Hilary Clinton stwierdziła niedawno, ze inwazja Iraku była „pomyłką”. Inwazja ta, jak i wszystkie pozostałe zbrodnie Euroatlantyckiego Imperium Zła (US&EU), nie była oczywiście „pomyłką”, ale agresją dokonaną z całą premedytacją. Zakładając jednak, ze bierzemy za dobra monetę kolejne kłamstwo płynące z Waszyngtonu, nie możemy nie zauważyć, że ta „pomyka” kosztowała życie, zdrowie i dobrobyt milionów ludzi. Używając analogii z życia zwykłych śmiertelników, gdy kierowca wjedzie na przejście dla pieszych i zabije przechodnia, to zwykle odpowiada karnie za ten błąd. Przyznanie się do „pomyłki” przez panią Clinton, nie wywołało żadnej reakcji „demokratycznej” opinii publicznej, ani działań organów prawnych państwa mieniącego się być „wzorcem demokracji”.
Powyższy przykład ilustruje całkowitą bezkarność zakłamanych i zbrodniczych „elit” Imperium. Przeważnie ukrywają one swe przestępstwa za licha zasłoną kłamstw, ale nawet w przypadku przyznania się do winy, ich członkowie nie muszą obawiać się żadnych konsekwencji. „Elity” są ponad i poza prawem, będącym tylko obowiązkiem maluczkich. Należy tu z cala mocą podkreślić, że na obecnym etapie „elity” owe odróżniają się od najgorszych społecznych szumowin jedynie wybujałymi rozmiarami egoizmu i pychy. Członkowie tych „elit” nie reprezentują sobą żadnych pozytywnych wartości, a ich kondycja stanowi wymowna ilustracje stopnia degrengolady cywilizacji zachodu. Ludzie ci, bez wątpienia, stanowią bezpośrednią przyczynę większości zła, jakie panoszy się niepodzielnie na naszej ziemi.
Oczywiście każdy z nas obarczony jest odpowiedzialnością za ten stan rzeczy, ale w nierównym stopniu. Głównymi winowajcami są ci, którzy odpowiadają za ład moralny i duchowy społeczeństwa. W naszym przypadku jest to Kościół Katolicki. Powołany do tej roli przez Zbawiciela..
Zwracając się ponownie ku przykładowi z życia codziennego zauważmy, że jeśli ktoś w obawie przed rabusiami najmie firmę ochroniarska, to oczekuje od niej skutecznego działania. Jeśli częstotliwość i rozmiary włamań gwałtownie rosną, a ochroniarze, miast zwalczać rabusiów, głośno biadolą z powodu swego zakłócanego przez złodziei wypoczynku nocnego, to racjonalnym rozwiązaniem jest zwolnienie z pracy gnuśnych stróżów i zastąpienie ich innymi bardziej efektywnymi. Wydaje się, że w odniesieniu do kościoła, doszliśmy właśnie do takiego momentu. Należy podkreślić, że w tym przypadku, „pracodawcą” jest sam Chrystus, i to on a nie kto inny będzie dokonywał „zwolnień”. Tak wiec powtórki z reformacji nie będzie. Jednak każdy z członków kościoła ma nie tylko prawo, ale i OBOWIĄZEK oceny i napomnienia bliźnich. Jest to wyraźnie sprecyzowane w Piśmie Świętym i żadnych wyjątków dla hierarchii kościelnej w nim nie ma.
Nasi „duszpasterze” głośno lamentują, ze „kościół jest atakowany z zewnątrz i wewnątrz”. Kościół został powołany przez naszego Pana właśnie do walki ze złem. W tym kontekście chroniczna niechęć do jakiejkolwiek formy walki ze strony hierarchii kościelnej jest trudna do zaakceptowania.
Kościół wyrósł do swej prominencji na krwi Chrystusowej i wielkiej rzeszy męczenników. Dzięki usytuowaniu swej władzy w Rzymie, stolicy wielkiego imperium, stal się On nie tylko rozsadnikiem Chrześcijaństwa, ale również wspanialej kultury i cywilizacji greko-romańskiej. Niestety, po upadku Imperium Rzymskiego, role rozsadnika przejęły na siebie dzikie i brutalne plemiona germańskie. I od tego momentu zaczyna się powolna degeneracja kościoła hierarchicznego.
Germanie wzięli się ostro za „nawracanie pogan”, zgodnie z zasadą: „dobry poganin, to martwy poganin”, wyniszczyli ludność słowiańską z terenów obecnych Niemiec na wschód od Łaby i tylko kunszt polityczny Mieszka I pozwolił nam Polakom uniknąć podobnego losu, na obszarze od Odry do Bugu. Przyjęty przez Mieszka Chrzest Polski nie osłabił germańskiej krucjaty w stosunku do naszego Narodu i dopiero sromotna klęska Zakonu i całego zachodniego rycerstwa pod Grunwaldem, położyła temu kres. Nie zmitygowało to jednak ekspansji Niemiec na wschód, a w późniejszym okresie kolonialnym, całego zachodu na resztę globu. Zbrodnie tego okresu motywowane były wtedy „misją cywilizacyjną”, a kościół radował się osiągnięciami misjonarzy, którzy podążali za armiami europejskich rabusiów i zbrodniarzy. Pragmatyczne podejście Watykanu do zadania chrystianizacji, było zapewne przyczyna, dla której „nie zauważył” on największej w historii zbrodni ludobójstwa, jaką było wymordowanie Indian z obszaru Ameryki Północnej. Watykan od dawna zdaje się nie zauważać konkretnych zbrodni, ograniczając się do ogólnikowego szerzenia zasad moralnych. I właśnie w tej strategii można upatrywać totalnej jego klęski.
Kościół został powołany przez Zbawiciela do „duszpasterstwa”. Oznacza to, że ma on nie tylko cytować Przykazania Boskie, ale na każdym szczeblu drabiny społecznej (w parafii, diecezji, państwie i na poziomie globalnym) pokazywać wiernym konkretne przykłady postępowania zgodnego i sprzecznego z dekalogiem. Ogólnikowa modlitwa powszechna „o pokój”, „o dobre sprawowanie władzy”, itp.; bez wskazywania kto jest agresorem wojennym, lub szkodnikiem na państwowym etacie, zwłaszcza w momencie gdy każdy widzi nadchodzącą wichurę wojny, czy powszechne skorumpowanie oficjeli, jest z jednej strony kpiną ze zdrowego rozsądku wiernych, a z drugiej obrazą Zbawiciela, którego stawia się w pozycji kelnera przyjmującego zamówienie od biesiadników. Bowiem obowiązkiem ludzi, pod moralnym przywództwem hierarchów, jest wdrażanie w życie zasad przekazanych nam przez Boga, a nie domaganie się od Niego jakiejś interwencji rozwiązującej problemy społeczeństwa, które bez konkretnych wskazówek od swych „duszpasterzy” nie jest w stanie zaradzić złu. Gdyby intencją Chrystusa było jedynie promulgowanie swego nauczania, to powołałby do życia organizacje „lektorów Słowa Bożego” a nie DUSZPASTERZY!
Hierarchia kościelna wybrała jednak drogę „lektorów”, jako wygodny sposób na swą misję, tym samym de facto wycofując się z obszaru moralnego państw i społeczeństw.
Życie jednak nie zna próżni i na miejsce kościoła weszli fałszywi prorocy, twierdzący, że jeżeli namiestnicy Boga na ziemi są w praktyce obojętni na losy większości ludności, to albo Boga w ogolę nie ma, albo jest On zły. Zaowocowało to reformacją, rewolucją francuska ( walka z „tłustymi prałatami”), rewolucją bolszewicką (walka z „zachłannymi popami”), co w ostatecznym rozrachunku doprowadziło do nazizmu, komunizmu i obecnie globalizmu (NWO).
Nie otrzeźwiło to jednak naszych „pasterzy”. Z uporem godny lepszej sprawy, kontynuują obraną strategie, pozostając głuchymi na nawoływania do sanacji. Nadal manipulują wiernymi, stawiając się tym samym ponad Stwórcą, który dal ludziom wolną wolę, bez względu na to czy ich wybór jest zgodny z Jego życzeniem, czy nie. Swoje postępowanie coraz pośpieszniej maskują zasłoną rytuału i celebry.
Z tego powodu, kościół hierarchiczny przypomina swoisty teatr fantazji, którego repertuar niewiele ma wspólnego z otaczającą rzeczywistością. W czasie, gdy nad ludzkością zawisła śmiertelna groźba konfliktu nuklearnego, Ojciec Święty Franciszek, zauważając sam fakt rozpoczęcia III Wojny Światowej , martwi się jednak o kondycję środowiska naturalnego naszego globu , a nie o same jego przetrwanie.
Papież Jan Paweł II stanowi osobny rozdział w historii Polski i kościoła. Wielu Polków upatruje w Nim „daru Bożego”, zapominając jednak, że istnieje też bogata kategoria „dopustów Bożych”. Karol Wojtyła lokuje się zapewne gdzieś po środku. Jego wybór na Stolicę Piotrową skatalizował ruch Solidarności, który w fundamentalnej mierze przyczynił się do upadku Sowieckiego Imperium Zła. Pozostałe społeczno-polityczne rezultaty Jego działalności nie są już tak pozytywne. Jeszcze zanim został Papieżem, pokazał że troska o Polskę i Polaków nie znajduje się wysoko na liście jego priorytetów. Kiedy to, sławetny list biskupów polskich do niemieckich zaszokował opinie publiczną owego czasu, na zadane mu pytanie, „za co Polacy maja przepraszać Niemców?”, odparł, że „zawsze jest, za co przepraszać”. Cynizm tej odpowiedzi i pogarda dla niezliczonych ofiar niemieckiego barbarzyństwa, ilustruje dobitnie fakt, ze wbrew propagandzie, nie był on aż tak „wielkim polskim patriotą”, jak to sugerują jego apologeci. Jeszcze przed dekada gdakali oni z dumą o tzw. „pokoleniu JP2”, które miało pokazywać skale jego zbawiennego wpływu na rodaków. Dziś nikt nie przywołuje już tego terminu. Poziom człowieczeństwa (a właściwie jego całkowity brak) „pokolenia JP2”, kompromituje Jego osobę. Bo przecież „po owocach go poznacie”! Działalność polityczna „największego z rodu Słowian”, wydala jeszcze wiele zgniłych owoców. Wspomnę tu o najważniejszych, takich jak popieranie wejścia Polski i innych krajów post-sowieckich do UE, czy rozpad i wojnę domową w Jugosławii, którą skatalizował Watykan, jako pierwszy uznając „niepodległość” Słowenii.
Dzisiejsza działalność kościoła krajowego wpisuje się w opisaną powyżej ogólną strategię Watykanu, która dziwnym trafem pokrywa się zawsze z interesami narodowymi Niemiec. Bez słowa sprzeciwu, od ćwierć wieku, przygląda się biernie procesowi likwidacji Narodu i państwa wpisując się w „poprawność polityczną” zdrady narodowej, zwanej eufemistycznie „porozumieniem ponad podziałami”. CDN
Unikajacy stereotypów myslowych analityk spraw politycznych i gospodarczych Polski i swiata
2 komentarz