W przeddzień 150 rocznicy urodzin „I Marszałka Polski” / taki był oficjalny tytuł i stopień wojskowy Józefa Piłsudskiego/, co było powodem do jednego z licznych dowcipów na jego temat, które zresztą traktował dość pobłażliwie.
Treść tego dowcipu polegała na tym, że w Warszawie miano postawić pomnik Chrystusa Króla i chodziło o inskrypcję. Proponowano początkowo napis: „Zbawicielowi Świata – Wskrzesiciel Polski”, uznano jednak, że stosowniejszy będzie: – „II Osobie Trójcy Przenajświętszej – I Marszałek Polski”.
W telewizyjnym przedstawieniu trudno było rozdzielić konfabulację od faktów historycznych, istotne to jest dlatego, że dotyczyło ono najbardziej dramatycznego momentu w naszej historii, a mianowicie reakcji, póki był jeszcze czas na dojście Hitlera do władzy.
Zrobienie z tego rodzajowej scenki z życia rodzinnego Piłsudskiego jakby obniżyło rangę dramatu godnego pióra Słowackiego, ulubionego poety Marszałka.
Całe szczęście, że do roli Piłsudskiego został powołany najwybitniejszy współczesny polski aktor / przynajmniej w mojej ocenie/ i stworzył postać wiarygodną chociaż może przesadzoną w siermiężności.
Trzeba jednak pamiętać, że mimo swoich rubaszności Piłsudski miał wychowanie typowe dla szlacheckich „dobrych domów” z okresu popowstaniowego. Również język, którym się posługiwano w przedstawieniu jest zbyt „nowoczesny” w zestawieniu z rzeczywistym językiem używanym przez bohaterów przedstawienia.
Odejście Piłsudskiego w końcowej scenie jest czymś w rodzaju sceny starego wiarusa z „Warszawianki” Wyspiańskiego, niezapomnianej roli Solskiego ucieleśniającej tragedię przegranego powstania.
I prawda historyczna taka była, po odejściu Piłsudskiego nie stało w Polsce nikogo kto mógłby stawić czoła dziejowemu wyzwaniu.
Jest faktem historycznym, że Piłsudski przewidział bieg wypadków i chciał je wyprzedzić podobnie jak ofensywą kijowską uderzenie bolszewickie.
Dał temu wyraz w swojej wypowiedzi do specjalnego zgromadzenia polskiej generalicji przewidując, że Niemcy będą gotowe do uderzenia na Polskę w ciągu 6 lat.
Na tym tle nasuwa się uwaga, że przy przewidywaniu tak tragicznych skutków dojścia Hitlera do władzy środki jakie zastosowano były niewspółmiernie ubogie.
Misja Wieniawy miała wyłącznie charakter sondażowy, a tymczasem wymagane było przedstawienie całego dramatu sytuacji i doboru odpowiednich środków.
Przede wszystkim Wieniawę traktowano bardzo sympatycznie, ale niezbyt poważnie.
W pierwszej kolejności niezbędne było przygotowanie we Francji stosownego „lobby”, jakby to dziś powiedziano, opowiadającego się nie za wojną, ale po prostu za akcją policyjną w stosunku do Niemiec łamiących traktat wersalski.
Do tego nie potrzebna była żadna mobilizacja, tylko np. ponowne wkroczenie do Nadrenii, bez której Hitler byłby bezsilny, a ze strony polskiej zajęcie Gdańska przy pozostawieniu mu autonomii, ale w granicach Polski.
Francja miała pod bronią przeszło 600 tys. wojska i nie potrzebna była jej żadna mobilizacja w stosunku do stutysięcznej Reichswery pozbawionej ciężkiej broni, nawet polska prawie trzystutysięczna armia miała nad nią kolosalną przewagę, tylko że nie mogła być zaangażowana w większym stopniu gdyż musiała pilnować wschodniej granicy gdyby bolszewikom przyszło do głowy interweniować.
Na całe szczęście Stalin miał wielkie kłopoty wewnętrzne w postaci industrializacji, kolektywizacji, głodu na Ukrainie, a nade wszystko zwalczanie wewnętrznej opozycji z wojskową na czele.
Sytuacja wymagała posiadania konkretnego planu działania, a nie ogólnikowego grożenia wojną z Niemcami.
Ponadto Francuzi, którzy uważali Polskę za swojego wasala musieli być ostrzeżeni, że odmowa współdziałania w ograniczonym zakresie spowoduje rewizję polskich stosunków z Francją, a zatem postawienia Francji sam na sam w konfrontacji z Niemcami.
Krótko mówiąc środki, które należało zastosować musiały odpowiadać powadze, a nawet dramatyzmowi chwili.
Tymczasem zamiast huknięcia pięścią w stół poprzestano na miauknięciu.
Można było też liczyć się z tradycyjnym francuskim odwołaniem się do Rosji, tylko że taką próbę należało uprzedzić ostrzeżeniem, że wtedy będą mieli Moskwę w Paryżu bo już jej forpoczta w postaci „front populaire” dojrzewała.
A propos „mobilizacji” to przecież jednak podczas kryzysu czechosłowackiego Francja dokonała mobilizacji, tylko że natychmiast przestraszyła się własnej „odwagi”, zresztą w okolicznościach, kiedy Czesi sami nie chcieli się bronić licząc na to że ktoś inny będzie się za nich bić.