Przedstawiam arcyciekawy artykuł wyszperany na oficjalnej stronie miasta Braniewa. Rzecz dotyczy dzwonu z braniewskiego kościoła św. Katarzyny, zagrabionego przez Niemców podczas II wojny światowej. Na kanwie tej historii, autorzy opowiadają o losie tysięcy polskich kościelnych dzwonów zagrabionych przez okupantów. Koniecznie trzeba przeczytać ten tekst!!!
Na oficjalnej stronie miasta Braniewa (http://strims.pl/s/Historia/tb/a52z7g/komu-bije-polski-dzwon-niemieckie-grabieze) oraz na stronie informacji turystycznej w kalendarium poświęconym jego historii znajduje się następująca notatka:
Rok 1812 – 12 czerwca przez Braniewo przejeżdża Napoleon. Zatrzymał się na krótko przy ratuszu, wysłuchał dzwonu rozbrzmiewającego z kościoła św. Katarzyny i stwierdził, że chciałby go mieć w Paryżu. Dzisiaj ten dzwon wisi w klasztorze benedyktynów w Aachen i rozbrzmiewa wspominając braniewską przeszłość.
Ta krótka notka jest ona dosłownym tłumaczeniem z niemieckiej strony poświęconej historii Braniewa www.braunsberg-ostpreussen.de: 1812 Am 12. Juni kam Napoleon durch Braunsberg. Als er am Rathaus kurz anhielt, bekam er Gefallen am Klang der großen Glocke von St. Katharina, die er gern nach Paris hätte schaffen lassen. Sie hängt heute im Glockenturm der Benediktinerabtei Kornelimünster bei Aachen, ein tönender Zeuge aus Braunsbergs Vergangenheit.
Problem w tym, że Napoleon oprócz wyrażenia swojego zachwytu dźwiękiem braniewskiego dzwonu i opinią, ze chciałby go mieć w Paryżu, nie odpowiada za jego, zresztą znacznie późniejsze, zniknięcie z naszego kościoła. Nadmieniam, że nigdzie w żadnej książce, czy stronie internetowej nie znalazłem informacji o tym, że za „zrabowanie” dzwonu odpowiada Napoleon. Jest to chyba tylko błędna nadinterpretacja tego niefortunnego wpisu na niemieckiej stronie internetowej o Braniewie.
W chwili obecnej dzwon znajduje się w dzwonnicy klasztoru benedyktynów w Aachen, a trafił tam dopiero w latach 50-tych XX wieku, czyli 140 lat po wizycie Napoleona w Braniewie. Według informacji zamieszczonej przez benedyktynów jego poprzednik został zniszczony w trakcie wojny północnej między Szwecją i Rosją (1700-1721), jakoby przez polskie oddziały, co wydaje się co najmniej wątpliwe. Podobno nowy dzwon został odlany z pozostałości tego zniszczonego.
Dzwon dla kościoła Św. Katarzyny został odlany w dniu 24.10.1726 r., a jego wykonawcą był mistrz ludwisarski Andreas Dörling z Królewca. Wśród fundatorów był ówczesny biskup warmiński Johannes Szembek (Krzysztof Andrzej Jan Szembek -1680-1740, pochowany w katedrze fromborskiej), archiprezbiter Johannes Gaziorowski (raczej Jan Gąsiorowski) oraz Heinrich Schorn (Kirchenrendanten?). Na dzwonie widnieje łaciński napis: BENEDICAMUS PATREM ET FILIUM CUM SANCTO SPIRITU. LAUDEMUS ET SUPEREXALTEMUS EUM IN SAECULA. Po drugiej stronie widoczne są postaci dwóch Świętych Apostołów zidentyfikowane jako Piotr i Paweł. Wśród obecnych użytkowników dzwonu w Aachen nazywa się go Dzwonem Katarzyny od nazwy kościoła, z którego został przywieziony.
Cesarz Napoleon rzeczywiście w 1812 roku wyraził uznanie dla dźwięku dzwonu i stwierdził, że chciałby go zabrać do Francji. Dzwon (brzmiący w tonacji gis) z kościoła Św. Katarzyny jako „muzycznie najwartościowszy dzwon” Prus Wschodnich uniknął w trakcie I wojny światowej ówczesnych zbiórek metali na cele militarne. Jednak w czasie II wojny światowej padł ofiarą walki nazistów z kościołem katolickim i przede wszystkim wielkiego deficytu gospodarki niemieckiej na surowce. Został skonfiskowany i przetransportowany w 1942 roku do Hamburga, z pierwotnym przeznaczeniem do zniszczenia dla celów przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy. Nie został jednak zniszczony i jak wiele innych znalazł się w zasobach „cmentarza dzwonów” Glockenfriedhof w Hamburgu. W czasie wojny trafiły tam tysiące dzwonów z całej III Rzeszy, w tym także z Warmii i Mazur. Stamtąd dzwon trafił do klasztoru benedyktynów Kornelimünster koło Aachen, gdzie dotarł w dniu 12.05.1952 r., a na Boże Narodzenie w 1955 roku dzwonił po raz pierwszy w wieży nowego kościoła opactwa.
Historia „naszego” dzwonu nie jest jednak wyjątkiem. W 1941 roku Niemcy zaczęli robić „porządek” z kościołami katolickimi na swoich dawnych kresach wschodnich. Jak się szacuje zdjęli i wywieźli około 90 tysięcy dzwonów. W celu łatwiejszego transportu, utrącali im korony, wyrwali serca i wkładali jeden w drugi. Miały być przetopione dla celów zbrojeniowych. W sumie trafiło tam też 1,5 tysiąca dzwonów z Polski i Czech. W latach 50-tych zaczęto je przekazywać niemieckim parafiom, ale z zastrzeżeniem, że tylko tymczasowo, do chwili gdy będą mogły wrócić do swoich macierzystych świątyń.
Niemcy na terenie Rzeszy i krajów podbitych prowadzili rabunkową politykę, niszcząc dobra kultury materialnej, w tym m.in. większość dzwonów kościelnych. Brąz wytopiony z dzwonów stanowił dla nich cenny materiał zbrojeniowy. Zarekwirowane podczas II wojny światowej dzwony drogą kolejową transportowane były na Glockenfriedhof w Hamburgu, skąd trafiały do pobliskiej huty, tam w podziemnej fabryce przetapiano dzwony w dwóch nowoczesnych piecach hutniczych. W hamburskich wielkich piecach skończyło żywot 75 tysięcy dzwonów ze wszystkich europejskich krajów, które podbili hitlerowcy. Na szczęście Niemcy w czasie wojny okazali się skrupulatni i zanim dzwony trafiały do przetopienia, były katalogowane i oznakowane, aby je można zidentyfikować (farbą wykonywano na dzwonach napisy oznaczające powiat i województwo pod liczbą – był to tzw. kod pochodzenia). W dniu 15.03.1940 r. marszałek Hermann Göring, jako pełnomocnik do spraw planu 4-letniego Rzeszy, wydał rozporządzenie o przeprowadzeniu ewidencji, a następnie rekwizycji dzwonów znajdujących się zarówno w Rzeszy, terenach wcielonych i na obszarach okupowanych. Dołączone „Wytyczne dla historycznego i artystycznego oszacowania dzwonów brązowych zabranych na podstawie zarządzenia z 15.03. 1940” kwalifikowały wszystkie dzwony do jednej z czterech kategorii, oznaczonych literami od A do D oznaczającą jego wiek i wartość historyczną. Kategoria A obejmowała instrumenty odlane w czasach współczesnych do roku 1800 lub pozbawione wartości zabytkowych. Miały być one przesyłane bezpośrednio do hut, do natychmiastowego przetopienia. Kategorie B (przeważnie z XVII i XVIII wieku) i C (głównie średniowieczne) dotyczyły dzwonów historycznych oraz tych nowożytnych, które uznano za zabytkowe lub artystyczne. Dzwony te, zanim zostaną skierowane do przetopienia, miały oczekiwać w wyznaczonych składnicach metalu na wyczerpanie się zasobów kategorii A. Z kolei kategorią D objęto instrumenty szczególnie cenne, o których rekwizycji miał decydować osobiście Göring. Te najczęściej pozostały na swoich miejscach.
Na podstawie zarządzenia Göringa z 15.03.1940r. każdy proboszcz był zobowiązany zgłaszać posiadanie dzwonu na specjalnej karcie meldunkowej. Dokument ten zawierał kilka danych np. rok odlania, miejscowość, powiat. W Hamburgu na kilku placach, na których składowano dzwony zabytkowe kategorii B i C, wypełniano szczegółowe karty identyfikacyjne. Te najstarsze, zabytkowe, na razie pozostawiono. Zgromadzone tam dzwony podzieliłyby prawdopodobnie los tych z kategorią A – to znaczy zostałyby przetopione. Jednak w realizacji tego planu przeszkodziły władzom hitlerowskim wydarzenia wojenne.
Na szczęście dla wielu dzwonów, w dniach 24.07-3.08.1943 r. siły alianckie przeprowadziły operację lotniczą pod kryptonimem Gomora (Gomorrah), której celem był Hamburg (główne miejsce składowania dzwonów). W wyniku 10-dniowych dywanowych nalotów prowadzonych przez setki bombowców, miasto zostało zniszczone, a razem z nim zniszczeniu uległy wielkie piece hutnicze. Natomiast zabytkowe dzwony przeleżały pod gołym niebem do końca wojny. Niemcy w pierwszej kolejności przetapiali dzwony nowe, a zabytkowe przesuwali na koniec kolejki. Ocalałe zabytki stały więc sobie na nabrzeżach hamburskiego portu. Bywały nawet poukładane w hałdy jeden na drugim. Alianci po wojnie nazywali to miejsce „cmentarzyskiem dzwonów”.
Dzięki operacji lotnictwa brytyjskiego i amerykańskiego przetopienia uniknęło 16 tysięcy dzwonów, w tym – 12,6 tys. dzwonów niemieckich, 3400 spoza terenu Niemiec – w tej liczbie mieści się 1300 dzwonów z tzw. niemieckiego wschodu (Deutsche Osten), z Ziem Zachodnich i polskich terenów włączonych do Rzeszy w czasie ostatniej wojny. Kiedy skończyła się wojna pozostałe dzwony, które uniknęły przetopienia, zostały skatalogowane i odsprzedane nowym parafiom tworzącym się w Niemczech. Polscy specjaliści odnaleźli tam i przywieźli do kraju 1399 polskich dzwonów. Przywieźli też leżące obok dzwonów zrabowane polskie pomniki, m.in. Adama Mickiewicza z krakowskiego Rynku i księcia Poniatowskiego z Warszawy.
Nie udało się jednak odzyskać wszystkiego. Nad setkami niemieckich miejscowości do dziś brzmią zabytkowe dzwony, zrabowane z polskich kościołów. Wielu niemieckich duchownych naciskało wtedy na okupujących Niemcy aliantów, żeby nie oddawali Polakom dzwonów z Ostgebieten – czyli ziem na wschód od Odry i Nysy Łużyckiej, które w chwili zakończenia wojny należały do III Rzeszy. Niemcy argumentowali, że ludność z tych ziem została przesiedlona do RFN, więc dzwony mają zostać tam, gdzie przemieściła się ludność. Ponieważ akurat zaczynała się zimna wojna, brytyjski zarząd wojskowy, zarządzający północną częścią Niemiec, dał się przekonać. W 1948 r. zabronił wydania Polakom 1300 dzwonów z Pomorza, Śląska, Warmii i Mazur, zachodniej Małopolski. Nakazał przekazanie ich „w depozyt” protestanckim i katolickim parafiom w Niemczech.
W Niemczech nadal działa Niemieckie Archiwum Dzwonów w Norymberdze – Deutsches Glockenarchiv. Przed przetopieniem każdy dzwon był ważony, opisywany, a jego dźwięk nagrywany na winylową płytę. W Norymberdze znajduje się dokumentacja (także brzmienia) 16 300 historycznych dzwonów. Niestety w wielu wypadkach zachowały się tylko karty identyfikacyjne, które Niemcy bardzo skrupulatnie wypełniali.
Pamiętać trzeba, że nasze miasto było nawiedzane w czasie licznych wojen przez różne armie, ponosiło straty i ogromne koszty różnych okupacji. Niezrównani w łupieniu okazali się Szwedzi, którzy wywieźli lub zniszczyli prawie wszystko co uznali za cenne. Uciążliwa była też oczywiście okupacja francuska w roku 1807, a i w 1812 przez miasto ciągnęły liczne wojska podległe Napoleonowi. W 1812 roku Prusy były jednak sojusznikiem Francji w wojnie z Rosją, więc rabowanie dzwonu z sojuszniczego miasta byłoby co najmniej nie polityczne. Abstrahując od tego, że Napoleon w dniu 12.06.1812 roku był w trakcie przygotowań do wojny z Rosją, zresztą prowadzonej m.in. w polskim interesie i miał na głowie ponad półmilionową armię, o problemach logistycznych i politycznych nie wspominając, to już sam pomysł przetransportowania takiego dzwonu do Paryża pozostawałby w sferze fantastyki.
W 1812 roku nie było transportu drogowego, ani kolejowego, a morski choć możliwy to dla Francuzów był nieosiągalny, ze względu na skuteczną blokadę portów prowadzoną przez flotę angielską. Poza tym człowiek, który podbił kilkanaście państw i rządził większością ówczesnej Europy, który odwiedził kilkaset miast i słyszał tysiące dzwonów, miałby połakomić się akurat na ten jeden z Braniewa. Ta informacja powinna raczej pochlebiać Braniewianom, a nie być podstawą do niesłusznego posądzania skądinąd jednak zasłużonego dla Polski obcego władcy.
Nasuwa się jeszcze jedno stwierdzenie, że może należy podjąć kroki w celu powrotu tego pomnika świetności naszego miasta w jego prawowite miejsce. To byłoby wyzwanie dla władz kościelnych i samorządowych. Powrót dzwonu byłyby wydarzeniem nie mniejszym niż sama odbudowa katedry, czyli obecnej Bazyliki Mniejszej Św. Katarzyny. Okazuje się, że dzwony wywiezione z kraju w czasie II wojny światowej wracają do Polski, a na byłe tereny niemieckie takie jak Braniewo mogą być przekazane przez obecnego właściciela na zasadzie tzw. wiecznego depozytu lub podnajmu na czas nieokreślony. Z powodu skomplikowanej sytuacji prawnej niemieckie kościoły nie mają prawa oddać nam ich na stałe, bo same nie są ich właścicielami. Te 1300 dzwonów z terenów na wschód od Odry dostały przecież tylko w depozyt wskutek zarządzenia okupacyjnego brytyjskiego zarządu wojskowego. Odkręcić ten dziwny stan prawny mogłaby tylko umowa na szczeblu rządów Polski i Niemiec.
Kiedy polskie parafie proszą dziś o zwrot dzwonów, Niemcy najczęściej reagują życzliwie. Wiele zależy od osobistej klasy proboszcza, czy to katolickiego, czy protestanckiego. Choć zdarza się też, że niemiecki proboszcz nawet nie odpisze na prośbę o zwrot dzwonów. Nieraz tamtejsi duchowni są pod presją niemieckich „wypędzonych”, którzy kategorycznie twierdzą, że mają prawo do tych dzwonów. Posłużę się przykładem. Zagrabiony w 1942 roku Dzwon Gwiaździsty z górnośląskiej miejscowości Timmendorf, dziś Szeroka, będzie zwrócony parafii katolickiej przez niemiecką parafię w Güglingen w Wirtenbergii, gdzie trafił w latach 60-tych XX wieku na zasadzie wypożyczenia. Mieszkańcy Güglingen zorganizowali zbiórkę pieniędzy na nowy dzwon, który zastąpi ten zwrócony polskiej parafii. Wymiana dzwonów ma nastąpić latem 2012 roku. W ostatnich latach dzwony powróciły do Brzeszcz (2008, dwa dzwony św. Otylii), Bestwiny (drugi z 1663 czeka), wcześniej do Syrynii (1980, dwa dzwony), Brzezia nad Odrą (1968, dwa dzwony), Głogówka (2001, 1 dzwon), Starej Wiśniewki w woj. wielkopolskim (2003, 1 dzwon), Stegny w woj. pomorskim (2005, 1 dzwon), Łągowa (2011, 3 dzwony), Grójca (2000, 1 dzwon). Na zwrot czekają dzwony z Poręby, Bielan, Kęt, Trzebini, Lachowic, Polanki Wielkiej, Mikołowa, Grzawy i wielu innych miejscowości.
Na marginesie za zniszczenie kościoła św. Katarzyny w 1945 roku odpowiadają sami Niemcy, którzy go wysadzili, aby nie ułatwiał ostrzału miasta przez radziecką artylerię. Paradoksalnie dzwon ocalał dzięki wcześniejszemu zagrabieniu przez nazistów, w innym przypadku zostałby wysadzony wraz z wieżą kościoła w 1945 i w efekcie jako złom wylądowałby w hucie polskiej lub radzieckiej.
Źródła: S. Achremczyk, A.Szorc. Braniewo. Olsztyn 1990.; www.abtei-kornelimuenster.de; www.braunsberg-ostpreussen.de; www.braniewo.pl; www.jasnet.pl; www.gosc.pl; www.wikipedia.pl; www.naszesudety.pl; www.gazetalubuska.pl; www.parafia.brzeszcze.pl; www.gsztoler.naszemiasto.pl; www.konskie.org.pl;
Dziennikarz i wydawca. Twórca portali "Bobowa Od-Nowa" i "Gorlice i Okolice" w powiecie gorlickim (www.gorliceiokolice.eu). Zastępca redaktora naczelnego portalu "3obieg". Redaktor naczelny portalu "Zdrowie za Zdrowie". W latach 2004-2013 wydawca i redaktor naczelny czasopism "Kalendarz Pszczelarza" i "Przegląd Pszczelarski". Autor książek "Ule i pasieki w Polsce" i "Krynica Zdrój - miasto, ludzie, okolice". Właściciel Wydawnictwa WILCZYSKA (www.wilczyska.eu). Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Jeden komentarz