Komentarze dnia
Like

Henryk Franciszek Kustra: Ja niczego złego nie zrobiłem – byłem tylko harcerzem (3)

13/05/2016
1200 Wyświetlenia
0 Komentarze
6 minut czytania
Henryk Franciszek Kustra: Ja niczego złego nie zrobiłem – byłem tylko harcerzem (3)

Był rok 1948 – wspomina pan Henryk. Europa została podzielona, czas na podjęcie decyzji, co dalej? Wraz z wieloma byłymi żołnierzami armii Andersa zostałem przetransportowany drogą morską do Wielkiej Brytanii, o czym wspominałem w pierwszej części moich wspomnień. Dano nam możliwość wybrania sobie miejsca stałego pobytu w krajach Korony Brytyjskiej. Otrzymaliśmy pieniądze na drogę i z nadzieją na nowe, lepsze życie, wchodziliśmy na pokład statku, którym mieliśmy szczęśliwie dotrzeć do naszej nowej ojczyzny.

0


OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Część II

Australia – moja druga ojczyzna

 

Gdy miesiąc maj poleski kraj

W wiosenny strój ubierze,

Zabłysną wody, zapachnie miodem

i człowiek w cud uwierzy.

Maria Sulima – fragment wiersza Poleski kraj

 

Ja wybrałem Australię. Dlaczego nie wróciłem, jak wielu moich towarzyszy i rodaków do Polski? Proszę mi wierzyć, decyzja jaką podjąłem, nie była dla mnie łatwa. Przecież kochałem, kocham i nie przestanę kochać mojej ojczyzny.

Na swej drodze poznałem wtedy wielu życzliwych mi ludzi, mam na myśli mój pobyt w Anglii. Ludzie ci szczerze doradzali mi, abym zrezygnował z powrotu do Polski. Trudno było mi na początku uwierzyć w ich opowieści, lecz w końcu dałem się przekonać. Wsiadłem więc na statek i tak rozpoczęła się moja kolejna tułaczka, podróż w nieznane. Co wiedziałem o kraju, gdzie miałem spędzić resztę życia? – chyba tylko to, że jest to kraina kangurów i tajemniczej tubylczej ludności.

Czy miałem obawy, czy bałem się tej podróży i przyszłości? Nie – odpowiada pan Henryk – miałem wtedy inne poważniejsze problemy, targała mną tęsknota za domem, który się oddalał coraz bardziej, brak kontaktu z rodziną, bezmiar oceanu… To trudno sobie dziś wyobrazić, tak, to były trudne dla mnie chwile…

Było mi obojętne, co będzie w tej tajemniczej Australii, przysięgałem sobie, że będę szukał kontaktu z rodziną bez względu na okoliczności, w jakich się znajdę. Gdzieś tam, w środku, coś mi mówiło, że jeszcze wrócę do Polski i tą nadzieją żyłem podczas podróży. Kiedy tak stojąc na pokładzie statku obserwowałem fale oceanu, wracałem pamięcią do czasu mojej pierwszej tułaczki – podróży w nieznane. Pocieszałem się w myślach, iż teraz przynajmniej wiem, dokąd płynę i gdzie ma się zakończyć moja podróż. Nie jadę po to, by stracić życie, a zacząć wszystko od nowa. Te myśli dodawały mi sił do przetrwania.

Pamiętam czas, kiedy stanęliśmy na australijskiej ziemi, było to w Canberze. Inaczej sobie to wszystko wyobrażałem. Canberra to duże miasto – a nam mówiono w Anglii: Jedziecie do Australii, kraju, gdzie nie ma prądu ani gazet, a tymczasem miłe dla mnie zaskoczenie… Ustawiono wszystkich w szeregu, było nas 2000 młodych zawadiaków. Podszedł do nas, pamiętam jak dziś – wspomina pan Henryk – jakiś dygnitarz australijski i powiedział (widać dobrze był zorientowany w sytuacji): Przepiliście na statku wszystkie pieniądze, które dał wam rząd brytyjski, a my za to, że nauczyliście nas wojaczki, dajemy wam 5 funtów australijskich”. Będziecie tu pracować – mówił dalej Australijczyk – i odpracujecie niebawem prezent, który darowała wam angielska królowa. Uśmiechał się, widać było, że jest to uśmiech przyjaciela, choć żartował sobie z nas. (Czyżbym znów, podobnie jak w Kazachstanie, miał ganiać – tym razem po stepach Australii, za dzikimi końmi? Tu przynajmniej jest nieco cieplej pomyślałem).

Traktowano nas już na samym początku bardzo dobrze. Po tych wszystkich strasznych wojennych wydarzeniach mieliśmy wrażenie, że jesteśmy w raju. Jak przystało na nieokrzesanych młokosów – oczywiście pierwsze kroki skierowaliśmy do knajpy, cóż będę ukrywał, skoro mają to być moje prawdziwe wspomnienia, trzeba mówić o wszystkim – dodaje z uśmiechem pan Henryk.

Nasz wypoczynek nie trwał długo, wkrótce zajęli się nami urzędnicy, zajmujący się werbunkiem do pracy, większość z nas pracowała w okolicach Góry Kościuszki. Wykonywaliśmy roboty ziemne, zmieniano tam bieg rzek, budowano różnego rodzaju kanały nawadniające. Praca była ciężka ale wynagrodzenie godziwe, atmosfera wspaniała, przez cały ten czas czułem się jak wśród swoich. Szybko się zaaklimatyzowałem do nowych warunków.

Australia w dosłownym tego słowa znaczeniu stała się moją drugą ojczyzną. Często zadawane mi jest pytanie, czy można mieć dwie ojczyzny..? Czy w jednakowy sposób można pokochać obydwie..? Niestety nie, ojczyznę – jak matkę – ma się jedną i to nie ta sama miłość. Z całą pewnością mogę jednak powiedzieć, że Australia to moja druga ojczyzna. Proszę zwrócić uwagę –  dodaje nasz bohater  – cały czas powtarzam słowo druga, tą pierwszą zawsze pozostanie Polska. Ja w Canberze zostałem już sam, ostatni Mohikanin, tak mnie tam nazywają. Moi koledzy pełnią już wartę w niebieskim garnizonie, to smutna prawda, taki ludzki los. (Dok. nast.)

Fot.: KAPITAN HENRYK FRANCISZEK KUSTRA PODCZAS WIZYTY W POLSCE. Z PRAWEJ SYN KAPITANA

Źródło: Na podstawie opowiadania pana Henryka Franciszka Kustry, żołnierza armii Andersa, kpt. w stanie spoczynku.

Opowieść spisał:

Tadeusz Puchałka

Za: http://www.siemysli.info.ke/

 

0

Dorota J

Dziennkarz w 3obieg.pl/

209 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758