Dawno, dawno temu, za siedmioma górami i siedmioma rzekami,
sprawny rzemieślnik (Michelson) i cyborg, kryjący się pod szumnym nazwaniem – "naukowiec" (Morley), postanowili sprawdzić, czy istnieje eter.
A zadanie to było nie z tych samych prostych. Przecież poszukiwaniem tego "boskiego kontinuum" zajmowali się najwybitniejsi przedstawiciele ludzkiego rodu od zarania dziejów.
Nigdy nie czytałem wynurzeń panów M-M, w których wyłożyliby oni swoją filozofię zaprojektowania odpowiedniego eksperymentu, ale … jest tak bogata literatura na ten temat, że każdy zainteresowany może w niej znaleźć coś interesującego dla siebie.
Tak, interesującego dla siebie, gdyż z dyskusji, jakie toczą się na Salonie, oraz z przeglądu proponowanej w dyskusji literatury wynika, że każdy komu nie leń, plecie co mu ślina na język przyniesie.
I jeszcze nazywają siebie "najtęższymi Salonowymi Głowami w dziedzinie fizyki". Chociaż, może i mają rację. Przecież im tęższy czerep, tym mniej miejsca na mózg.
Tym, jak to było, i do czego to doprowadziło zajmiemy się obecnie.
Historycznie było to tak:
Pewnej grupie matematyków zachciało się obalić klasyczną elektrodynamikę i na jej miejsce przeforsować swój projekt. Ujawnijmy tych "geniuszy" w takim porządku, w jakim oni "grzebali" przy tym :
1. Maxwell 1855 (równania) – 1873 (elektryczność i magnetyzm)– wyśmienity matematyk, który nie dysponował żadnymi fizycznymi dowodami potwierdzającymi jego twierdzenia. Matematyk, który nie przeprowadził żadnego eksperymentu, ale swoimi matematycznymi sztuczkami tak "oczarowal" otoczenie, że ono założyło "różowe okulary" i … uwierzyło (tak, tak, uwierzyło) w jego dywagacje o elektrodynamice i świetle.
To on wymyślił fale elektrodynamiczne, a dla tych fal "eter falonośny". To on zlepił w jedno całe "eter falonośny" i "eter światłonośny" dowodąc, ż to są te same "etery" a światło jest falą elektromagnetyczną.
2. Lorentz 1875 – udoskonalacz teorii Maxwella. Ten matematyk, to wogóle był "wunderkind" swojego czasu. W 17 lat wstąpił do uniwersytetu (1870). W 1872 porzucił naukę w uniwersytecie (a więc po 2 latach!!!) i zajął się "nauką", zgodnie z chińskim przekleństwem – "obyś cudze dzieci uczył ", czyli został nauczycielem.
Nie przeszkodziło mu to zrobić do 1875 doktorat z … poprawiania elektrodynamicznej teorii Maxwella. A miał czym poprawiać, gdyż to on był autorem równania, które pozwalało wprowadzić do analizy takich zagadnień sztuczki relatywistyczne.
3. Michelson (1871) i Morley 1877 – Aby wykryć "wiatr eteru" wykonali doświadczenie, które dało wynik negatywny. Okazało się, że wbrew przewidywaniom fizyki klasycznej, światło biegnie z taką samą prędkością, niezależnie od układu odniesienia. Aby zracjonalizować ten rezultat pomiaru, Lorentz zaproponował, że elementy przyrządów pomiarowych na skutek ruchu kurczą się w kierunku przemieszczania się Ziemi, co prowadzi do uzyskania zawsze tej samej wartości prędkości światła. Matematycznym opisem tej hipotezy stała się transformacja Lorentza.
4. Hertz 1885-1889 – "Elektrodynamika ciał w ruchu" – ten fizyk jest autorem elektrodynamiki, podstawą której była hipoteza o tym, że eter jest wleczony przez ciała będąc w ruchu. Ta teoria nie znalazła praktycznego potwierdzenia i ustąpiła miejsca innym teoriom. Podstawowym osiągnięciem Hertza jest dla oficjalnej fizyki potwierdzenie elektromagnetycznej teorii światła Maxwella. To właśnie Hertz przeprowadził eksperymenty dowodzące istnienie fal elektromagnetycznych.
5. Lorentz 1902 – Nagroda Nobla. Tak, to ten sam Lorentz, który zaproponował hipotezę wyjaśniającą rezultat eksperymentu panów M-M.Zaproponował mianowicie,, że ruch ciał względem eteru skraca długość ciała o czynnik (1-v^2/c^2)^-1/2 (c – prędkość światła). Było to początkiem przekształcenia znanego obecnie jako transformacja Lorentza.
6. Einstein 1905 – O elektrodynamice ciał w ruchu. W swojej słynnej trzystronicowej bazgrołce, wykorzystał przekształcenie, znane jako transformacja Lorentza.Ostatecznym wyjaśnieniem negatywnego efektu ekeperymentu panów M-M i upadku koncepcji eteru, było ogłoszenie przez Einsteina Szczególnej Teorii Względności (STW), której głównym postulatem była teza, że prędkość światła w próżni jest jednakowa we wszystkich inercjalnych układach odniesienia.
A teraz, każdy naiwny, niech wierzy w bajkę o tym, że Einstein nie słyszał o eksperymencie panów M-M!
Lista jest wyczerpującą dokładna, ale dla mojej analizy brakuje tu jednego nazwiska. I to nazwiska Polaka:
Kopernik 1543 – "O obrotach ciał niebieskich". W tym dziele zawarta jest aksjoma, według której Yiemia i inne planety wirują wokół własnej osi, i wszystkie one wirują dookoła Słońca.
Nawet najbardziej zajadli relatywiści i papugi fizykalne muszą przyznać, że od czasu ogłoszenia najsłynniejszego dzieła Kopenika, do czasu przeprowadzenia eksperymentu panów M-M minęło ok. 340 lat.
Wydaje mi się, że to wystarczająco dużo czasu, żeby zastanowić się nad konsekwencjami pracy Kopernika.
Dzień ma 24 godziny, a Ziemia w tym czasie robi jeden obrót dookoła osi, czyli porusza się z prędkością liniową na równiku:
40076 km/24 godz. = 1669,83 km/h = 0,464 km/s = 464 m/s
W ciągu roku Ziemia przebywa drogę 939886400 km (ok. 940 mln km), co po przeliczeniu, daje średnią prędkość Ziemi na orbicie równą:
107210 km/h = 29,78 km/s = 29780 m/s
Przypominam, że podczas huraganu Katrina, wiatr wiał z prędkością maksymalną ok. 280 km/h.
Aktualnie mieszkam w pobliżu bazy stacjonowania Korpusu Lotnictwa Wojskowego, przez co często przejeżdżam obok masztów na których wiszą worki pokazujące kierunek wiatru.
Ostatnie dwa lata mamy takie anomalne pogody w lecie, że worki te całymi dniami wisiały w bezruchu, a mózg przyzwyczajał się do tego, że WIATR NIE WIEJE.
Ziemia leci z prędkością ponad 107210 km/h, a WIATR NIE WIEJE.
Od czasu Kopernika wiadomo, że Ziemia wiruje wokół własnej osi i dookoła Słońca, a atmosfera ma tą dziwną właściwość, że kręci się z nią, co nie wywołuje żadnego wiatru.
Mało tego, pomimo tak szaleńczej prędkości, fala dźwięku rozprzestrzenia się bez zakłóceń – nie obserwuje się efektu Dopplera, ani przeszkód w odbiorze dźwięku.
Czego więc szukali Panowie M-M? Eteru?
Jeśli wyznawali pogląd, że światło jest falą elektromagnetyczną, to eksperyment nie miał sensu, gdyż fala, zgodnie z Regułą Mordkowicza porusza się niezależnie od ruchu źródła.
Jeśli uważali, że światło nie jest falą, to eter nie był im do niczego nie potrzebny.
Jeśli jest jakiś tam eter, to on musi być polem elektrycznym i polem magnetycznym, gdyż światło ma niby być falą elektromagnetyczną, a ośrodek, w którym ma się rozchodzić światło powinien cechować się przenikalnością elektryczną i magnetyczną.
Nie będę wnikał, co jest źródłem totalnego pola elektrycznego, ale zapytam o to, gdzie znajduje się ten magnes, linie sił którego rozprzestrzeniają się w całym Universum?
Nie wolno zapominać, że Ziemia posiada własne pole magnetyczne, które jest na tyle silne, że stanowi wspaniałą ochronę Ziemi przed promieniowaniem słonecznym.
Wiemy również, że Ziemia jest nośnikiem konkretnego ładunku elektrycznego, który wytwarza dookoła niej konkretne pole elektryczne.
Te dwa pola są stale zaburzane działalnością Słońca i człowieka, a więc zaburzenie, które docierałoby do Ziemi w postaci fali elektromagnetycznej, musiałoby ulegać deformacjom, co niewątpliwie byłoby dostrzeżone przez astronomów. Tego jednak nie dostrzega się.
Wniosek może być tylko jeden: światło nie jest falą elektromagnetyczną, a więc dla swojego rozprzestrzeniania się nie potrzebuje żadnego ośrodka, oprócz przestrzeni.
A przestrzeń pojawia się wraz z materią, bez której nie ma światła. I właśnie ta okoliczność powinna być najważniejszą, przy podejmowaniu decyzji o poszukiwaniach ściślejszego związku między światłem, a materią.
Na zakończenie, kilka uwag na temat tego, jak się nas indoktrynuje.
Przy omawianiu tego eksperymentu rysuje się cudaczne rysuneczki ze skracającymi się ramionami STALOWEGO urządzenia, i żadnemu idiocie nie przyjdzie do głowy, że te ramionka są skrócone już w momencie wykonywania tego urządzenia. Przecież Ziemia jest stale w ruchu, a więc wsyzstko jest na niej niby skrócone (łącznie z nią samą).
Najpopularniejsze jest związywanie w rozmowach w jedno całe tego eksperymentu i STW Einsteina, co jest wykorzystywane dla wyróżnienia "genialności" tego guru fizykalnych matematyków – który usunął z "fizyki" konieczność istnienia tego, co nie istnieje – eteru.
A jak STW, to rakietki, bliźniaki, robakks ze swoim niedorobionym Achillesem i zgniłą śliwką, etc. Standartowy nabór pod wspólną nazwą – "efekty relatywistyczne".
Wiele razy czytałem te słynne trzy stronice pracy Einsteina z 1905 r. – "O elektrodynamice ciał w ruchu". Za każdym razem wzbudzał moje zdumienie wstęp, poświęcony jakiejś zmyślonej asymetrii w pracach Maxwella. Długo nie mogłem zrozumieć o co mu chodzi, aż tu któąregoś dnia zobaczyłem kopię pewnego rysunku, rozmieszczoną w komentarzach przez Georga Walewskiego:
Ten rysunek to ilustracja tych wątpliwości, które spowodowały, że Einstein prawdopodobnie zaczął "myśleć" i kombinować nad tym, co by tu napisać.
Przyjrzyjcie się im uważnie. Widzicie na tych rysunkach bezczelną manipulację? Nie, to zapraszam do następnej notki.
Wniosek generalny:
Fizycy ze wstydem powinni schować w archiwum eksperyment panów M-M, który jest kolejnym, jaskrawym dowodem ich bezmyślności!
Fizyka dla tych, którzy chca zrozumiec! Polityka dla tych, którzy zrozumieli!