Nastajaszczij bolszewik

Ci, którzy uwierzyli, że Donald Tusk szczerze zmienił polityczną retorykę wobec Kremla i Putina  z pokojowej na wojenną, delikatnie rzecz ujmując, nie mają „równo pod sufitem”. Bo Donald Tusk, to nie jest zwykły polityczny kłamca, jakich wielu, ale bolszewicki kłamca. Właśnie o takich jak Tusk mówi się, że złapani za rękę na kradzieży, na gorącym uczynku, wyprą się własnej ręki albo oświadczą, że należy ona do okradanego. Donald miał i ma dobre wzory. Przykładem bolszewickiego kłamstwa ostatnich tygodni było na przykład oświadczenie Władimira Władimirowicza, że regularne oddziały armii rosyjskiej, które najechały Krym, to zwykłe pospolite ruszenie obywatelskie, grupy miejscowej samoobrony, których członkowie zaopatrzyli się w mundury i broń w licznych surwiwalowych sklepach, a w transportery opancerzone na szrocie w Sewastopolu. Dobre, a właściwie nawet smakowite.

Donald Tusk ma naturę bolszewika. A dlatego, że jest zwykłym tchórzem, który udaje gieroja tylko w stadzie. Pewnie dlatego swoją karierę publiczną zaczynał jako chuligan stadionowy „na Lechii” w Gdańsku. A potem… Pamiętacie „Nocną zmianę” Kurskiego i Semki i słynne „policzmy się” Donalda Tuska. W sforze zawsze czuł się pewnie, bo łatwiej wtedy z „dyńki przyłożyć” i jeszcze zachować anonimowość. Smoleńsk ujawnił wszystkie najgorsze cechy tego człowieka, nie tylko zwierzęcy strach i niewolniczy instynkt. Trudno doszukiwać się w postępowaniu „płemieła” jakichkolwiek oznak cywilnej odwagi. Otoczył się czeredą takich samych ludzkich kreatur jak on sam (Sikorski, Arabski, Miller, Klich, Kopacz… lista jest bardzo długa) i bredził w sejmie, ze nie może wypowiedzieć wojny Rosji. Poczuł się wtedy samotny. Merkel i reszta europejskiej hołoty nie kwapiła się do jakiejkolwiek pomocy, dlatego Donek ściskał kciuki przed Putinem w geście triumfu, a jego rzecznik prasowy zaczął nawet przemawiać po rosyjsku. Można oczywiście założyć, że „liberał” Donald ubabrał sobie łapy Smoleńskiem już wcześniej, ale jeśli tak, to także działał, jak śmierdzący tchórz.

Gdy „wybuchł” Majdan, Donek był całkowicie zdezorientowany. Ukrainę już dawno poświęcili z Sikorskim na ołtarzu nie tylko smoleńskiego „dealu” z Putinem. Jak brzmiała wersja oficjalna panowie nie zamierzali pompować pieniędzy polskich podatników w skorumpowany kraj Janukowycza. Dopiero jak Angela i pogrobowcy Stasi dali sygnał do szczekania, Donald zaczął szczekać najgłośniej w obozie. Musiał oczywiście powiedzieć narodowi, że geniusz i tym razem go nie zawiódł i już od dawna informował „przywódców” europejskich o niecnych zamiarach Władimira „Hitlera” a dzisiaj ma satysfakcję, że jako jedyny przewidział przyszłość, za co Nobla powinni dostać Sikorski i Sienkiewicz.

Tylko, że ujadanie Tuska dla Putina nic nie oznacza. To zwykły ślinotok niewolnika przykutego do ściany. Putin nawet nie ma siły śmiać się z gdańskiego pajaca i wcale nie musi przypalać Tuska rozżarzonym smoleńskim żelazem, bo i tak trzyma Donka w szachu. Może mu oczywiście przysłać seryjnego samobójcę, ale po co? Bolszewickie barachło lepiej trzymać na krótkiej smyczy i niech sobie pluje. Przyjdzie czas, że przestanie i znowu rzuci mi się w objęcia. Michnik z Kuroniem też w swoim czasie pluli na Kiszczaka i Jaruzelskiego, a potem zagrabili „wespół w zespół” Polskę przy okrągłym stole, oczywiście jako ludzie honoru. No i co im zrobicie?