Po wczorajszym ponownym wyborze Seppa Blattera na przewodniczącego FIFA, co odbywało się w cieniu właśnie obnażanej przez FBI afery korupcyjnej, instytucja ta powinna posługiwać się nowym logo. Oddaje ono, czym FIFA się stała i komu w rzeczywistości jest potrzebna.
Poważniej rzecz traktując, to FIFA ze swoim dożywotnim dyktatorem jest najlepszym przykładem fałszu tzw. instytucji demokracji. Pomimo teoretycznych mechanizmów zapewniających udział i wyrażanie opinii w demokratycznym procesie wyboru i nadawania kształtu danej organizacji okazuje się, że zawsze wygrywa ten „właściwy” kandydat reprezentujący określoną linię „partyjną”. Demokracja, więc to nieustanna próba sił, w której na czoło wysuwają się ci posiadający największe wpływy, co z reguły oznacza największe możliwości manipulowania tzw. demokratycznym procesem. Wpływa się w różny sposób odwołując się do tego, na czym zależy najbardziej osobie, na którą się wpływa. Ambicje się głaszcze, portfel wypycha, ego lekko rozdyma, pilne potrzeby zaspokaja.
FIFA pokazała, czym jest. Organizacją oddaną na własność, ale też nie jest tak, że wbrew woli większości. Każdy w tym patologicznym układzie, od zarządzających po sponsorów czerpie jakieś korzyści, nawet ostatni w łańcuchu pokarmowym przemysłu piłki nożnej, czyli kibice. Temu tłumowi żądnemu emocji i hektolitrów alkoholu nie przeszkadza przecież fakt, że wszystkie te igrzyska, mundiale, mistrzostwa, ligi to w większości spektakle z rozpisanymi wcześniej rolami, w których oni stanowią ornament i czasami konieczne tło. Stają się przy tym narzędziem, którym FIFA posługuje się, jako argumentem na rzecz utrwalania status quo, przykrywania brudów i tumanienia miłośników piłki nożnej na całym świecie, bo przecież skoro ciągle są kibice, to nie może być źle.
Z pozdrowieniami rd. nacz. Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję