Od dawna mamy tę informację…
Przecież od dawna mamy informację, kto m.in. przeżył tzw. "katastrofę" w Smoleńsku:
"To na 100 procent był głos męża. Jestem tego pewna – mówi wdowa po polityku PSL." (LINK)
Oczywiście – miało to miejsce nie w chwili, a po chwili od katastrofy – co też można bez większego trudu wydedukować, z niewielką pomocą następującego fragmentu tego artykułu:
"Wstrząsającą relację wdowy do pośle Deptule – Joanny ujawnił portal wprost.pl. Polityk PSL zadzwonił do żony, kiedy było już wiadomo, że samolot nie wyląduje bezpiecznie…"
Więc zadam sakramentalne pytanie:
Od którego dokładnie momentu było już wiadomo, że samolot nie wyląduje bezpiecznie?
Bo zaglądając do zapisów CVR – pilotom, wyposażonym przecież w całą masę aparatury mającej właśnie zapewniać bezpieczne lądowanie, a co za tym idzie – również ostrzegać o sytuacjach, gdy wylądowanie staje się niebezpieczne… Zatem tak wyposażonym pilotom – było o tym wiadomo dosłownie w ostatniej chwili. Tak przynajmniej wynika z podobno prawdziwego zapisu CVR.
Poprzednie pytanie rodzi pytanie kolejne:
Czy to możliwe, by pasażerowie Tupolewa orientowali się lepiej od pilotów w sytuacji samolotu, w ocenie niebezpieczeństwa?
"Niestety, Joanna Deptuła nie odebrała, więc mąż nagrał się na poczcie głosowej."
A teraz proponuję, by każdy sprawdził z zegarkiem w ręku, ile czasu mija od chwycenia za telefon komórkowy do uzyskania połączenia z pocztą głosową kogoś, kto nie odbiera…
Co najmniej kilkadziesiąt sekund wcześniej wybucha panika na pokładzie – a nieświadomi niczego piloci w najlepsze lądują we mgle?
To zaiste dość karkołomna i, nawiasem mówiąc, dość POcieszna Teoria Spiskowa, pt:
"Pilot zawsze o wszystkim dowiaduje się ostatni."
(a nawet słowem nie wspomniałem jeszcze o równie karkołomnych założeniach technicznych – celem teoretycznego umożliwienia podtrzymania takiego niekrótkiego przecież połączenia, kiedy samolot mknie z v=270km/h, a technicznym ograniczeniem w GSMie jest: 250km/h)
Nagranie na skrzynce pocztowej zostało skasowane, i nie bardzo wiadomo – przez kogo (LINK).
Ale, podobnież:
"kpt. Marcin Maksjan z prokuratury wojskowej napisał w przesłanej „Gazecie Polskiej” informacji, że „na pokładzie Tu-154 oraz bezpośrednio po katastrofie nie wykonywano z telefonów pasażerów i załogi połączeń wychodzących”
Według kpt. Maksjana, z badań wykonanych przez biegłych z ABW i z analizy billingów wynika, że z telefonów znajdujących się na pokładzie Tu-154 nie tylko nie wykonywano połączeń wychodzących, ale także nie wysyłano SMS oraz MMS. „Ujawniono jedynie połączenia przychodzące, przy czym niektóre były przekierowywane na pocztę głosową” – napisał 16 lutego 2012 r. kpt. Maksjan w odpowiedzi na nasze pytania." (LINK)
Więc by tę śmierdzącą sprawę "domknąć" – najpierw delegowano niezawodny w takich gardłowych sprawach duet: Osica&Bajawajder (RMF FM), który to duet w przeróżnych sprawach jest zawsze "świetnie poinformowany" – od materii smoleńskiej zaczynając, na sprawie "samobójstwa" gen. Petelickiego kończąc…
Ale by wszelkim formalnościom stało się zadość – należało p. Joannie Deptule jeszcze raz, tym razem nie przez śmierdzące ruską agenturą media, lecz na piśmie – wręczyć orzeczenie, iż wg ABW jest "wariatką". I w końcu tak się stało… To chyba naturalne, że feralne nagranie – musiało zostać skasowane. By – co tu dużo kryć – w tej dość niezręcznej sytuacji nie dało się go ponownie, przez innych biegłych weryfikować…
I zbyt wiele stopni swobody podczas wysnuwania logicznych wniosków tu nie pozostaje…