Róznica tytułów ostatnich dwóch notek o elektromagnetyźmie? Maleńki znak zapytania.
Znak to maleńki, ale różnica kosmiczna.
Przypomina to słynny żart oparty na losie pewnej decyzji Cara Aleksandra, w której, urzędnik przepisujący dokument, przestawił przecinek.
Decyzja brzmiała: Ułaskawić nie wolno, roztrzelać.
Wersja urzędnika: Ułaskawić, nie wolno rozstrzelać.
Jak pojawiła się pierwsza wersja tego "prowokacyjnego" tytułu? Wykorzystałem po prostu sytuację. Czytelnik piszący do mnie wspomniał moje słowa o tym, że coś nie istnieje i przypisał to "nie istnienie" elektromagnetyzmowi.
Nadarzyła się znakomita okazja do sprawdzenia czujności wszystkich czytelników mojego bloga i stąd prowokacyjny, jednoznaczny tytuł mojej pierwszej notki poświęconej temu zagadnieniu.
Jak oceniam ten mimowolny test? – pytacie.
Udał się nad wyraz. Udział w wymianie poglądów wzięli jedni z najaktywniejszych dyskutantów Działu Nauka Salon24 i wszyscy oni skoncentrowali swoją uwagę na eksperymencie, w którym efekt magnetyczny był uzyskany przy pomocy prostego uderzenia żelaznym przedmiotem o twarde podłoże, np. Beton.
A więc, jak im się wydaje, magnetyzm wystąpił bez elektryczności.
Mimo tego, że magnetyzm był już znany od tysięcy lat, to bardzo długo nikt nie doszukał się jego związku z elektrycznością. Gdybym więc tezę o braku zależności między magnetyzmem i elektrycznością wypowiedział do 1819 roku, to mógłbym być przekonany o słuszności takich sądów. Jednak w 1820 r. duński fizyk Hans Christian Oersted chcąc pokazać studentom brak związku między elektrycznością i magnetyzmem zbudował obwód składający się ze źródła prądu, i przewodów, jeden z których przebiegał blisko kompasu leżącego na stole.
Gdy włączył prąd, to zauważył, że strzałka odchyliła się. Jaki wyciągnął wniosek?
Jedyny możliwy, jak jemu się wtedy wydawało: istnieje bezpośrednia zależność między magnetyzmem i elektrycznością.
Starannymi eksperymentami dokazał również, że magnes oddziaływuje na przewodnik z prądem.
Pierwszym, kto wpadł na pomysł przeprowadzenia eksperymentu z żelaznym cylindrem umieszczonym wewnątrz cewki przez którą przepuszczano prąd był francuzki uczonyFrançois Arago.
Rezultaty jego eksperymentów były znane innemu Francuzowi, André Marie Ampère, który wyprowadził zależności ilościowe między magnetyzmem i elektrycznością. Wszystko to działo się w tym samym, 1820 roku.
To właśnie Amper przeprowadził eksperyment, w którym badał zachowanie się cewki, przez którą przepuszczał prąd. Okazało się, że cewka "staje się" magnesem (wykazuje takie własności jak magnes).
Amperowi wystarczyło tego eksperymentu, żeby zaproponować traktowanie magnetyzmu jak zjawiska wywołanego wirowymi prądami.
Nie, nie o takich prądach, jakie płyną w przewodzie mówił Amper. On uważał, że magnes składa się z molekuł dookoła których wiruje prąd elektryczny. A więc każda molekuła, to taki sobie maleńki magnesik. Jeśli te magnesiki układają się biegunami w jedną stronę (na przykład podczas przesuwania magnesu wzdłuż stalowej bednarki), to tworzą one znany nam dzisiaj magnes.
Takie wyjaśnienie dobrze pasowało do interpretacji eksperymentu Arago ze stalowym cylindrem i cewką, przez którą przepuszczano prąd. Dzisiaj już wiemy, że Arago zbudował pierwszy elektromagnes lecz nie był tego świadom i dlatego pierwszeństwo oddajemy angielskiemu inżynierowi Wiliamowi Sturgeonowi, którego wynalazek odkrył drogę do skonstruowania wielu urządzeń technicznych o szerokim zastosowaniu.
Do 1831 roku uczeni badali wpływ prądu na megnetyzm, ale od "odkrycia" przez Faraday’a zjawiska indukcji elektromagnetycznej (1831) uzyskaliśmy pełny obraz wpływu prądu elektrycznego na "generowanie" magnetyzmu i wpływu magnesu na generowanie prądu.
Elektromagnetyzm stał się faktem!
Elektromagnetyzm stał się czymś więcej niż faktem. Elektryczność i magnetyzm są połączone tym samym zjawiskiem: wirowym ruchem cząstek obdarzonych ładunkiem dodatnim. W elektryczności – dookoła przewodnika, a w magnetyźmie – wewnątrz kanałów międzyatomowych i dookoła elektroujemnego ciała magnesu.
To co miał na myśli czytelnik, który w swoim liście do mnie napisał takie słowa: "Ciężko oczywiście zrobić translację z czegoś co nie istnieje, …" ?
Jestem pewien, że doszło do dość istotnej pomyłki. Ja wielokrotnie twierdziłem, że nie istniejeją samopropagujące się fale elektromagnetyczne, a mój czytelnik przypisał to "nieistnienie" całemu elektromagnetyzmowi.
I tak, pomyłka za pomyłką, pomyłka za pomyłką, … pomyłka za pomyłką aż … do super doskonałości, jak o tym z zachwytem pieją fizykaliści.
Przykład takiej pomyłki możecie zobaczyć na rysunku wprowadzającym do tej notki. To co fizykaliści do dzisiaj oznaczają literą B (indukcja magnetyczna) jest tak naprawdę obrazem lini po jakich wirują elektrina dookoła przewodnika stanowiąc prąd elektryczny.
Im więcej wirów w pakiecie – tym większe napięcie U (na tym rysunku ono powinno zastąpić B).
Nam wmawiają, że fizyka, to taka nauka, w której bada się obiekty fizyczne, a wszystkim innym zajmują się religie i fantastyka. Przy czym, sami poszli na lep łatwizny i połknęli haczyk z interpretacją eksperymentu Hertza z 1886 r.
Było im to potrzebne do przekonania samych siebie w słuszności równań szkockiego magika, Jamesa Clerka Maxwella i wynikającej z nich przesłanki o istnieniu fal elektromagnetycznych (1873).
Dlaczego używam tego pejoratywnie brzmiącego określenia – "magik"? Bo tylko magic mógł zaproponować perpetum mobile, polegające na samopropagacji, fal magnetycznych z fal elektrycznych i odwrotnie.
Minęło już prawie 140 lat, a ta bzdura o falach elektromagnetycznych jeszcze króluje w nauce. Czas poświęcić jej swoją uwagę.
Cdn.
Fizyka dla tych, którzy chca zrozumiec! Polityka dla tych, którzy zrozumieli!