Źle się dzieje w państwie polskim – jak można parafrazować słowa Marcellusa z tragedii Szekspira „Hamlet”. Nie dość, że z gazu łupkowego nici, to jeszcze zamykają nam kopalnie węgla, a przecież Polska węglem stoi. Mało tego. Według wytycznych Unii Europejskiej Polska do roku 2030 ma zwiększyć udział energii odnawialnej w całkowitym bilansie energetycznym do 20 %. Wiatry mamy takie sobie i do tego zmienne, więc wiatraki słabo się sprawdzą. Niebo przez większość roku jest zachmurzone, co nie wróży dobrze energetyce solarnej stosowanej na terenie Polski.
Więc jakie może być rozwiązanie?
W jednym z moich wpisów sugerowałem, że być może węgiel jest źródłem energii odnawialnej, bo być może tworzy się szybciej niż nam się wydaje, czego dowodem może być znajdowanie w węglu mającym ponoć miliony lat przedmiotów w zasadzie współczesnych. Czyli przy odpowiedniej argumentacji mogłoby się udać przekonać komisarzy unijnych, że w zasadzie cała nasza energetyka oparta jest na źródłach odnawialnych. Innym pomysłem było stosowanie na masową skalę olejów jadalnych jako paliwa dla silników lokalnych elektrowni.
A czy może być inne rozwiązanie?
Jednym z pomysłów na rozwiązanie problemów energetycznych Niemiec, a i całej Unii Europejskiej był projekt Desertec. Pomysł polegał na tym, żeby Saharę pokryć elektrowniami słonecznymi, a zachodnie wybrzeże Afryki Północnej – wiatrakami i uzyskaną w ten sposób energię transportować do Europy poprzez Cieśninę Gibraltarską, Arabię Saudyjską, Turcję, Sycylię, Korsykę, Kretę, Cypr do Europy. Domyślam się, że energia transportowana by była kablami podmorskimi, podziemnymi i naziemnymi. Plan był taki, aby do 2050 roku sieć Desertec pokryłaby około 15% europejskiego zapotrzebowania na energię, bo według szacunków naukowców, pokrycie zaledwie 3% powierzchni Sahary przez system elektrowni słonecznych wystarczyłoby, aby zaspokoić światowe zapotrzebowania na energię.
Na razie projekt chyba został odłożony ad acta, bo kolorowe rewolucje w krajach Afryki Północnej i wojna w Syrii pokrzyżowały trochę powyższe plany.
Projekt ze słońcem w krajach o dużym nasłonecznieniu wydaje się dobry, ale co zrobić, żeby uniezależnić się od sytuacji politycznej w miejscu gdzie instalujemy nasze elektrownie słoneczne?
Najlepiej budować elektrownie, gdzie nie ma żadnego kraju czyli na oceanie. Można wybudować na grzbietach oceanicznych w strefie równikowej zespół platform morskich na których zostaną zainstalowane ogniwa słoneczne. Ogniwa nie muszą być super wydajne, bo brak wydajności zrekompensuje się zwiększeniem powierzchni ogniw, ale muszą być tanie i łatwe w produkcji. Najlepiej, żeby można było je wytworzyć na platformach i na bieżąco wymieniać uszkodzone elementy.
Mogą to być ogniwa słoneczne oparte na perowskitach, o których pani Olga Malinkiewicz, która opracowała prosty i tani sposób produkcji tego materiału, powiedziała:
„Nie potrzeba do tego skomplikowanych urządzeń czy drogich materiałów. Gdybym się uparła, mogłabym je wytwarzać nawet w domu, w kuchni”.
Innymi materiałami światłoczułymi mogą być przewodząca parafina i złącze węgiel – metal, w których opracowaniu miała udział moja skromna osoba. Ta nowa parafina nie dość, że może być dowolnie formowana, jest magnetyczna i przewodzi prąd elektryczny, ale jest jeszcze światłoczuła. Oczywiście opisałem tą parafinę w publikacjach, które można znaleźć pod linkami 1 i 2. Filmiki obrazujące jej zachowanie można znaleźć pod linkami
target=”_blank”>4.
Parafina jest niezwykle prosta w produkcji, bo możną uzyskać ją np. poprzez zmielenie metalu do rozmiarów nano – i mikrocząstek i wymieszanie z parafiną w odpowiednich proporcjach.
Złącze metal – węgiel uzyskałem na drodze nanoszenia elektrolitycznego, co zostało opisane w pracy znajdującej się pod linkiem 5. Póki co udało mi się potwierdzić efekt fotoelektryczny dla tego złącza w zakresie promieniowania rentgenowskiego, ale wierzę, że przy odpowiednich modyfikacjach złącza można uzyskać ten efekt i dla światła widzialnego.
Wydajność opracowanych przeze mnie materiałów nie jest porażająca, ale gdy ktoś się poważnie zajmie ich badaniem, to może uzyska efekty mogące znaleźć zastosowanie komercyjne. Ja, niestety, nie mogę się zająć rozwojem tych materiałów, bo od czasu powrotu do Polski jestem bezrobotny lub wykonuje proste prace nie mające z nauką wiele wspólnego.
No dobrze, miejsce instalacji elektrowni słonecznej już mamy, mamy ogniwa fotoelektryczne. Ale co z transportem wyprodukowanej energii?
Kable odpadają. Trzeba znaleźć inny sposób. Radiowe fale krótkie odbijane są od jonosfery i umożliwiają transmisje radiową na cały świat. Oczywiście nie odbywa się to bez problemów.
Jonosfera składa się z kilku warstw i ich liczba zależy od tego czy mamy dzień czy noc. W ciągu dnia pojawia się warstwa D – najbliższa Ziemi, która pochłania fale krótkie. Warstwy E i F występują całą dobę i odbijają fale krótkie i ultrakrótkie. Sposób propagacji fal krótkich można wykorzystać do transmisji energii z elektrowni na równiku do Polski. W elektrowni zainstalowany byłby raser – odpowiednik lasera i masera dla fal radiowych, który wysyłałby fale krótkie w kierunku jonosfery. Raser został opracowany w latach 60-tych przez Carsona D. Jeffriesa, Owena Chamberlaina, Claude H. Schultza i Gilberta Shapiro i podejrzewam, że do dzisiaj jest już znakomicie rozpracowany na wszystkie możliwe sposoby, więc nie byłoby trudności z wykorzystaniem go do przekazu energii poprzez atmosferę.
Po drodze pewnie należałoby zbudować kilka stacji przekaźnikowych. Główną stację odbiorczą zbudowałoby się na Bałtyku, żeby nie narazić ludności na działanie fal radiowych o dużym natężeniu mogących wywołać np. chorobę telegrafistów. Ze stacji na Bałtyku prąd elektryczny byłby przekazywany na ląd za pomocą tradycyjnych kabli.
Oczywiście należy sprawdzić bilans bilans ekonomiczny takiego przedsięwzięcia, bo idea ideą, ale to może całkowicie się nie opłacać, bo koszty konkretnych rozwiązań technicznych będą ogromne.
Źródło: http://innywariant.weebly.com/blog/jak-polska-moze-rozwiazac-problem-braku-energii