Bez kategorii
Like

OSZCZĘDNOŚCI

11/05/2012
433 Wyświetlenia
0 Komentarze
17 minut czytania
no-cover

„Jeszcze nigdy w żadnym kraju nie udało się wprowadzić programu oszczędnościowego, który przyniósł pozytywne efekty – objawił laureat Nagrody Nobla z ekonomii Joseph Stiglitz.

0


 

Jego zdaniem  cięcie wydatków i wprowadzanie restrykcyjnych planów oszczędnościowych pogorszą sytuację ekonomiczną. Zwrócił się on do bogatszych państw strefy euro, m.in. Niemiec, o zwiększenie wydatków na inwestycje w infrastrukturę, edukację i nowe technologie.(wyborcza.biz/biznes/1,100896,11630302,Stiglitz__Ostre_ciecie_wydatkow_bedzie_samobojstwem.html)

To ja sobie pozwolę przytoczyć fragment mojej najnowszej książki Emerytalna katastrofa o oszczedzaniu. Jej prezentacja jutro w samo południe na Targach Książki w sali Mikołajewskiej w PKiN. Dokładnie wówczas gdy w Sejmie będą głosowania na temat kolejnego etapu reformy reformy emerytalnej.
 
Każdy z nas stoi przed koniecznością ciągłego podejmowania decyzji:
• Ile i czego potrzebuje – co kreuje popyt.
• Ile musi pracować – co kreuje podaż.
• Ile może skonsumować dzisiaj, a ile powinien odłożyć na później – co kreuje stopę oszczędności.
O popycie decyduje kilka podstawowych czynników:
• Bieżące dochody.
• Wielkość majątku.
• Ceny produktów i usług na danym rynku.
• Preferencje konsumenckie.
• Oczekiwania, co do wielkości przyszłych dochodów, cen, koniunktury gospodarczej.

Poziom konsumpcji zmienia się, gdy siła nabywcza ulega zmianie (efekt dochodów). Natomiast poziom konsumpcji konkretnego towaru lub usługi zmienia się gdy pojawiają się inne możliwości wydatkowania posiadanych środków (efekt zastąpienia). Efekt ten, popularnie nazywany efektem wody i brylantu, sprawia, że rzeczy powszechne w użyciu mają niewielką wartość na rynku a rzeczy o wysokiej wartości rynkowej mają niewielką wartość użytkową.

Aby zaspakajać potrzeby konsumpcyjne ludzie muszą dokonywać wyborów co do podaży swojej własnej pracy. Oczywiście wybory te zależą z jednej strony od dostępu do miejsc pracy na danym rynku i stawek płacowych, a z drugiej strony od własnych umiejętności tworzących bazę alternatywnych wyborów – co możemy robić, u kogo pracować i czy nie możemy zacząć pracować „u siebie”. Stawki płacowe są uwarunkowane relacją podaży i popytu na dane umiejętności oraz równowagą opłacalności – czyli równowagą między tym, by czegoś nie robić (odpoczynek) a robić. Każdy wybiera pomiędzy przyjemnością nie pracowania a przykrością nie posiadania dochodu oraz stawkami wynagrodzenia za dany rodzaj pracy oferowanymi na danym rynku, widzianymi przez pryzmat dóbr, które zamierza nabyć w zamian za wynagrodzenie. Ta perspektywa nabywania dóbr i usług zawiera też opcje oszczędzania, czyli odkładania konsumpcji w czasie. Można użyć bieżące dochody do finansowania przyszłych wydatków (oszczędzania) lub przyszłe dochody do sfinansowania bieżących wydatków (kredyty).

Z indywidualnego punktu widzenia oszczędności to część dochodów nie przeznaczanych w danej chwili na konsumpcję lecz gromadzonych na przyszłość. Można powiedzieć, że oszczędności to niezrealizowane wydatki na istniejące dobra lub usługi. Ze społecznego punktu widzenia to źródło finansowania inwestycji.

Przeciwieństwem oszczędzania jest konsumpcja. Problem tkwi w określeniu poziomu tak zwanej konsumpcji autonomicznej, stanowiącej pewne minimum. Poziom ten jest określany przez każdego indywidualnie, na podstawie subiektywnych ocen. Stopa oszczędności w danej gospodarce jest zatem składową oszczędności jednostek i zależy od ogromnej liczby subiektywnych ocen. Współcześnie następuje powiększenie konsumpcji autonomicznej. Dzieje się tak za sprawą agresywnego marketingu przekonującego o konieczności posiadania coraz to nowych dóbr, prezentowanych jako niezbędne do życia. W efekcie zmniejsza się stopa oszczędności.
 
Tymczasem oszczędności służą inwestycjom – tworzą więc kapitał (budynki, maszyny), który umożliwia osiąganie zysków w przyszłości, które będzie można przeznaczyć na późniejszą konsumpcję i… na przyszłe oszczędności. Odsetek dochodów przeznaczanych na oszczędności nazywa się stopą oszczędności. W gospodarce zamkniętej zapisuje się to w postaci banalnego równania:

 

 


I = S
gdzie:
I = inwestycje,
S = oszczędności

 
W rzeczywistości, dzięki kontraktom zagranicznym i napływowi kapitału finansowego oszczędności krajowe nie muszą być równe inwestycjom krajowym. Niektórzy dostrzegają taką samą siłę sprawczą w budżecie państwa. Dzięki wydatkom rządowym finansowanym kredytami, można zwiększyć poziom inwestycji bez zwiększania poziomu oszczędności. Niestety kredyty trzeba kiedyś spłacić, co zmniejszy przyszły poziom oszczędności a więc i przyszły poziom inwestycji.

W latach trzydziestych XX wieku Roy F. Harrod i Evsey D. Domar udowadniali, że wzrost gospodarczy zależy od produktywności inwestycji i poziomu oszczędności. Im wyższa stopa oszczędności, tym większe inwestycje – ergo tym szybszy wzrost gospodarczy.

Robert Solow w 1956 roku sformułował model wzrostu gospodarczego, w którym oszczędnościom także przypisał ważną rolę, ale już nie tak ważną jak Harrod i Domar. Zwiększenie stopy oszczędności podnosi poziom inwestycji. Inwestycje tworzą kapitał, toteż zwiększenie stopy oszczędności przyczynia się do zwiększenia ilości kapitału. W efekcie mamy wzrost gospodarczy. Jednak im więcej jest kapitału, tym mniejsza jest jego produktywność.  Z czasem więc tempo wzrostu gospodarczego maleje, aż w końcu wraca do tego samego poziomu na jakim było zanim stopa oszczędności wzrosła. Można z tego wnosić, że w długim okresie intensywniejsze oszczędzanie nie przekłada się na szybszy wzrost gospodarczy. Ale nawet jak po pewnym czasie tempo wzrostu wróci do pierwotnej wartości, to jednak PKB jest już wówczas na wyższym poziomie niż byłby, gdyby nie szybszy wzrost wywołany przez większe wcześniejsze oszczędności. Późniejsze badania Gregory Mankiwa, Davida Romera i Davida Weila wykazały, że wpływ oszczędności na wzrost gospodarczy nie musi wygasać zgodnie z modelem Solowa, jeśli uwzględnimy inwestycje nie tylko w kapitał rzeczowy, ale także w kapitał ludzki, który, w odróżnieniu od rzeczowego, przynosi korzyści nie tylko tym, którzy w niego zainwestowali, ale wszystkim, którzy go wykorzystują. Wykształcony pracownik może zmienić pracę albo założyć własną firmę, wykorzystując wiedzę zdobytą u poprzedniego pracodawcy.

Oiko Nomos – bohater artykułu Edmunda Phelpsa z 1961 roku nawiązującego do modelu Solowa o królestwie Solovia – zdobył nagrodę za wyznaczenie najlepszej dla królestwa stopy oszczędzania, czyli Złotej Reguły Wzrostu. Wyznacza ona optymalny punkt między dwiema skrajnościami. Z jednej strony gdybyśmy nie oszczędzali w ogóle, wszystkie dochody przeznaczając na bieżącą konsumpcję, to nasi potomni nie dysponowali by  i kiedy nagromadzony wcześniej kapitał się wyczerpuje przyszłe pokolenia nie mają czym go zastąpić. W drugim przypadku gdybyśmy konsumowali tylko tyle, żeby utrzymać się przy życiu, przyszłe pokolenia miałyby nadmiar kapitału kosztem naszych poświęceń.

Złota Reguła Wzrostu wyznacza taki poziom oszczędności, by współcześni i ich potomkowie mogli osiągnąć ten sam poziom konsumpcji. Nie uwzględniając wzrostu bogactwa wynikającego z postępu technicznego, a tylko ten z akumulacji kapitału, stanie się tak gdy udział oszczędności w dochodach będzie równy udziałowi kapitału w PKB. Jeśli zyski są mniejsze od inwestycji, to poziom oszczędności jest za wysoki i gospodarka znajduje się w stanie dynamicznej nieefektywności. Jeśli zyski są większe od inwestycji, to poziom oszczędności jest za niski i gospodarka jest dynamicznie efektywna. Oszczędzając więcej można zwiększyć PKB, a w przyszłości także konsumpcję.

Według John Keynesa ludzie charakteryzują się pewną stałą skłonnością do konsumpcji. Różnicę pomiędzy dochodami a wydatkami koniecznymi do utrzymania poziomu życia oszczędzają. Kiedy zarabiają więcej, konsumują nieznacznie więcej, za to ich oszczędności rosną szybciej niż dochód. Stopa oszczędności jest więc tym wyższa, im wyższe są dochody. W praktyce okazało się, że Keynes nie miał racji (nie tylko pod tym względem). Ale dlatego, że realizowana w praktyce jego własna teoria interwencjonizmu państwowego przyczyniła się do zmiany ludzkich skłonności.

Zgodnie z teorią cyklu życia Franco Modiglianiego jednostki i gospodarstwa domowe dążą do jednakowego poziomu konsumpcji w ciągu całego życia. Hipoteza cyklu życia stanowi alternatywę zarówno dla hipotezy dochodu absolutnego Keynesa, według której wydatki konsumpcyjne zależą od bieżącego dochodu rozporządzalnego, a oszczędzają tylko jednostki o wysokich dochodach, jak i dla hipotezy dochodu permanentnego Miltona Friedmana, według której dochód permanentny to średni dochód, jaki ludzie spodziewają się osiągnąć w długim okresie.

Zdaniem Modiglianiego młodzi ludzie, którzy zarabiają niewiele, a potrzeby mają większe, zaciągają kredyty (na dom, czy samochód) i wydają tym samym więcej, niż zarabiają. Ich oszczędności są ujemne. W średnim wieku osiągają najwyższe dochody, spłacają kredyty z młodości i jeszcze oszczędzają na starość. Ich oszczędności są dodatnie. Kiedy się zestarzeją, żyją z kapitału zgromadzonego w młodości a spłaconego w wieku średnim i z oszczędności wówczas zgromadzonych. Ich oszczędności znowu są ujemne.

Działania rządów ten cykl zakłócają. Realizacja teorii Keynesa spowodowała, że uznaliśmy, iż musimy coraz więcej wydawać, bo to „ożywia” gospodarkę i że nie musimy więcej oszczędzać, bo „w razie czego” pomoże nam rząd – przecież jesteśmy „ubezpieczeni”. Dlatego badania Simona Kuznetsa wykazały, że konsumpcja rośnie niemal całkowicie proporcjonalnie do dochodu.

W krótkim okresie stopa oszczędności ma bezpośredni wpływ na stopę wzrostu PKB, a w długim okresie wpływa na poziom PKB, który przy takiej samej stopie wzrostu rośnie od wyższego poziomu. A kiedy PKB rośnie dochody ludzi młodych i w średnim wieku są wyższe niż obecnie ludzie starsi zarabiali w czasach swojej aktywności. Tym samym oszczędności młodszych są większe niż konsumpcja emerytów. Jednakże gdy młodzież spodziewa się dalszego szybkiego wzrostu gospodarczego w przyszłości, zaciąga więcej kredytów – ergo ma większe ujemne oszczędności.

Modigliani przyjął jednak kilka uproszczeń i nie wziął pod uwagę, kilku faktów. Celem oszczędzania nie musi być tylko odkładanie na starość – zgodnie z cyklem życia. Niektórzy nie oszczędzają w ogóle. Z kolei emeryci nie zawsze konsumują wszystkie oszczędności, a często nawet dalej oszczędzają – zostawiając spadek potomnym. Motywem oszczędzania może być chęć zabezpieczenia się na wypadek nagłej utraty dochodów (bezrobocie) lub nagłym wzrostem wydatków (w chorobie). Ludzie posiadający majątek oszczędzają mniej niż ci, którzy majątku nie posiadają, gdyż w razie potrzeby mogą spieniężyć jego część lub zaciągnąć kredyt pod jego zastaw (to tak zwany efekt majątkowy).

Działa też tak zwana ekwiwalencja ricardiańska, którą opisał Robert Barro. Zgodnie z teorią racjonalnych oczekiwań, wzrost deficytu budżetowego musi spowodować wzrost podatków w przyszłości. Racjonalnie myślący ludzie – a zwłaszcza przedsiębiorcy –  konsumują mniej, a oszczędzają więcej przewidując, że rząd będzie musiał w przyszłości podwyższyć im podatki.
Ale ja nie liczę na Nobla.

Książkę wydało Wydawnictwo Zysk i S-ka w związku z czym nie będzie jej prawdopodobnie w „Empikach” ale można ją też kupić w internetowej księgarni Multibook.
http://multibook.pl/pl/p/Robert-Gwiazdowski-Emerytalna-katastrofa/1718
http://multibook.pl/pl/p/Robert-Gwiazdowski-A-nie-mowilem-Katastrofa-emerytalna-10-proc./1719
0

Robert Gwiazdowski

120 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758