Przyznaję, bywam w gorącej wodzie kąpany. Ale tym razem na zimno, merytorycznie. Przynajmniej takie mam założenie pisząc tego posta. Nie jestem tego kalibru sławą co Łazarz, stąd i poziom moich notek jest nierówny.
Przejdźmy więc do tego, co konkretnie mam na temat OLW i ruchu Polska w Potrzebie do powiedzenia.
Portal dla zwykłych ludzi
To chyba całkiem oczywiste założenie. Nie wiem jakimi argumentami kierował się Łazarz, przyjmując koncepcję codziennego cyklu głosowania. Ale proszę o odpowiedź: jaka część potencjalnych wyborców, zwłaszcza tych w sile wieku, będzie się trudzić głosowaniem codziennie? Śmiem twierdzić, że marna. Natomiast niewątpliwie znajdą się rozmaici trolle, fanatycy i zwykli chuligani, czerpiący radochę z minusowania kogoś za niesympatyczny wyraz twarzy czy choćby za sympatię dla Kaczyńskiego. Przyjdzie obywatel, zagłosuje raz w tygodniu. Przyjdzie troll, zagłosuje codziennie. I troll ma w skali tygodnia siedmiokrotnie większą siłę głosu! Czy twórcy prawybory.net tego nie zauważyli i nie przeanalizowali?
Cykl głosowania powinien być tak ustalony, by każdy, nawet pojawiający się w Necie rzadko, spokojnie się załapał. Częsta bytność w Necie nie powinna się w znaczącym stopniu przekładać na siłę głosu danej osoby w dłuższym okresie czasu.
Kompatybilny z wyborami
Przyjęty system głosowania na trzy głosy w praktyce zmusza wyborcę do trzykrotnego powtarzania sekwencji wyszukiwania i oddania głosu. Większości wyborców raczej nie będzie się chciało, oddadzą i tak jeden głos, pozytywny lub negatywny. Portal powinien się kierować zasadą trzech kliknięć. Pojedyncza wizyta na witrynie celem zagłosowania powinna zająć nie więcej niż trzy kliknięcia. Inaczej należy się spodziewać skracania sobie drogi, chociażby rezygnowania z dodatkowych głosów, a w skrajnych przypadkach internautom nie będzie się chciało w ogóle po portalu gmerać.
A już zupełnie nie rozumiem głosu negatywnego. Istnieje moim zdaniem ryzyko przyciągnięcia na portal ludzi, którzy lubują się w minusowaniu. Jest to sytuacja znana z serwisów takich jak Demotywatory.pl i stanowi tam prawdziwe utrapienie. „Minusowacze” niejednokrotnie pogrążają bardzo dobry demot z trudnych do zrozumienia powodów i w praktyce jest ich zawsze spora grupa. Chyba nie powinniśmy tego uznawać za postawę pożądaną.
Dodatkowo GPS.65 zwrócił pod notką „Prawybory.net: Kandydaci i ich wyborcy – zasady regulaminowe” uwagę, że istnienie negatywnego głosu daje kandydatowi możliwość minusowania konkurentów. Prowadzi to do możliwości zmowy elektoratów kilku kandydatów przeciwko konkurentowi i zgodnego minusowania tylko jego. A chyba się zgadzamy, że taki efekt źle wpływa na reprezentatywność głosowania. Dodatkowo wyborca głosujący na portalu tylko głosem minusowym może na wybory nie pójść, skutkiem czego kandydaci „niepoprawni politycznie” mogą mieć na portalu niższe wyniki niż mieliby w wyborach.
Łażący Łazarz chciał z unikatowego systemu głosowania zrobić atrakcję portalu i można to zrozumieć. Ale moim zdaniem to akurat chybiony kierunek działania. Praktyka pokazuje, że ludzie chętniej minusują niż plusują. I nie będą raczej wykorzystywać wszystkich trzech głosów. System głosowania ma być prosty, jasny, wygodny. Mają wystarczyć trzy kliknięcia do odnalezienia kandydatów i zagłosowania. To jedna z podstawowych zasad działania dzisiejszych serwisów.
Proponowałbym rozwiązanie kompromisowe: dwa odrębne rankingi. Ranking pozytywny, na podstawie którego ustalać się będzie listy wyborcze. I ranking negatywny, stanowiący dodatkową atrakcję i niewpływający na reputację kandydatów. A wyborca miałby możliwość oddania jednego głosu na plus i jednego na minus raz na tydzień. IMO taki system jest daleko bardziej przejrzysty. I dodatkowo będzie orientacja dla potencjalnego kandydata, czy jest nisza, w którą mógłby się wstrzelić (dysproporcja pomiędzy popularnością rankingu minusowego i plusowego byłaby sygnałem, że część wyborców nie ma na kogo głosować, ma natomiast poglądy z którymi zdecydowanie się nie zgadza).
Skuteczne filtrowanie
Postulat podniesiony przez Krzysztofa J. Wojasa w komentarzach. Podstawowe ramy programu wyborczego kandydata powinny być budowane na zasadzie wybierania pewnych postulatów z ogólnodostępnej listy i opowiadania się za lub przeciwko nim. Można też wprowadzić skalę czteropozycyjną: „zdecydowanie za”, „raczej za”, „raczej przeciwko” i „zdecydowanie przeciwko”. Rzecz jasna lista byłaby uzupełniania na bieżąco przez kandydatów o nieobecne na niej, a niezbędne postulaty. Kandydat powinien też móc dodawać do postulatu prywatny opis widoczny tylko na jego profilu, w którym precyzowałby dokładne stanowisko w tej konkretnej sprawie.
Celem nie jest „urawniłowka”, jak to określił Łazarz. Celem jest ułatwienie wyborcy orientacji w gąszczu nazwisk i profili, uproszczenie mu wyszukania kandydatów, jacy mu odpowiadają.
Przykładowo: jestem przeciwko aborcji i karze śmierci – klik i poszli won, którzy ją popierają. Prawda, że praktyczne?
Poszanowanie praw autorskich
Łazarz uzasadnił postulat rezygnacji z pretensji z tytułu praw autorskich dbałością o swobodę dzielenia się. Tymczasem można to rozwiązać w bardziej elegancki sposób, wymuszając na publikowane dzieła którąś z licencji Creative Commons. Prawda, że proste?
Przemilczane tematy
Portal prawybory.net prawdopodobnie będzie organizował debaty z udziałem kandydatów, a przynajmniej nie wyobrażam sobie, by mogło ich nie być. Można więc poruszyć w tych debatach tematy, o których w mediach się nie mówi:
prawo autorskie w dobie Internetu i sieci P2P,
problem piractwa komputerowego,
dyskryminacja w mediach grup społecznych takich jak wielbiciele sesji RPG czy fani anime oraz oszczerstwa upowszechniane przez media na temat tych ludzi (m.in. mit „zboczonych chińskich bajek”),
wolne oprogramowanie a oprogramowanie własnościowe – który model powinno poprzeć państwo w rządowych systemach informatycznych,
problem dominacji Microsoftu na poziomie edukacji,
postawa państwa wobec dyskontów spożywczych,
żydowskie i niemieckie roszczenia majątkowe,
jak naprawić polskie sądownictwo, system emerytalny czy opiekę zdrowotną,
Podejmowanie niewygodnych tematów to coś, na co jest deficyt w mediach. Debaty powinny być nagrywane, publikowane na YouTube, możnaby też prowadzić podkast na stronie Radia Wnet czy podobnego portalu multimedialnego, no i rzecz jasna na Facebooku czy Twitterze. Należy starać się dotrzeć do internautów w każdy możliwy sposób, na wielu platformach społecznościowych jednocześnie.
Decyzja należy do wyborców
Taką generalną zasadę w mojej opinii należy przyjąć. Rola kierownictwa ruchu powinna być ograniczona raczej do spraw czysto organizacyjnych. To decyzja wyborców powinna orzekać w razie wątpliwości, czy ktoś złamał zasady, czy nie i czy powinien ponieść konsekwencje. Partii centralnie sterowanych mamy na scenie politycznej wiele.
Tyle ode mnie.
Katolik, doświadczony internauta, fan mangi i anime. Notki są na licencji http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/deed.pl