Rozłam w partii, która nie jest partią. Czy Jakubiak pociągnie za sobą innych posłów?
Wybory samorządowe 2018 prócz kwestionowanego na początku zwycięstwa PiS pokazały debiutującym ugrupowaniom miejsce w szeregu.
Co prawda była partia Ryszarda Petru, zarządzana teraz przez Katarzynę Lubnauer wymknęła się ocenom zawierając „sojusz” z PO, to jednak na placu boju pozostał KUKIZ’15.
Wyniki tej niby-partii okazały się tragiczne. Pamiętamy przecież, jak wielką nadzieję stanowiła w 2015 roku. Ludzie zrażeni do PO-PSL, nie tak jednak radykalni, żeby głosować na PiS, wybrali KUKIZ’15.
Jako remedium na „partyjniactwo”, rzekomo wyłączne nieszczęście III RP.
1 339 094 oddanych głosów pozwoliło sięgnąć po ponad 9% mandatów w Sejmie.
Niestety. Trzy lata później wynik jest tragiczny.
Jedynie 1,42% mandatów w Radach powiatu, jeden prezydent miasta i kompletna klęska w wyborach do Sejmików wojewódzkich.
Klęska szczególnie dotkliwa, bowiem w wielu miejscach kandydaci startowali jako pewniacy (przynajmniej we własnym przekonaniu) otrzymując zaledwie 2-7% głosów.
Zadufanie graniczące z obłędem.
Jeden przypadek potwierdził niestety regułę.
I m.in. dlatego poseł Jakubiak opuścił klub KUKIZ’15.
Posunięcie przewidywalne do bólu, jednak opuszczenie Pawła Kukiza tuż przed kolejną kampanią wyborczą wielu odebrało jako sygnał, że „okręt tonie”.
Tymczasem było to logiczną konsekwencją wyników wyborów samorządowych.
A te z kolei pozostawały w związku z działalnością klubu począwszy od 2015 roku.
Przede wszystkim szefowi niby-partii pamiętają jego naganne zachowanie podczas wyborów sędziego TK Zbigniewa Jędrzejewskiego.
Paulek chodził tuż przed głosowaniem po „swoich” posłach z poleceniem wyjęcia elektronicznej karty do głosowania tak, aby system elektroniczny uznał brak kworum (kwiecień 2016).
Było to działanie na rękę PO, która na siłę chciała nie dopuścić do zmian w składzie Trybunału Konstytucyjnego tak, aby mimo przegranych wyborów parlamentarnych mogła nadal kontrolować Sejm, Senat i Prezydenta.
Polskę.
To nie jeden zarzut.
Praktycznie od początku komentarze w kuluarach sejmowych z „konstruktywnej opozycji”, za jaką chcieli uchodzić posłowie niby-partii, robiły przystawkę PO.
Antysystemowość KUKIZ’15 tak naprawdę była antypisowością.
Nic dziwnego, ze poseł Jakubiak nie wytrzymał.
Marek Jakubiak sam siebie nazywa nacjonalistą, a ONR i Wszechpolaków broni, twierdząc, że dorabia się im gębę. Jeden z najbogatszych posłów tej kadencji do Sejmu wszedł z Kukizem. Po tym, gdy znany muzyk zaczął przepraszać za „wprowadzenie” do parlamentu narodowców, Jakubiak zdecydował, że odchodzi. Teraz potwierdza to, o czym przy Wiejskiej dotąd tylko plotkowano – zakłada nową partię, ma już plan i nazwę.
Materiał magazynu „Czarno na białym”. Marek Jakubiak potwierdził to, co od kilkunastu dni w sejmowych kuluarach przy Wiejskiej było polityczną plotką. – Kocham to środowisko. Powstaje Federacja dla Rzeczypospolitej po to, by do przyszłego parlamentu zbudować jedną listę i zbudować potęgę – powiedział Jakubiak, który aktualnie jest posłem niezrzeszonym. – To będzie partia – dodał. To pomysł, który jak twierdzi Jakubiak, kiełkował w jego głowie od dłuższego czasu, a ćwierć miliona uczestników marszu narodowców tylko utwierdził go w przekonaniu, że warto i, że jest zapotrzebowanie na partię, która połączy narodowców. Narodowiec z ludzką twarzą? – Budowano gębę taką brzydką narodowcom. Myślę, że przez te lata, które pracuję już w parlamencie pokazałem twarz narodowca trochę inną i powiem szczerze, że coraz większe zainteresowanie jest tym projektem. Bardzo mnie to cieszy – powiedział.
KUKIZ’15 przeszedł jednak do ofensywy.
Poseł Józef Brynkus, nie tak dawno wielki przegrany w wyborach samorządowych (raptem aż 7% poparcia, co i tak jest wynikiem lepszym od innych posłów KUKIZ’15, próbujących szczęścia w samorządach) zaatakował samego Prezydenta.
Oto, co sam pisze na swoim profilu:
Dlaczego Prezydent Andrzej Duda lub jego urzędnicy pozwalają „gnić” w pace młodej patriotce? Czy urzędnicy Kancelarii Prezydenta wyprzedzili jego decyzje w sprawie Barbary Poleszuk? Komu zależy na upokorzeniu Polaków? Głos tysięcy obywateli nie liczy się wcale?
W październiku 2018 roku zainicjowałem akcję zbierania podpisów w Internecie pod petycją o uwolnienie i ułaskawienie Barbary Poleszuk, młodej patriotki – m. in. organizatorki Marszu Żołnierzy Wyklętych w Hajnówce. Zgodnie z deklaracją petycję złożyłem w Ministerstwie Sprawiedliwości i Kancelarii Prezydenta RP, która jako pierwsza na nią odpowiedziała.
Jednak treść pisma jest skandaliczna i mam nadzieję, że zastępca szefa Kancelarii Prezydenta RP Paweł Mucha pójdzie po rozum do głowy. Kuriozalnym jest bowiem oczekiwanie, że młoda kobieta sama wystąpi z wnioskiem o uwolnienie lub o ułaskawienie do Prezydenta RP dra Andrzeja Dudy. Warto się zastanowić, czy wśród urzędników prezydenta nie ma ludzi rozsądnych, którzy wsiedliby w auto pojechali do więzienia na widzenie? A tam spisali z Basią Poleszuk stosowny wniosek? Gdzie się podziali dżentelmeni z prezydenckiej kancelarii?
Liczę, że Minister Sprawiedliwości okaże się bardzie roztropnym politykiem. Jednak widzę jeszcze cień szansy, bo Minister Mucha deklaruje, że przekaże sprawę Prezydentowi Dudzie. Mam nadzieję, że zdąży przed wyjściem Basi z więzienia.
Mówiono mi, że niepotrzebnie przywołuję mroczne czasy PRL-u uzasadniając petycję. Okazuje się jednak, że standardy w III RP mamy podobne. Proszę przeczytać co odpisał minister Mucha na mój apel do Prezydenta Dudy, poniżej to pismo.
Kończąc ten krótki wpis zapytam publicznie. Jak to było z ministrem Mariuszem Kamińskim, czy on też na piśmie (składał stosowny wniosek) prosił Prezydenta Dudę o ułaskawienie? A może „rodzina na swoim” może działać inaczej? Czy raczej są możliwe inne procedury?
Żądam natychmiastowego uwolnienia Barbary Poleszuk i jej ułaskawienia przez Prezydenta RP dra Andrzeja Dudę. Niech to będzie gest, który pokaże Narodowi, że żyjemy w wolnej Polsce! Okazja jest szczególna, bo to rok 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości.
dr hab. Józef Brynkus
Poseł na Sejm RP
http://poselbrynkus.pl/?p=7909&fbclid=IwAR2GvBr8Xfd92AlZUWPsNeubHVrUK7787DWlfCG8CmCKtvNbdvW8LAvTX4A
Nie wiem, skąd ów poseł czerpie swoje wyobrażenie o obowiązującym prawie (z wykształcenia wszak jest pedagogiem, więc musi korzystać z pomocy), ale to, co napisał, na milę cuchnie wyjątkowo podłą demagogią.
Dla uruchomienia procedury ułaskawieniowej wcale nie jest potrzebny wniosek pochodzący wyłącznie od Barbary Poleszuk.
Mówi o tym wyraźnie art. 560 kpk, na który zresztą powołał się min. Paweł Mucha. Z wnioskiem, o którym mowa w art. 560 kpk prócz samej skazanej mogą wystąpić krewni w linii prostej, przysposabiający lub przysposobiony, rodzeństwo, małżonek i osoba pozostająca ze skazanym we wspólnym pożyciu.
Nic nie stoi na przeszkodzie, aby z wnioskiem o ułaskawienie wystąpił np. ojciec lub matka Barbary Poleszuk.
Albo jej chłopak.
Ale to przecież nie koniec podmiotów uprawnionych.
Zgodnie z cytowanym już przepisem o ułaskawienie mogą wystąpić także obrońca, ale także przedstawiciel ustawowy nieletniego lub ubezwłasnowolnionego, osoba, pod której pieczą pozostaje skazany, a także prokurator.
Legitymacja do zainicjowania postępowania w przedmiocie ułaskawienia nie przysługuje ani sądowi, ani administracji zakładu karnego, które to podmioty mogą jednak dać impuls do wszczęcia tego rodzaju postępowania z urzędu na gruncie art. 567 KPK.
I tak oto dochodzimy do Zbigniewa Ziobry. Pardon, do Prokuratora Generalnego.
Zgodnie z art. 567 § 1 kpk postępowanie o ułaskawienie może wszcząć z urzędu Prokurator Generalny, który może żądać przedstawienia sobie akt sprawy z opiniami sądów albo przedstawić akta Prezydentowi Rzeczypospolitej Polskiej bez zwracania się o opinię.
Jest oczywiste, że w sprawie skazanej Barbary Poleszuk zwracanie się o opinię do sądów, które wydały wcześniej wyroki, z uwagi na niewielki wymiar kary jest bezcelowe.
Sama tylko wymiana wstępnej korespondencji trwałaby dłużej, niż wykonana kara.
Zatem Prokurator Generalny może przedstawić akta bez zwracania się o opinię.
Oczywiście tu znowu tkwi niebezpieczeństwo.
Przesyłanie akt sądowych w PRL i III RP jest bowiem czynnością czasochłonną.
Jeśli wierzyć min. Pawłowi Musze petycja Józefa Brynkusa i innych wpłynęła do Kancelarii Prezydenta RP dnia 31 października 2018 r.
Zakładając, że w tym samym czasie wpłynęła również do Prokuratora Generalnego musimy brać poprawkę na czas.
31 października była środa, a więc zanim pismo trafiło do kompetentnej osoby upłynęły kolejne dni.
Jak ktoś zapomniał przypominam, że od 1 do 4 listopada przypadał tzw. długi weekend i urzędy najzwyczajniej w świecie nie pracowały.
Zanim pismo trafiło na biurko osoby mogącej podjąć merytoryczne działania była więc kolejna środa.
A zaraz potem przypadał wolny poniedziałek, 12 listopada.
15 listopada minister Mucha odpowiada panu posłowi.
Po 7 dniach roboczych od wpłynięcia pisma!
Doprawdy, życzyłbym takiego urzędniczego tempa zwykłemu Kowalskiemu
Podane wyżej rozliczenia czasowe wskazują jednoznacznie, że nie było możliwości wcześniejszego zareagowania na petycję Brynkusa i innych niż w ciągu tygodnia czasu (licząc dni robocze).
Co więcej, gdyby założyć, że Prokurator Generalny wszczął niezwłocznie sprawę, to i tak przesłanie akt sprawy Barbary Poleszuk jeszcze jest… w toku.
A bez nich raczej trudno wystąpić z wnioskiem o ułaskawienie.
To jednak strona materialno-teczniczno-pijarowa.
Sednem sprawy wydaje się co innego. To samo, co wcześniej było powodem, dla którego skazany za „zamach tortowy” Zygmunt Miernik odmówił złożenia wniosku o ułaskawienie.
To zapomniany przez zbyt wielu honor i poczucie sprawiedliwości.
Barbara Poleszuk w więzieniu jest symbolem.
Ułaskawiona natomiast jest tylko skruszonym chuliganem.
Poseł Brynkus zamiast wypisywać dyrdymały, stanowiące prawdopodobnie w jego zamyśle materiał pijarowy w nadchodzących wyborach, powinien odwiedzić Barbarę w więzieniu.
Nie ma w końcu daleko.
Jak wieść niesie Barbara Poleszuk odsiaduje karę za podrapanie policjanta w Warszawie.
Niedaleko Wiejskiej.
Coś przeszkadza, by choć przez chwilę robić za św. Agnieszkę i nawiedzić uwięzioną?
To jednak nie koniec „ofensywy prawnej” KUKIZ’15.
Jedyna i prawdziwa reforma wymiaru sprawiedliwości to również ich dzieło.
W dzisiejszej konferencji prasowej zapowiadają wniesienie projektu ustanawiającego „sędziów pokoju”.
Mniej więcej podobne w zarysach do powstałych jeszcze w PRL-u Kolegiów ds. wykroczeń z tą drobną różnicą, że zakres przestępstw będzie poszerzony (np. do roku pozbawienia wolności, co jest kpiną, bo tak zagrożonych przestępstw prawie nie ma!).
Zdaniem autorytetu prawnego, jakim jest prof. Kruszyński, jedynym problemem polskich sądów jest zawalenie ich drobnymi sprawami.
Kolegia ds. wykroczeń i drobniejszych występków, czyli „sędziowie pokoju”, rozładują zatory.
Ot, i po sprawie.
Równie dobrze można by jednak „reformować” w nieco inny sposób – wszyscy, wobec których toczą się postępowania w prokuraturze, zapłacą grzywnę. Powiedzmy, że 1500 zł. Oczywiście, za wyjątkiem osób oskarżonych o zbrodnie.
Wtedy dopiero sądy się rozładują, prawda?
I jak szybko.
Tymczasem to, co sprawia, że polscy sędziowie postrzegani są gorzej, niż w stanie wojennym, to brak poczucia sprawiedliwości.
Zbyt często wyrok odbierany jest jako krzywda.
Oczywiście to nie jest problem dla prof. Kruszyńskiego, bowiem wobec niego mgr sędzia stanie na głowie, i osądzi sprawę tak, jak należy.
Ale 99% Kowalskich, których na adwokata nie stać, spotka się z arogancją i arbitralnością władzy sądowej.
Wystarczającym dowodem skazania w ich przypadkach będzie bowiem samo wniesienie aktu oskarżenia.
A projekt „jedynej i rzeczywistej reformy sądownictwa” nawet o to nie zahacza.
Jak można więc nazwać ostatnie działania KUKIZ’15?
Chyba tylko hucpą przedwyborczą. Demagogią, jaka nie miała miejsca nawet podczas osławionych konferencjach prasowych rzecznika junty Jaruzelskiego Jerzego Urbana.
Po minie „uszatka” widać było wyraźnie, kiedy kłamie.
KUKIZ’15 natomiast ściemnia pijarowo na poważnie.
Ale ponoć drugi raz nie można wejść do tej samej rzeki.
Miejmy nadzieję, że tak będzie.
W 2019 r. powiemy posłom niby-partii do widzenia.
24.11 2018
___________________________
* spadające kaczki – tak w USA nazywani są politycy, którzy odchodzą bez nadziei powrotu.