Czy idea JOW, do której był tak przywiązany Jurek, byłaby właściwym mechanizmem selekcji pozytywnej?
10 listopada, w wigilię Święta Niepodległości pochowaliśmy we Wrocławiu naszego przyjaciela Jerzego Przystawę. Był piękny jesienny dzień. Zebrał się ogromny tłum. Duchowni, profesorowie Uniwersytetu Wrocławskiego, woJOWnicy czyli osoby, które od lat wspierały Profesora w jego walce o wprowadzenie w Polsce większościowej ordynacji wyborczej, studenci, uczniowie, rodzina i znajomi. Przez przeszło dwie godziny słuchaliśmy różnych przemówień. Wyliczano osiągnięcia naukowe Profesora, wspominano działalność konspiracyjną, przytaczano anegdoty z czasów młodości.
Ktoś przypomniał, że swego czasu Profesor opublikował w jednej z gazet artykuł o radzieckim uczonym Łomorukowie, który odkrył podwodne wodospady. Chciał w ten sposób udowodnić, że media przełkną każda bzdurę popartą profesorskim autorytetem. Do tytułów Jurek nie przywiązywał zresztą żadnej wagi. Więcej – gdy chciał kogoś skarcić przemawiał do niego per „ profesor”.
Słuchając tych laudacji siedziałam sobie na ławeczce, na głowę spadały mi złote, prześwietlone słońcem liście, po drzewach biegały wiewiórki i wydzierały się ptaki. Pozwoliłam sobie na swobodny bieg myśli. Jeżeli ktoś uzna dzielenie się z innymi takimi myślami (czyli „ strumieniem świadomości”) za niestosowne, a może wręcz nieprzyzwoite- powinien tu przerwać lekturę. A ja z góry przepraszam.
Zastanawiałam się czysto teoretycznie, zupełnie bez emocji, który z tak pięknie przemawiających profesorów i rektorów zaciekle zwalczał zmarłego podczas jego pracy w Uniwersytecie Wrocławskim. Była to refleksja zupełnie bezinteresowna. Nie przyszło mi nawet do głowy zapytać lepiej wtajemniczonych „who is who”.
Zastanawiałam się również jak to jest możliwe, że dwadzieścia lat walki o wprowadzenie w Polsce ordynacji większościowej (JOW), setki spotkań w terenie, seminaria na najwyższym, uniwersyteckim poziomie, podczas których wypowiadali się specjaliści z wielu krajów, spotkały się chyba z mniejszym odzewem niż ostatni spontaniczny wyskok jakiegoś zupełnie nieznanego mi muzyka, potraktowanego w mediach jako specjalista od ordynacji wyborczych.
Po „naszej” stronie barykady najpierw tego muzyka chwalono, potem za coś tam potępiono. Nic nie ujmując Kukizowi (po prostu nic nie wiem na jego temat) przypomina mi się aktorka, która ogłosiła upadek komuny i Olbrychski wypowiadający się na tematy polityki wschodniej.
Nie będę wyliczać wszystkich tytułów, prestiżowych stypendiów i publikacji Jerzego Przystawy. Można to znaleźć w Wikipedii.
Dla mnie jest ważne, że z niezwykłą odwagą i zaangażowaniem wsparł mego męża Michała Falzmanna w walce o ujawnienie afery FOZZ. Przystawa i Dakowski napisali książkę na ten temat pod tytułem „Via bank i FOZZ” wydaną przez ANTYK.
Przez dłuższy czas autorzy ksiązki byli ciągani po sądach z oskarżenia Dariusza Tytusa Przywieczerskiego, jednego z beneficjentów FOZZ, ściganego zresztą listem gończym. Wreszcie sąd poszedł po rozum do głowy i oskarżonych przeprosił.
Nieustannie zwracają się do mnie dziennikarze i osoby prywatne z pytaniem o tę książkę. W bibliotekach jest nieosiągalna choć została zgodnie z dobrymi obyczajami rozesłana do wszystkich.
Przypadek czy prawidłowość?
Jerzy Przystawa wspaniale przetłumaczył bardzo trudne dzieło Rogera Penrose’a: „Droga do rzeczywistości. Wyczerpujący przewodnik po prawach rządzących Wszechświatem”, opisujące współczesną fizykę od strony formalizmów matematycznych. W spisie publikacji Penrose’a w Wikipedii podany jest tytuł i wydawnictwo (Pruszyński i S-ka) nie ma natomiast nazwiska tłumacza. Tymczasem nazwiska Piotra Amsterdamskiego, który przetłumaczył inną pozycję Penrose’a, a mianowicie „Cienie umysłu” dziwnym zbiegiem okoliczności Wikipedia nie ukrywa.
Przypadek czy prawidłowość?
Na marginesie – za tłumaczenie wydawnictwo płaciło profesorowi Przystawie 20 zł za stronę. 10 zł za stronę bierze podobno maszynistka.
Bardzo piękna pozycja popularno naukowa Jerzego Przystawy „Poznaj smak fizyki” wydana przez PWN doczekała się furiackiego ataku jednego z kolegów ze środowiska warszawskiego. Posunął się on do rozsyłania do wydawnictw i mediów donosów na temat błędów tej publikacji. Jak pamiętam chodziło mu między innymi o to, że 100 lat temu jakieś zebranie odbyło się 22 listopada, a nie jak autor napisał 21 listopada (a może na odwrót, nie chce mi się nawet sprawdzać) i o podobne usterki, nie do zweryfikowania ze względu na różnice w źródłach. Po pierwszym szoku wydawnictwo oprzytomniało i za chwilę ukaże się drugie wydanie tej książki. Jak słyszałam zostanie ona również przekonwertowana na alfabet Braile’a, żeby służyć niewidomym dzieciom w Laskach.
Jerzy Przystawa był niezwykłą osobowością. To była – jak mawiały moje kresowe ciocie – senatorska głowa. Świetny fizyk z wszelkimi naukowymi tytułami, wnikliwy obserwator rzeczywistości społecznej i politycznej, błyskotliwy mówca i felietonista, prawdziwy patriota. Było jednak dla niego i dla nas wszystkich jasne, że w partyjniackiej ordynacji tacy jak on nie maja żadnych szans.
Nikt z poważnych ludzi nie będzie latami antyszambrował w korytarzach władzy, nie będzie za nikim nosił teczki i nie będzie uczestniczył w politycznym maglu, żeby dosłużyć się miejsca na partyjnej liście.
Rezultaty obowiązującego systemu wyborczego widzimy sami. Nieodmiennie rządzą nami „mierni, bierni, ale wierni”. Komu wierni- oto jest pytanie? Na pewno nie społeczeństwu i Polsce. W najlepszym przypadku swej karierze, a w gorszym – obcym mocodawcom. Nieodmiennie działa selekcja negatywna.
Czy idea JOW, do której był tak przywiązany Jurek, byłaby właściwym mechanizmem selekcji pozytywnej?
Mam nadzieję, że tak i że pokaże to czas.
Ale czy sub specie aeternitatis ma to jakieś znaczenie?