Pojawiające się na marginesie tragedii polskiego małżeństwa we Włoszech informacje skłaniają do postawienia zasadniczego pytania – co się tak naprawdę dzieje w słonecznej Italii?
W skrócie: ze względów bezpieczeństwa zakazano wstępu na plaże Rimini w godzinach nocnych. Przy wejściach ustawiono tablice informacyjne o zakazie. Założono również monitoring a policja patroluje teren, ale „w nocy to ziemia niczyja”. Strażnicy plaż twierdzą, że mimo zakazu „często nieświadomi zagrożenia turyści masowo chodzą na brzeg po zmierzchu”. Na podstawie analizy nagrań monitoringu, zeznań ofiar i materiału DNA ustalono tożsamość podejrzanych – nielegalnych imigrantów napadających turystów na plażach, handlujących narkotykami i dokonujących grabieży.
http://niezalezna.pl/201790-wloska-policja-ma-juz-nazwiska-sprawcow-napadu-w-rimini
Przecież to jakiś kosmos!
Wszędzie wiszą zakazy i ostrzeżenia, a turyści wciąż nieświadomi. Nielegalni imigranci znani policji z rozbojów i dilerki swobodnie hasają sobie stadami po plaży. Wreszcie – jest monitoring, widać na nim znanych z rozbojów na turystach bandziorów, skoro nagrania pomogły w ustaleniu tożsamości sprawców; zapewne widać też łamiących zakaz turystów – po co inaczej zakładać monitoring? I co robi policja? Najwyraźniej nawet się nie przygląda, a przecież monitoring (a jakoś trudno mi uwierzyć, że w okolicy przystani rowerów wodnych kamer nie ma) ma wspierać bezpieczeństwo i pozwalać wysyłać partole tam, gdzie są potrzebne. Chyba się nie mylę?
Przy takim pojmowaniu zasad bezpieczeństwa aż dziw, że dotąd we Włoszech nie było żadnego większego zamachu terrorystycznego. Chyba, że akurat właśnie nie ma się czemu dziwić…