1 czerwca 1839 roku Madame Sand, Solange, Maurycy i Chopin zawitali do Nohant. Po wielomiesięcznej tułaczce mogli nareszcie odpocząć.
Zamek, jak przesadnie nazywała swą posiadłość George Sand, mieścił się w malowniczym Berry, 266 kilometrów na południe od Paryża. Miejsce to było jej azylem, przystanią gdzie odpoczywała po przejściach i kolejnych skandalach. Tylko tu, z dala od plotek i paryskich salonów, mogła na nowo poczuć radość życia. Sama doglądała obejścia, smażyła konfitury i gotowała by dogodzić gościom, którzy licznie przybywali do Nohant.
Zamek otoczony był zewsząd zielenią: park, ogród, warzywnik, sad, w pobliżu leniwie wiła się rzeka Indre, nad którą wszędzie, jak okiem sięgnąć, rozległe pola, łąki i pastwiska. Do tego zacisznego miejsca Madame Sand przywiozła Chopina. „Po piekle Majorki”, jak wyraziła się w liście do Balzaka, Nohant wydawało się być ziemią obiecaną. W tym urokliwym zakątku Chopin mógł odpoczywać i nabierać sił po ciężkiej chorobie. Madame Sand miała z pewnością wyrzuty sumienia, że przez swoje lekkomyślne postępowanie i strach przed konfrontacją z opinią publiczną omal nie przyprawiła swego kochanka o śmierć. Nie są to przypuszczenia wyssane z palca. W liście do swego przyjaciela François Rollinat’a George opisywała jak pobyt na Majorce odbił się na zdrowiu Chopina:
„Po przyjeździe z Valldemosy do Palmy Chopin zaczął straszliwie pluć krwią, nazajutrz wsiedliśmy na jedyny statek parowy kursujący z wyspy, który przewozi świnie do Barcelony(…) nieustający kwik i obrzydliwy odór nie pozwalały choremu odpocząć ani zaczerpnąć świeżego powietrza. Dopłynął do Barcelony wypluwszy miednicę krwi i słaniając się jak widmo”.
George z oddaniem pielęgnowała Chopina, wzywała lekarzy i dogadzała w każdy możliwy sposób. Jednak mimo fizycznej poprawy Chopin nie czuł się dobrze. W listach do Grzymały pisała:
„ Jestem gotowa do wszelkich poświęceń, byle nie patrzeć, jak trawi go melancholia. Niech Pan przyjedzie sprawdzić jego puls duchowy. Któż zdoła uchwycić granicę pomiędzy fizycznym niedomaganiem, a tęsknotą duchową? 8 lipca 1839”
„Nasz mały wciąż słaby i to wspaniałe uzdrowienie, którym się łudziłam, nie nadchodzi. Nie ustępuje też melancholia. Sierpień 1839”
Ten stan ducha dzisiaj nazwano by depresją, która uaktywniła się pod wpływem traumatycznych przeżyć ostatnich kilku miesięcy. Wyprawa na Majorkę pozostawiła w Chopinie jakąś zadrę, obudziła demony, z którymi kompozytor nie potrafił sobie poradzić. Gruźlica nigdy wcześniej nie dała mu się tak we znaki, jak podczas tej nieszczęsnej eskapady, przez co niemal fizycznie otarł się o śmierć. Męczyły go koszmary senne, dokuczał ból głowy, a mimo to starał się pełnić powierzoną mu rolę pana domu. Pod koniec sierpnia do Nohant zawitał z utęsknieniem wyczekiwany Wojciech Grzymała. Chopin odżył i mógł wreszcie do woli nagadać się po polsku. W tak rozchwianym stanie ducha zaczął pracować nad Sonatą b-moll, która do dziś uznawana jest za jedno z jego arcydzieł.
Jest to utwór składający się z czterech części. Od samego początku, od pierwszych taktów przepełniony posępnością jakby Chopin chciał zawrzeć w nim wszystkie złe emocje jakie towarzyszyły mu na Majorce. Słuchając można wręcz zobaczyć ową szalejącą nad Palmą burzę podczas której, Chopin przeziębił się. Za chwilę muzyka wycisza się jakby na chwilę wyszło słońce. Po czym znowu następuje spiętrzenie dźwięków. To przeprowadzka do Valldemosy, zimne ponure wnętrza klasztorne, nocne mary i przejmujące zimno. Całość nieuchronnie prowadzi do gorzkiej refleksji, zmierza doń nieubłaganie. Jest nią Marsz pogrzebowy. Początkowo Marsz był samodzielnym utworem nad którym Chopin pracował w latach 1836 – 37, a ostateczny zapis datował na 28 listopada 1837 roku. O ile wówczas można by powiedzieć, że Marszem tym chciał złożyć hołd Powstańcom Listopadowym, o tyle teraz słysząc ów Marsz wkomponowany w tą defiladę złowrogich i epatujących posępnością dźwięków, odnosi się wrażenie, że Chopin gra go dla samego siebie. Po tych pełnych skargi taktach następuje, jak pisał w liście do Juliana Fontany Chopin „finałek niedługi”. Rzeczywiście jest niedługi ale też i bardzo zagadkowy. Seria dźwięków które nie przypominają niczego, a jednocześnie są doskonałym dopełnieniem utworu.
Co siedziało w duszy Chopina w tych dniach nie wiedział nikt, nawet Madame Sand. Zresztą Chopin, jak wspominali jego najbliżsi przyjaciele, nie był człowiekiem skorym do zwierzeń. Wszystkie swoje troski i kłopoty dusił w sobie, czasami jedynie pozwalając by spłynęły w formie dźwięków na klawiaturę fortepianu. Tego lata Madame Sand też to zauważyła i w liście do Carlotty Marliani pisała:
„ Chopin ma się nadal raz lepiej, raz gorzej, nigdy zdecydowanie dobrze lub źle. Kiedy tylko czuje w sobie trochę siły, jest wesoły, kiedy zaś ogarnia go melancholia, rzuca się do fortepianu i komponuje piękne stronice.”
Tego pierwszego lata w Nohant Chopin stworzył jeszcze trzy wspaniałe utwory i dokończył dwa przywiezione z Majorki. Były to mazurki: e – moll bardzo nostalgiczny i dostojny, cis – moll, As – dur i H – dur oraz Impromptu Fis – dur. Utwory sprzedały się doskonale z czego Chopin był wielce rad. Zbliżała się jesień i czas powrotu do Paryża, a dzięki sowitej zapłacie mógł pomyśleć o wynajęciu bardziej luksusowego mieszkania.
CDN
Ewelina Ślipek
źródła:
Mieczysław Tomaszewski, „ Chopin i George Sand. Miłość nie od pierwszego spojrzenia.”, Wydawnictwo Literackie 2010.
George Sand, „ Historia mojego życia”,Wydawnictwo M 2014.
Fryderyk Chopin, „ Listy”, Narodowy Instytut Fryderyka Chopina 2011.
Niezależna publicystka, miłośniczka historii. Warmia, Mazury, Polska. Kradzież intelektualna jest przestępstwem. Teksty na moim blogu są moją własnością i nie zgadzam się na ich kopiowanie i przeklejania bez mojej zgody.