Po odejściu z Platformy Johna Godsona, rządząca koalicja skurczyła się do 233 posłów. Przy tak nieznacznej większości i braku pewności, jak będą głosować niesforni Jarosław Gowin i Jacek Żalek, nie wiadomo, czy uda się przegłosować nowelizację tegorocznego budżetu, zmianę ustawy o OFE, o stawkach podatku VAT, a nawet projekt budżetu na 2014 rok.
– Nie sądzę, abyśmy utracili większość w parlamencie, ale jeśli tak się stanie, to naturalną konsekwencją takiej sytuacji jest inna koalicja rządowa albo wcześniejsze wybory – powiedział w Sejmie premier Donald Tusk.
A większość, choć minimalna, jest konieczna w pierwszej kolejności do nowelizacji tegorocznego budżetu. W państwowej kasie zabraknie prawie 24 miliardów złotych. To dlatego rząd zdecydował, żeby zwiększyć deficyt o około 16 miliardów złotych, a na cięciach w resortach zaoszczędzić prawie 7,6 miliarda złotych.
– Gdyby nie udało się przegłosować nowelizacji budżetu, to w dalszym ciągu będzie obowiązywać poprzedni wynik budżetowy. Wtedy konieczne ograniczenia w wydatkach, byłyby o wiele głębsze. W krótkim okresie mogłoby to spowodować recesję w Polsce. Choć przeniesienie wydatków na kolejny rok niczego nie załatwia, bo trzeba się będzie nimi zająć w przyszłym roku – tłumaczy Krzysztof Rybiński, ekonomista, były wiceprezes NBP.
Donald Tusk nie może liczyć na nikogo spoza posłów PO i PSL. SLD nie tylko nie zamierza przykładać ręki do nowelizacji, ale nawet chce odejścia ministra Rostowskiego.
– Po pierwsze dlatego, że przez ostatnie sześć lat Jacek Rostowski pomylił się na kwotę jakichś 88 miliardów złotych – tłumaczy poseł Dariusz Joński z SLD. – Minister Rostowski tnie wydatki na inwestycje, które mogły pobudzić gospodarkę. Chodzi o między innymi w kolej, przemysł zbrojeniowy i edukację.
Platforma musi więc liczyć na swoich, jednak może? Politolog z Uniwersytetu Warszawskiego doktor Wojciech Jabłoński uważa, że po odejściu Godsona ani Gowin, ani Żalek, nie opuszczą Platformy. Taki ruch będzie dla nich równoznaczny z polityczną banicją. Według politologa, nie będą już głosować wbrew wytycznym partii.
Innego zdania jest politolog profesor Kazimierz Kik.
– Usunięcie Gowina i Żalka jest Platformie potrzebne jak tlen – przekonuje. To dlatego, że na ich głosy Platforma nie może już dziś liczyć. – Te głosy uniemożliwiały Platformie uchwalanie ustaw, bo nie można było zdobyć jednomyślności. W efekcie Platforma była wewnętrznie sparaliżowana. Nie była w stanie wykazać się jednolitym poglądem w żadnej sprawie, ani światopoglądowej, ani ekonomicznej – tłumaczy.
Jednak utrata kolejnych posłów zdaniem profesora Kika nie oznacza upadku koalicji i zablokowania ważnych ustaw. Donald Tusk poparcie znajdzie wśród niezależnych posłów, którzy opuścili ruch Palikota, albo w ramach cichego, nieoficjalnego porozumienia z SLD.
Po nowelizacji budżetu, przyjdzie czas na OFE. Też nie będzie łatwo przekonać którejkolwiek opozycyjnej partii do poparcia.
– Na pewno nie zgodzimy się na to, żeby pieniądze z OFE zostały zabrane na spłacanie dziury budżetowej – zapewnia Beata Szydło z PiS i tłumaczy, że jej partia złożyła własny projekt ustawy. Zakłada on dobrowolność wyboru między OFE a ZUS oraz zabezpieczenie przyszłych emerytów. Jeżeli propozycja PO będzie zakładała taką możliwość, PiS dokładniej przyjrzy się zapisom i będzie zgłaszało dodatkowe poprawki.
Źródło: CBOS
SLD mógłby poprzeć projekt PO, jeżeli uwzględniałby on możliwość publicznego OFE.
– Jesteśmy za publicznym OFE, które mogłoby inwestować także na giełdzie – tłumaczy poseł Dariusz Joński z SLD. – Sama likwidacja nie ma najmniejszego sensu.
Brak poparcia dla zmian w OFE już teraz deklarują natomiast Solidarna Polska i Ruch Palikota.
– Uważamy, że to, co robi Jacek Rostowski, to zamach na zgromadzone realne pieniądze obywateli. Nie można ich kosztem ratować relacji długu do PKB i na to naszej zgody nie ma – mówi poseł Andrzej Dera z Solidarnej Polski.
– Jest to kradzież naszych oszczędności, jesteśmy absolutnie przeciwni – wtóruje Andrzej Rozenek z Ruchu Palikota.
Oprócz zmian w systemie emerytalnym, rządzącą koalicję czeka w najbliższym czasie także przygotowanie projektu budżetu na 2014 rok. To będzie bardzo trudne, bo nie może być on zbyt populistyczny, raczej będzie to budżet zaciskania pasa.
Na razie opozycja czeka na projekt ustawy, ale wstępne deklaracje nie pozostawiają Tuskowi wiele nadziei.
– Jeżeli zaproponuje budżet po pierwsze realny, a po drugie proinwestycyjny, to rozważamy każdą ewentualność – tłumaczy Dariusz Joński. Zaznacza jednak, że każdy budżet w ciągu ostatnich sześciu lat był przeszacowany. – Dlatego nie mamy żadnego sygnału, że cokolwiek w polityce Jacka Rostowskiego się zmieni.
– Kwestionujemy rozwiązania, które są niekorzystne dla gospodarki – tłumaczy Andrzej Dera z Solidarnej Polski.
– Rząd nie wie, jak skonstruować przyszłoroczny budżet i dlatego nie chce o nim mówić. A zbliża się czas, kiedy jego projekt powinien być już przedstawiony – dodaje Beata Szydło z PiS. Andrzej Rozenek z Ruchu Palikota podejrzewa, że, tak samo jak w przypadku tegorocznej noweli, budżet na 2014 rok jego partia oceni krytycznie i nie poprze go.
Platforma czeka kolejna niepopularna decyzja – zachowanie wyższego podatku VAT. Zgodnie z ustawą podniesione stawki miały obowiązywać tylko do końca tego roku, ale już teraz można podejrzewać, że rząd zechce je utrzymać, aby ratować publiczne finanse. Wszystkie opozycyjne kluby zagłosują przeciw. Zgodnie twierdzą, że wyższy VAT spowodował ograniczenie konsumpcji, większe problemy w jego ściąganiu, co przyczyniło się do spadku wpływów do budżetu.
Według Krzysztofa Rybińskiego, kluczowe do zapięcia finansów będzie nowelizacja budżetu i wprowadzenie zmian w OFE. Bo gdyby to upadło w Sejmie, rząd będzie miał duży problem z przygotowaniem budżetu na rok 2014.
Mimo pojawiających się zgrzytów w koalicji, Platforma może liczyć na PSL. Jednak nie może polegać na własnych posłach. Przegrana w najważniejszych głosowaniach stała się realnym zagrożeniem. Nie może liczyć na poparcie żadnej opozycyjnej partii, chyba, że dokona poważnych ustępstw. Żaden z ważnych z punktu widzenia budżetowej dziury projektów nie jest korzystny dla społeczeństwa, więc nikt z opozycji bezinteresownie nie przyłoży do tego ręki. Donaldowi Tuskowi nie pozostaje nic innego, jak pozyskiwanie głosów posłów niezrzeszonych. Najbliższe dwa lata mogą upłynąć pod znakiem sejmowych targów o każdy głos.
Tomasz Sąsiada, Money.pl
Napisz do nas jeśli w Twoim otoczeniu dzieje się coś, co wymaga interwencji dziennikarskiej redakcja@3obieg.pl