Jeszcze nie ucichła medialna wrzawa wokół największej (zdaniem opozycji) po 4 czerwca 1989 roku manifie, a tu Ewa Kopacz epatuje kolejnymi liczbami.
Poniedziałkowy „Kontrwywiad” Konrada Piaseckiego na trwałe wejdzie do almanachu PPR (POlskiej POlitycznej Rozrywki).
Oto jak widzi Polskę już nie pod swoim zarządem poprzednia premierzyca*:
Starsi pamiętają, prawda?
To odsądzany od czci za swoją postawę w latach stanu wojennego Mieczysław Rakowski jeszcze będąc naczelnym „Polityki” rzucił podobne hasło – Dobry fachowiec, ale bezpartyjny.
Wtedy było ono pojmowane jako protest (kto pamięta, że Polityka była najbardziej cytowanym przez Radio Wolna Europa polskim tygodnikiem w latach 1970-tych? Na drugim miejscu, ze sporą stratą, był „Przegląd techniczny”) przeciw postępującemu upartyjnianiu kadr polskiej gospodarki i uzależnianiu awansu pionowego od partyjnej przynależności. Cóż, Rakowski, nim stał się obrońcą reżimu, zapowiadał się na całkiem rozsądnego technokratę.
Dzisiaj, pewnie wspominając młodość, Ewa Kopacz biadoli publicznie prawie że w podobny sposób, co jednak brzmi aż nazbyt groteskowo.
Postępująca wyprzedaż wszystkiego-co-tylko-się-da, jaka z niewielką przerwą miała miejsce po 1989 roku doprowadziła do tego, że w polskich rękach zostało niewiele.
Niewiele oznacza przede wszystkim mało miejsc w spółkach Skarbu Państwa, które faktycznie można i należy obsadzić innymi ludźmi, gdyż niekompetencja połączona z wysokimi ponad miarę zarobkami były aż nadto widoczne (vide: Jastrzębska Spółka Węglowa SA).
Samorządy, które po dziwnych wyborach 2014 roku opanowane są przez PSL pozostają poza zasięgiem rządzącej partii tak samo, jak zależne od nich przedsiębiorstwa.
Gdzie zatem jest te kilkaset tysięcy, pani Kopacz? Przypominam, że kilka oznacza liczbę większą od dwóch, a niższą od 10.
Zatem zdaniem byłej premierzycy PiS w ciągu pół roku rządów doprowadził do zwolnienia od 300.000 do 900.000 fachowców, zatrudnionych na stanowiskach kierowniczych w spółkach należących do Skarbu Państwa.
Więc może Ewie Kopacz ( z domu Lis) chodziło o cały sektor państwowy?
Ostatnia, pogłębiona analiza tego sektora pochodzi z 2013 roku.
Wg Fundacji Republikańskiej Polska zatrudniała wówczas w tym sektorze aż 1.896.340 osób.
Ich zarobki obciążały budżet łączną kwotą 88 mld 257 mln 470 tys. zł.
W tej grupie najliczniejsi to przedstawiciele oświaty – aż 589.770 osób. Trudno jednak przypuszczać, że akurat w tej grupie połowę stanowi kadra kierownicza, wymiatana teraz PiSowską miotłą.
Zwłaszcza, że nauczycieli w tej grupie jest tylko 366.800 rozdzielonych pomiędzy ok. 52.000 placówek oświatowych w całym kraju.
Jakoś jednak nie słychać o wymianie dyrektorów.
Na pewno wolny od żelaznej miotły jest wymiar sprawiedliwości (63.820 osób). Trudno też przypuszczać, że „kolesie polityczni” Kaczyńskiego przypuścili szturm na ZUS (54.770 zatrudnionych – 2013), czy też na biura pośrednictwa pracy (22.960).
Chodzący do lekarza widzą w przychodniach wciąż te same twarze, a więc i tutaj setek tysięcy Ewy Kopacz raczej nie znajdziemy, choć sektor to pokaźny (361 820 osób).
Policja licząca 118 570 osób także nie pomieści takich czystek.
Gdzie jest kilkaset tysięcy partyjnych lub niepartyjnych dobrych fachowców, wymiecionych miotłą polityczną PiS, pani była premier?
17.05 2016
_____________________________________________________________
* zgodnie z wymogami gender taka forma winna być poprawna