważna.
Umówmy się, Jarosław Kaczyński nie jest ani politycznym świerzakiem ani osobą źle poinformowaną. Patrząc z punktu widzenia nastrojów i sympatii społecznych wydaje się, że powinien wspierać oddolną inicjatywę obywatelską opartą na ludziach pokrzywdzonych przez polskie sądownictwo, polski system bankowy, antyrodzinny system prawny, ludzi oszukanych przez Platformę Obywatelskich w sprawie JOW i zmielonych wraz setkami innych podpisów. Toż „Platforma Oburzonych” nawet nazwę przyjęła by dokopać PO. Wydaje się, że powinien wspierać działanie „Solidarności”, która dysponuje aktywną i realną siłą wyborczą, argumentami ulicznymi i z którą tak nie dawno szedł bark w bark ulicami Warszawy.
A jednak wspierać przestał, a zaczął atakować.
Być może prawdą jest, że „Platforma Oburzonych” działa w tym samym segmencie wyborczym i Jarosław Kaczyński zaczął się realnie obawiać, że wzrost popularności tej nowej siły politycznej będzie kosztem Prawa i Sprawiedliwości, odbierając mu głosy w najbliższych wyborach i faktycznie niepotrzebnie rozcieńczając antyplatformerski elektorat. Wciąż podzielona i rozcieńczona „prawica” nie będzie mogła zdobyć władzy i Tusk znów zachowa stołek premiera oraz będzie dominować w samorządach. To rozsądne i bardzo nośne wizerunkowo patriotyczne podejście. Medialne na prawej stronie. Czy takie są jednak autentyczne obawy Prezesa?
Z drugiej strony trzeba by się zastanowić jaki wynik wyborczy jest w stanie osiągnąć PiS działając w pojedynkę przeciwko PO, RP, SLD i PSL i czy da on Kaczyńskiemu możliwość samodzielnego rządzenia. Czy Jarosław Kaczyński może zostać polskim Orbanem bez wsparcia jakiegoś polskiego Jobbiku, zwłaszcza, że nie ma też żadnego polskiego odpowiednika chadecji gotowego na koalicję?
Niestety PiS jest tutaj w bardzo nieciekawej sytuacji. Ma bowiem żelazny 30% elektorat (przy frekwencji 50% głosujących Polaków) i równie żelazny elektorat niegatywny nie dający mu żadnych szans na transfer byłych wyborców PO i tak wielką przewagę nad platformą, by rządzić samemu.
Chyba, że PO sama się zdemontuje, jak niegdyś AWS. Zejście poparcia dla PO do 15% spowoduje zwykłymi mechanizmami statystycznymi (jeśli chodzi o wynik badań opinii publicznej) skok poparcia dla PiS do 40-42% co przy odrobinie szczęścia w rozkładzie głosów może dać taką większość w parlamencie, która pozwoli na realne rządy.
Czy możemy na to liczyć? Czy na to liczy Jarosław Kaczyński i atakuje „Oburzonych” by zapobiec jednoczesnemu osłabianiu PiS?
Problem w tym, że zdaniem Marcina Palade, twórcy PBG i analityka preferencji wyborczych „Platforma Oburzonych” odbiera wprawdzie cząstkę głosów PiSowi, ale w mniejszym stopniu niż PO. Przede wszystkim jednak zagospodarowuje tę część społeczeństwa, która generalnie jest zniechęcona do dzisiejszych partii parlamentarnych. Moim zdaniem czym większa siła Oburzonych, tym większy przypływ zniechęconych Platformą Obywatelską i Tuskiem, a może nawet Palikotem czy Millerem (wszak Solidarność dogadała się z OPZZ). Z tego punku widzenia antagonizowanie się PiS z Oburzonymi nie ma zbyt wielkiego sensu, gdyż nie są oni rozcieńczaczami ale wręcz esencją skutecznego ataku na PO.
Jarosław Kaczyński musi o tym wiedzieć. Wie także, że wyborców którzy odeszli od PO ktoś musi zagospodarować i nie zrobi tego PiS. Żaden bowiem zwolennik Tuska, nawet były i zniechęcony, nie znajdzie w swoim leminżym sercu miejsca na miłość do Kaczyńskiego. Niemożliwa niemożliwość, za wiele szczęścia byłoby na raz i skok zbyt wielki. Takie rzeczy się nie zdarzają. Ktoś z nas wyobraża sobie wujka na imieninach, do tej pory lewaka, liberała i wroga IV RP, który wstaje i oświadcza: „przyznaję, myliłem się, to jarosław Kaczyński ma rację, od dzisiaj na niego będę głosował, a zamiast Gazety Wyborczej zacznę czytać Gazetę Polską”? Żarty na bok.
A jeśli ktoś musi zagospodarować to chyba lepiej by Platforma Oburzonych zamiast jakiejś frakcji Schetyny lub Gowina, albo zamiast SLD, Palikociarni czy PSL. Czy tak jednak uważa Kaczyński?
Nie zagospodaruje z pewnością Ruch Narodowy będący na prawo od PiS i jeszcze dalej od PO. No pozostaje rzecz jasna jeszcze Korwin i UPR. Ale temu pierwszemu nic się nie udaje od 20 lat i byłby to cud mniemany, gdyby nagle zaskoczyło, natomiast ten drugi związał się blisko z Narodowcami, co ustawia go zbyt na prawo od tematu, mimo, że jest na lewo od Korwina. No bez półlitra nie rozbieriosz, ale jakby nie patrzeć na placu boju mamy tylko Oburzonych (Zmieleni.pl, Solidarność, a nawet OPZZ), utrzymane silne PO, lub coś nowego co się wykluje z Sejmu po demontażu platformy.
I właśnie oto chodzi.
Jeśli chodzi o silną PO i rozmontowaną PO na frakcje sejmowe to pozycja PiS w tej materii pozostaje niezagrożona. Z pierwszą sytuacją Jarosław Kaczyński nauczył się żyć, a druga da mu szansę za wygrane wybory, a może nawet na rządzenie bo jedno nie oznacza automatycznie drugiego. PiS jest bowiem dzisiaj absolutnie nie koalicyjny. Liczyć jednak może, że przy sprzyjających wiatrach po wygranych wyborach gowinowcy odejdą od Tuska (a jest ich około 40) i wejdą w koalicję, lub wprost się przyłączą do PiS. To samo z kilkoma-kilkunastoma karierowiczami z innych partii. Może dostaną się jacyś narodowcy, z którymi poprzez Artura Zawiszę Kaczyński też jakoś się dogada… Przy wiatrach mniej sprzyjających PiS nie będzie rządził, ale za to będzie faktycznym zwyciężcą wyborów postponowanym przez lewacki system, z widokami na przyszłość, niesłychaną siłą wpływu i wielką dotacją z budżetu. We wszystkich wymienionych przypadkach nikt jednak nie będzie naruszał zasad wyborczych korzystnych dla Prezesa (jak i innych partyjnych prezesów), dających mu absolutną kontrolę nad swoją formacją polityczną, nie będzie dokonywał rewolty politycznej o nieznanym wyniku i zamachu na finansowanie partii z budżetu.
Jeśli natomiast Platforma Oburzonych zbyt mocno urośnie, to jej postulaty wprowadzenia JOW, demokracji bezpośredniej, rewolucyjnej reformy prawa, staną się zbyt słyszalne w społeczeństwie i mogą zostać uznane, za bardzo atrakcyjne, gdy Ci, którzy je głoszą zostaną uznani za poważnych graczy z szansą na zwycięstwo.
Wtedy domniemani „rozcieńczacze” staliby się esencją i zapalnikiem poważnej rewolucji systemowej w Polsce, która nie tylko mogłaby odebrać PiSowi wygodny wizerunkowo status realnej opozycji, ale wręcz zmieść cały istniejący układ polityczny tworząc coś, czego efekty zbyt trudno przewidzieć, by w tym chciał pomagać ponad 60-letni wyga polityczny.
Sytuacja, w jakiej znalazł się PiS trochę przypomina stanowisko państw zachodnich wobec rozpadu ZSRS. Tam był wróg, ale znany wróg, znane reguły gry, odpowiednio ustawione budżety, pieniądze, propaganda, retoryka a przy tym wzajemne, względnie bezpieczne trzymanie się za dzioby. Jeśli tego wroga zabraknie nie wiadomo co się stanie: czy demokracja, warunki rynkowe, dodatkowy biznes i nowe, korzystne dla całego świata status quo, czy też się wszystko zagotuje, a cały znany i rozpoznany ład światowy przestanie istnieć?
I z tego punktu widzenia ja Prezesa Kaczyńskiego rozumiem. Nie ma interesu spierać Oburzonych, bo ten ruch już stanowi zbyt wielkie zagrożenie dla PiS i warunków istnienia wodzowskich partii. A z jego wsparciem lub przy biernej sympatii zagrożenie stałoby się realne. Jeśli ktoś jest graczem w brydża na poziomie mistrzowskim, to nie przestawia się na szachy tylko dlatego, że ostatnio mu karta nie szła.
Poszedł więc atak w retoryce typowej dla PiS i nie ma się co dziwić, bo w tym środowisku jest ona po prostu skuteczna. Przy tym warto zwrócić uwagę, że Jarosław Kaczyński być może w ten sposób przykłada rękę do samospełniającej się przepowiedni. Sam bowiem w zwrócił uwagę mediów na „Platformę Oburzonych” i zakwalifikował ten ruch do ligi liczących się graczy politycznych. No bo jeśli już sam Prezes ostrzega…. Ponadto ustawianie tematu jako rozwietki PO nobilituje Tuska, jako wielkiego gracza, o wielkich wpływach, możliwościach i sprycie tak wielkim, że zagraża PiS. Albo co najmniej za ważną figurę w rozwietce. Zamiast tego wystarczyło powiedzieć merytorycznie, że PiSowi nie po drodze z Kukizem i Dudą ze względu na JOW i to uzasadnić przekonywująco dla swojego elektoratu.
Stąd mam inne zdanie od Prezesa i jego działań nie pochwalam (choć rozumiem). Bo ja proszę Pana Prezesa chcę radykalnych zmian i nie boję się tego co one przyniosą, gdyż już jest drastycznie niebezpiecznie i źle. A ponadto uznaję Tuska co najwyżej za karierowicza, cwaniaka, podłego człowieka i marionetkę. A co z rozwietką? Cóż, nie jest ona wszechmocna i musiałaby być wyjątkowo głupia stawiając na JOWy, rozcieńczające polityczne wpływy garstki osób i możliwości kontroli nad obywatelem.
Oto esencja mojego rozumowania.
Tomek Parol (ŁŁ)
Ps. Dolewając oliwy do ognia stawiam pytanie: kogo poprze o. Rydzyk? Proszę obserwować, co się będzie działo. Moim zdaniem wszystko od tego zależy. Ten trzeci obieg polityki: oburzony + narodowy + wolnościowy może być głównym beneficjentem nadchodzących zmian. Jeśli nadejdą.
Tomasz Parol - Redaktor Naczelny Trzeciego Obiegu, bloger Łażący Łazarz, prawnik antykorporacyjny, zawodowy negocjator, miłośnik piwa z przyjaciółmi, członek MENSA od 1992 r. Jeśli mój tekst Ci się podoba, lub jakiś inny z tego portalu to go WYKOP albo polub na facebooku. Jeśli chcesz zostać dziennikarzem obywatelskim z legitymacją prasową napisz do nas: redakcja@3obieg.pl