Wcale nie żartuję. Zresztą tak ten dzień nazywa ten dzień cała moja rodzina. Opowiem Wam jak do tego doszło. A było to właśnie 20 lat temu.
W tamtych czasach „blacks” tzn.”african -americans” jeszcze tak się nie panoszyli i nie bardzo zwracano na nich uwagę. Dzisiaj, po erze dyktatury Obamy, to co się zdarzyło ponad 20 lat temu byłoby niemożliwe. Uznano by to za rasizm.
W firmie w której pracowałem byłem związkowym reprezentantem polskiej grupy pracowniczej i uczestniczyłem w rokowaniach nad kolejnym kontraktem dotyczącym warunków pracy. Negocjowaliśmy na kolejne trzy lata wysokość stawki godzinowej i pozostałe warunki pracy. Kontrakt przewidywał dwa tygodnie urlopu, dwa dni na załatwianie spraw osobistych (personal day) oraz sześć dni chorobowych (sick day), kiedy to wystarczyło zadzwonić i powiedzieć, że się jest chorym bez potrzeby zaświadczenia lekarskiego. Było także gwarantowane sześć płatnych świąt państwowych w tym właśnie Martin Luther King Day.
Firmą należała, a jakże, do „starszych w wierze braci”. I mimo, że głównym managerem był facet afro, to nie było ich w firmie zbyt wielu gdyż pracowaliśmy w ekstremalnie trudnych warunkach.
Dlatego właściciele, którzy grali „ręka w rękę” z Unią, a dokładniej mówiąc z rejonowym jej zarządem uzgodnili, że zlikwidują to święto (MLKD) jako obowiązujące, dołożą ten dzień do „sick days” i kto będzie chciał ten dzień świętować weźmie sobie wolne.
Tacy cwani ale nie pomyśleli, że lepiej było dokonać zwiększenia ilości dni personalnych, gdyż na wzięcie „personal day” trzeba było mieć zgodę a na „sick day” wystarczyło zadzwonić. Nie wolno było tylko brać „chorego dnia” po weekendzie, gdyż wtedy mógł się on zbytnio (ich zdaniem) wydłużać i dostawało się za taką praktykę naganę.
Zasadę przesunięcia święta do „sick day” na szczęście zapisano w kontrakcie, o czym ja wiedziałem bo ten kontrakt podpisywałem.
Jak wspomniałem firma należała do „starszych braci w wierze”, którzy szabaty i inne swoje święte dni skrupulatnie przestrzegali.
Nas, katolików, zmuszano do pracy nawet w Wigilię. Raz nawet musiałem wstać od wigilijnego stołu i jechać do pracy. Właściwie było to dwa razy – pierwszy i ostatni. Postanowiłem nigdy więcej nie porzucić katolickiej tradycji i zachowywać się jak Żyd w swoje święta.
Od tamtej pory ryzykując naganę lub wyrzucenie z pracy w żadne święto nie pracowałem.
Tak też było w Wigilię owego roku. Zadzwoniłem że nie przyjeżdżam do pracy i odłożyłem słuchawkę. Ryzykowałem utratę wypłaty nadgodzin za ostatni tydzień, należną wypłatę za Boże Narodzenie i upomnienie za „nadużycie sick daya”. Tak było.
Ale gdy przyszedł Martin Luther King Day, który zawsze przypada w poniedziałek, ja przygotowałem swoją „prowokację rasową”. Wzięcie wolnego w poniedziałek zawsze powodowało karę. A ja w poniedziałek rano zadzwoniłem i oświadczyłem że biorę wolne.
Gdy pojawiłem się w pracy wezwano mnie do biura, oświadczono że złamałem regulamin pracy i zostanę ukarany. Powiedziałem – dobrze. Dajcie mi to na piśmie. Nieopatrznie tak zrobili. I o to chodziło.
Wówczas ja, biały człowiek, wsmarowałem im moje pismo, w którym oskarżyłem firmę o rasizm. Oświadczyłem w nim, że nie jest ich „biznes” to, że ja Polak, białe zwierzę, chcę świętować dzień upamiętniający czarnego rewolucjonistę. Przypomniałem, że gwarantuje to aktualny kontrakt związkowy, gdzie nie ma segregacji na białych i czarnych i zapytałem, czy w dalszym ciągu podtrzymują karę dla mnie i zażądałem wypłacenia wszelkich należnych mi wynagrodzeń.
Wśród zarządców firmy nastąpiła konsternacja. Przysłali z biur jednego na przeszpiegi, aby się dowiedział czy nie żartuję. Spokojnie potwierdziłem, że mój adwokat zamierza wnieść do sądu sprawę o rasizm i dyskryminację. Mnie było wszystko jedno ponieważ i tak miałem zamiar z firmy odejść i nawet było mi na rękę, aby mnie wyrzucono z pracy. Zresztą od tego momentu robiłem wszystko w tym kierunku i przy każdej próbie zwrócenia mi na cokolwiek uwagi proponowałem aby mnie wyrzucono. Bezowocnie.
W efekcie musiałem rzucić pracę sam.
PS. W Polsce trudno jest sprowokować oskarżenie o rasizm. Ale jest jak wiecie inna wymówka, stosowana a nawet nadużywana przez opozycję. Wystarczy na każdą próbę działania „władzy” powiedzieć, że jej „zbrodniczy” czyn jest motywowany politycznie. Uzasadnia to nie stawienie się na wezwanie prokuratury, nałożenie mandatu za jazdę po pijanemu, oskarżenie o kradzież lub wzięcie łapówki, żądanie płacenia na zaległe alimenty, lub żądania zaprzestania żebrania do puszek na potrzeby własne lub zakup melonów, choćby były one ze złota.