D. B. J: Panie Leszku, co się dzieje z portalem „Bezjarzmowie”? Czy jeszcze istnieje?
L. L. P.: W jakiejś formie – owszem. Ale od września ub. roku tytuł, który wymyśliliśmy z düsselfdorfczykiem, Alfredem Bartyllą-Blanke, przeszedł w niebyt. Koncepcja międzynarodowego portalu, prowadzonego przez humanistów, w praktyce nie sprawdzała się od samego początku. Okazało się, iż humaniści są, a juści, tylko… interesuje ich wyłącznie humanizm własny (śmiech). Spodziewaliśmy się postaw i ludzi otwartych na innych; spotkaliśmy zaprzeczenie tego, czego oczekiwaliśmy. Przykre? Na pewno. „Maszynistka Niebieszczańska”, czyli Lidka Gajek, nie darmo przypomina, iż po każdej epoce stabilności kulturowej i ekonomicznej przychodzi czas barbarzyńców. W takiej akurat barbarii raczyła nas umieścić historia. Obojętność i strach towarzyszą dzisiejszym humanistom dokładnie tak samo jak tym, których o ludzkie uczucia i odczucia podejrzewać bym nie mógł. Taka swoista jesień ducha…
D. B. J.: Czy portal www.SieMysli.info.ke ma coś wspólnego z dawnym www.Bezjarzmowie.info.ke ?
L. L. P.: Powiedziałem już, że w jakiejś formie stara strona funkcjonuje. Przede wszystkim prowadzi „SieMysli” kilku ludzi z dawnego „Bezjarzmowia”: Jaromir, Edek, Adrian i najaktywniejszy od wielu miesięcy Jarek. Edek (Soroka) niespecjalnie musi nawet zaznaczać swoje naczelnikowanie, koledzy nie mają złudzeń, iż i tak jest i czuwa nad całością. Ekipa zrezygnowała jednak z tekstów pisanych w różnych językach i zdecydowanie bliższa stała się temu, co w trawie piszczy właśnie teraz, choć nadal odcina się od epatowania newsami i woli przemyślane teksty analityczne czy publicystyczne. To, że niezbyt zgodne z linią udających polskie mediów niemieckich, to już inna bajka. Mózgów chłopakom nikt wciąż nie wyprał. Zbyt mało są na indoktrynację podatni, zbyt wiele za nimi doświadczeń. Prasowych i życiowych.
D. B. J.: Jakie znaczenie miało dla Pana, jako szefa projektu, rozwiązanie „Bezjarzmowia”? Czy nie dało się tego uniknąć?
L. L. P.: Czasami trzeba przyspieszyć koniec czegoś, co i tak upaść musi. To jak w rodzinie – niekiedy lepszy natychmiastowy rozwód, niźli katowanie siebie i dzieci (jeśli są). Katowanie zazwyczaj psychiczne, choć i fizyczne rzadkością nie bywa. Ekipa gazety/portalu to rodzaj rodziny, której bliskość polega na wspólnocie jakiegoś kośćca etycznego. Przejawy tego mogą być różne, ważne, by ów kościec był! Zazwyczaj dopiero po kilku miesiącach, gdy minie euforia tworzenia od podstaw czegoś nowego, okazuje się, iż różni ludzi więcej, niż ich zbliża. Jeśli otwierająca się przepaść wciąż tylko się powiększa, można dokonać zmian personalnych (czego też Alfred Bartylla-Blanke i ja próbowaliśmy). Gdy i to zawodzi, a humaniści miast współpracować „gwiazdorzą” – istnieją dwie drogi. Albo udajemy, że wszystko jest OK – albo wyciągamy wnioski.
W dodatku szefowie działów „Bezjarzmowia” byli ludźmi zamęczonymi życiem i wieloletnią walką o ideały, które nikogo już poza nimi nie interesowały. Skutkowało to fatalnym stanem ich zdrowia, co przekładało się na coraz wolniejsze „obroty” pracy portalu i rosnącą nerwowość kontaktów wewnątrz ekipy.
Jak to często bywa, splot wydarzeń latem 2013 r. zaskoczył jednak i niemieckiego myśliciela i mnie. Odwlekane decyzje podjęły się „same”. Kilkoro z nas mogło zwyczajnie odpocząć. O tyle właśnie narzekać nie zamierzam, choć był to kolejny prztyczek od losu. Czy zrozumiałem jego ukryty sens? Jeszcze nie wiem (śmiech)!
D. B. J.: Kto jest pomysłodawcą nowego przedsięwzięcia?
L. L. P.: Właściwie to nie jest pytanie do mnie. Raczej do Edwarda, który (o ile wiem) akurat na rybach… Serio? Podejrzewam, iż chłopcom było zwyczajnie szkoda „Bezjarzmowia”, nazywanego przez nas – „BZ”. Rozmawiali chyba niedługo i zaryzykowali, wiedząc, że nie mogą przez dłuższy czas liczyć ani na Mariana Karasia, ani na Michała Graczyka – ani nawet na mnie.
I okazało się, iż mieli rację. „SieMysli” to portal bardzo skromny, ascetyczny niemal – ale prezentujący zdecydowane poglądy autorów, ludzi, których jako prawicę czy lewicę zaszufladkować się nie da. Dawno temu Remik Okraska prowadził tak Magazyn „Obywatel”. Potem pismo zmieniło i autorów i target. Trudno, bywa… Soroka jest publicystą bardziej od Okraski wyrazistym, a człowiekiem – niebywale konsekwentnym i słownym. Stara szkoła, szkoda gadać… Tym niemniej najwięcej serca wkładali w „SieMysli” chyba obaj łodzianie – Jarek i Adrian.
D. B. J.: Czy możemy poznać skład redakcji?
L. L. P.: I tak i nie (śmiech). Dowodzi na pewno Edek Soroka a Webmasterem jest, jak za czasów „BZ”, Adrian Sekura. Jarek uwielbia postać Romana Boryczki z „Zaklętych rewirów” i tego nazwiska używa jako pseudonimu, Jaromir też nie jest Wielokropem, ale skoro przejawia takie właśnie poczucie humoru..?
D. B. J.: Czemu i komu ma służyć portal i jaki jest w nim pański udział?
L. L. P.: Dotychczas byłem czytelnikiem, uważnym dość, fakt… Z Edkiem od niemal 40 lat widujemy się co dni kilka, toteż problemy „SieMysli” znam. Zamiary ekipy także. Właściwie mogę zacząć czuć się już członkiem zespołu redakcyjnego, bo inny mój przyjaciel, Tadek Mazurek doszlifował wreszcie instrumentację „Colas Breugnona”, opery, którą napisaliśmy na kanwie przemądrej powieści Rollanda. Siedzieliśmy teraz w Szczecinie kolejny tydzień nad partyturą. A to oznacza koniec mojej roli w tym przedsięwzięciu – Tadeusz zrobił muzykę, jaką rozumiem i czuję, mogę rzecz spokojnie zaakceptować, podobnie jak on moje libretto. Niby 4 lata życia, ale wynik nie jest chyba najgorszy (śmiech)…
Wreszcie mogę poważnie się zastanowić, jak „wejść” w funkcjonowanie portalu. Choć… Dumamy z Tadkiem jeszcze o oratorium, może nawet requiem (śmiech)…
Następcę „Bezjarzmowia” zaprojektowano jako świadectwo braku zgody na sztampę myślową, obowiązkową przecież nie
tylko w mediach oficjalnych (co mnie nie dziwi), ale nawet w tym, co zwiemy mediami społecznościowymi, czy też tym ich sektorem, jaki tworzą prawdziwi społecznicy, wymieniając się dostępnymi im informacjami. Niestety, oblicze takich serwisów również zaczęło hołdować politycznej poprawności. To akurat Soroki i reszty ekipy „SieMysli” nie interesuje. Ciekaw zresztą jestem kolejnego zjazdu Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (25/26.10., Warszawa) – dzięki statutowi dominacja ilościowa ośrodka warszawskiego trwa, co nie pozwala na jakiekolwiek zmiany ku lepszemu. W stolicy zresztą nazbyt często dziennikarzy udają ludzie z telewizyjnych spółek producenckich; gra idzie o forsę, nie o realizację programu SDP. Lubelski oddział Stowarzyszenia ze względu na niewielką ilość członków dysponuje tylko 3 mandatami zjazdowymi. Owszem, na Foksal z kolegami pojedziemy, ale kto usłyszy nasz głos, o ile w ogóle zostaniemy do głosu dopuszczeni (śmiech)? To wszystko się wiąże. Nierozerwalnie nawet.
D. B. J.: Jakim portalem jest „SieMyśli”: kenijskim, niemieckim, polskim..?
L. L. P.: Pod względem prawnym – jak najbardziej kenijskim. Tam jest zarejestrowane, tam umieszczone na serwerze,
podlega też jedynie kenijskiemu Prawu Prasowemu, znacznie zresztą bardziej prostemu niźli polskie.
Niemieckim nie jest na pewno. Niemiecki jest np. „Onet” (śmiech)… Wystarczy zresztą zobaczyć, jak autorzy „SieMysli” oceniają wydarzenia na Ukrainie, by nabrać pewności, że portal nie reprezentuje interesów pani Merkel.
Równie na pewno jest dziełem „niegrzecznych” Polaków, toteż z Polską mu po drodze. Aczkolwiek ci „niegrzeczni” autorzy nikogo nie obrażają w swoich tekstach. To podstawowa zasada, humanistyczna jednak… Tak robiona była „Ulica Wszystkich Świętych”, tak www.RegioPolis.net, podobnie wileński „Infopol” czy „Bezjarzmowie”. Skoro Edward wszędzie tam pisywał, nie odejdzie od owej sztywnej zasady również na łamach „SieMysli”.
D. B. J.: Na ile oba portale są do siebie zbliżone? Czy też – na ile różne?
L. L. P.: Czytelnik zauważy to łatwiej… „SieMysli” operuje (jak dotąd) wyłącznie językiem polskim. Pisuje tu i rysuje znacznie mniej autorów. Niemal zanikła „Galeria” – cykle zdjęć – artystycznych czy dokumentujących jakiś stan rzeczy… Piszący odnoszą się do wydarzeń bieżących, zwłaszcza tych, które wpływają na los mieszkańców RP. Przedtem było to raczej rzadkie, preferowano teksty przekrojowe, starające się wyjaśnić pewne zjawiska od strony socjologii czy historii… Łączy oba brak cenzury – skoro autorzy jakoś myślą, niechże prezentują swe poglądy bez kastracji wydawcy lub naczelnego… I – z pewnością – niezgoda na neoliberalizm, jako doktrynę niszczącą więzi społeczne i jednostki, które nie chcą funkcjonować w systemie korporacyjnym.
Tak czy inaczej wszystko opiera się o „zwykłego” człowieka i jemu ma służyć. Proste? Kiedyś może tak. Teraz nie tylko skomplikowane, ale wręcz niebezpieczne dla manipulatorów ludzkimi duszyczkami.
D. B. J.: Czy więc naprawdę „jesień ducha”?
L. L. P.: A, to już zależy od każdego z osobna. Choć depresja i poczucie ciągłego zagrożenia – stają się obowiązującymi stanami ducha obywateli. Na pocieszenie – barbaria się kiedyś skończy… Byle nie zagładą ludzkiego gatunku, bo tego autorzy „SieMysli” chyba by nie chcieli…
Fotki:
Red. Edward L. Soroka oddaje się ulubionemu zajęciu. Kłusownik na łódce – także…
Dr Tadeusz K. Mazurek i jego uczelnia
Red. Lech L. Przychodzki i ruiny szczecińskiego kąpieliska GONTYNKA
24.04.2004. Warszawa, po antyszczycie W-wa 29. Ekipa łódzka (w tym Jarek i Adrian) oraz jej gość – Lech L.Przychodzki
Dorota B. Jankowska
rozmawiała z Lechem L. Przychodzkim