W Europie toczy się już od kilku dekad tajna i nigdy niewypowiedziana wojna przeciwko Europejczykom.
Niezbadane są ścieżki i wyroki Opatrzności i czasem trzeba pójść mało prawdopodobnymi i szalenie krętymi drogami, by trafić prosto do celu…
Podczas wojny iracko-irańskiej w latach 80-tych ub. wieku obie strony przypisywały sobie tak wielkie i tak nieprawdopodobne sukcesy militarne kosztem sąsiada, że skłoniło to twórców brytyjskiego telewizyjnego programu satyrycznego „Not The Nine O`Clock News” do takiego przesunięcia nazw obu państw na mapie (co wymagało jedynie zmiany jednej litery), że Iran stał się Irakiem i vice versa – Irak Iranem, co elegancko sumowało absurdalność tamtej bombastycznej propagandy.
Podobnie stało się w ostatnich latach z polityką europejską, gdzie prawica stała się lewicą i vice versa (gdyż „triangulacja polityczna” polegająca na przejmowaniu kluczowych elementów programu przeciwników – doprowadziła do tego, że po kilku kampaniach wyborczych dawni oponenci, w praktyce – i ku zdumieniu wyborców – zamieniają się miejscami), i stąd politykom blisko do mimowolnych klaunów i komediantów, podczas gdy to „trefnisie” – satyrycy, komicy i kabareciarze – wypełnili powstałą pustkę w życiu publicznym, wchodząc w ich buty i nieraz dostarczając analiz zadziwiających swą trafnością.
To ogólne rozchwianie daje się też zauważyć na mapie Europy, bo zamieniając stosowne litery można by dziś spokojnie przesunąć „Za-chód” na wschód i odwrotnie – „Ws-chód” na zachód. Albo „E-ast” zamienić na „W-est”, i vice versa….
Ale z przezwyciężeniem wielowiekowych uprzedzeń, stereotypów, obojętności i zwykłego ludzkiego braku zaciekawienia „Zachodu” losem i kulturą ludzi na „Wschodzie” to już tak łatwo nam nie pójdzie …
(należy przy tym pamiętać, że choć Rosja faktycznie leży na wschodzie Europy – ale tylko geograficznie… – i do „Wschodu Europy” nie da się jej pod żadnym względem zaklasyfikować – gdyż reprezentuje całkiem odrębną cywilizację – => Turańskie oblicze Rosji)
Ale gdzie tak naprawdę kończy się (i jednocześnie zaczyna się) Europa…?
„I wszyscy posługiwali się tym – niekiedy niewypowiedzianym wprost, ale będącym fundamentem- założeniem, że „my-Zachód” to Francja, Niemcy, Belgia… ale już nie Polska czy państwa bałtyckie. (…) Warto dużo zapłacić za to, żeby któregoś dnia, w takich – jak wyżej opisana – dyskusjach, zachodni politycy i zachodni wpływowi dziennikarze rozumowali w kategoriach „my-Zachód” rozumiejąc przez to tak samo dobrze Paryż, jak i Warszawę, Bukareszt czy Tallin.”
– = > Gdzie kończy się Zachod
– = > Dla Francji Europa kończy się na Niemczech
Czyli Europa to dla nich nadal wyłącznie „Zachód”, a prawy brzeg Odry to już …”D-z-i-k-i-e P-o-l-a”…?
A dotąd to właśnie „Zachód” Europy (+ zamorskie kraje anglojęzyczne, w tym USA) był miarą wszystkiego i hegemonem, centralą, drogowskazem i wzorcem rozwoju.
A „Wschód” Europy odgrywał rolę ubogiego i nieco zapóźnionego w rozwoju krewnego z b. głębokiej prowincji (co, poczynając od XVI wieku, wynikało ze stopniowego pogłębiania się ekonomicznego podziału kontynentu, – => Europejski dualizm gospodarczy)
Ale już tak nie jest…
Bo przede wszystkim nadchodzi wielkimi krokami moment końca pouczeń i strofowania „Wschodu” przez elity zachodnie, które zawsze czuły się zobowiązane do wytykania i korygowania „błędów”, nagminnie popełnianych, no, może nie przez „słowiańskich podludzi” – bo to jednak było pewne przegięcie i typowo teutońska finezja – ale przez „kmiotków ze wschodu„, to już jak najbardziej…
Bo to przecież do nadzoru i dyscyplinowania „młodych wschodnioeuropejskich demokracji” (oficjalnie ten paternalizm jest kamuflowany jako „pomoc ustawowa i konstytucyjna”) „Zachód” powołał takie instytucje, jak „Komisja Wenecka” w roku 1990.
A obecnie z pobłażliwością patrzy się tam na masakrowanie demonstrantów na ulicach katalońskich, czy też francuskich miast przez tamtejsze ZOMO – bo „tam przecież przestrzega się prawa”, podczas gdy najmniejsze (najczęściej wydumane i rozdmuchane) podejrzenie o „łamanie praworządności i naruszanie wartości europejskich” na coraz wyraźniej emancypującym się „Wschodzie” (ostatnio – w Polsce, w Rumunii, na Węgrzech, czy w Czechach) wywołuje w „europejskich” stolicach i na unijnych korytarzach palpitacje serca, spazmy, wołanie o sole trzeźwiące oraz apele o sankcje…
Równie nerwowe reakcje wywołuje udana wolnorynkowa konkurencja „Wschodu” z regulowanym socjalizmem „Zachodu”:
Czyli „Zachód” na „Wschodzie” to może robić intratne interesy, ale „Wschodowi” na „Zachodzie” to już tego robić nie wolno.
Oj, nieładnie, nieładnie …i b. krótkowzrocznie, panie i panowie.
A do tego bardzo, ale to naprawdę bardzo głupio…
Czyli okazuje się, że w „unijnej europejskiej rodzinie” nie ma ani „wolności”, ani „równości”, ani „braterstwa” – ale za to bezapelacyjnie króluje tam „śmierć” (choć ten komponent Wielkiej Socjalistycznej Rewolucji Europejskiej – rozpisanej na stulecia, etapy i pokolenia – jest starannie kamuflowany przed kuszonymi frajerami) – a pierwszą jej ofiarą są złudzenia nowoprzybyłych oraz tamte wciąż gromko deklamowane (ale już dawno zapomniane) ideały… a docelowo – poszczególne narody europejskie, ich kultura oraz ich państwa.
„Za mało czasu minęło. Trudno jeszcze oceniać” – chiński premier Zhou Enlai pytany w 1972 roku o efekty rewolucji francuskiej z 1789 roku… (choć są też opinie, że raczej chodziło mu o efekty francuskiej rewolty roku 1968…)
Ale gdy teraz wychodzi na jaw prawda o starannie zaplanowanej przez „starszych i mądrzejszych” strukturalnej asymetryczności „współpracy europejskiej” oraz rażącej niesprawiedliwości „integracji europejskiej”,
nakazującej „tym gorszym” „siedzenie cicho” (oraz automatyczne przyklepywanie zachodnich decyzji)
+ łaskawie im przyzwalającej na jednostronne budowanie dobrobytu „tych lepszych”
– to z hukiem powracają „na Wschodzie” demony przeszłości,
z czasów, gdy komisarze jeszcze rezydowali w Moskwie…
Bo jeśli tak naprawdę chodzi tylko o praktycznie kolonialną eksploatację „Wschodu” przez „Zachód”, to takie strywializowanie i splugawienie „ideii wspólnej Europy” nieuchronnie musi budzić sprzeciw i spowodować upadek całego brukselsko-parysko-berlińskiego projektu, gdy tylko „Wschód” dokona podobnej zimnej kalkulacji uznając, że jego dzisiejsze wymierne straty jednak już zbyt boleśnie przewyższają potencjalne przyszłe zyski…
A to chyba nie leży w długofalowym interesie „Zachodu”…, (a do tego coraz bardziej do władzy na „Wschodzie” dochodzi nowe pokolenie – wolne już od postkomunistycznych kompleksów – które na nowo – i tym razem naprawdę po partnersku! – zechce ułożyć wzajemne stosunki).
A taka konieczność nie jest niczym nowym, bo przecież już marszałek Piłsudzki dostrzegał problem, mawiając, że „Zachód jest parszywieńki”…
Ale widać dziś coraz wyraźniej, że oblężony i schyłkowy „Zachód” się mentalnie okopał i nie chce nikogo nowego dopuścić do swojego grona jako pełnoprawnego partnera… ani nie wyraża zgody na jakiekolwiek nowe idee… – tu wystarczy tylko posłuchać dzisiejszych czołowych eurokratów…
Jednym słowem – dziś coraz trudniej dopatrzeć się w poczynaniach „Zachodu” tradycyjnego – w miarę trzeźwego, zawsze cynicznego i aroganckiego, ale raczej twardo stąpającego po ziemi – zachodniego postępowania…
Gdyż oto po pięciu dekadach nieustannego szturmu neomarksistów na instytucje (społeczne, edukacyjne, kulturalne, polityczne i medialne) „Zachodu” pod hasłem „Zdeprawujemy >Zachód< tak, by zaczął śmierdzieć” dopięli oni swego celu i zadufany w sobie i megalomański „Zachód” powoli stał się swoją własną karykaturą, bo umysły jego mieszkańców, chyba już na dobre, zostały zainfekowane przez zaprzysięgłych wrogów naszej kultury i cywilizacji łacińskiej, którzy krok po kroku rozpoczęli jej demontaż – „w interesie rewolucji i uciskanych mas”, ma się rozumieć…
Kiedyś „Zachód” zdominował nie tylko Wschód Europy, ale i praktycznie cały świat.
A dokonał tego dzięki konsekwentnemu i równoległemu stosowaniu sześciu kluczowych ideii:
Rywalizacja to decentralizacja życia politycznego i gospodarczego, konkurencja w Europie, która umożliwiła powstanie kapitalizmu i państw narodowych.
Nauka to sposób badania i zmieniania świata przyrody, który w efekcie niósł ze sobą innowacje decydujące o przewadze technicznej i militarnej Zachodu; wszystkie istotne przełomy XVII wieku w matematyce, astronomii, fizyce, biologii i chemii wystąpiły w Europie Zachodniej.
Prawo własności dało podstawę rządom przedstawicielskim i stabilności rozwoju.
Osiągnięcia medycyny wydłużyły życie i pozwoliły zwalczyć choroby tropikalne; przełomy w medycynie miały miejsce niemal wyłącznie w Europie Zachodniej i USA.
Społeczeństwo konsumpcyjne – do rewolucji przemysłowej doszło tam, gdzie istniał dostęp do technologii zwiększających produktywność i popyt na lepsze i tańsze towary.
Etyka pracy stworzyła moralne ramy społeczeństwu, a bardziej wydajna i intensywniejsza praca połączona z większymi oszczędnościami umożliwiła akumulację kapitału (N. Ferguson, Cywilizacja, Zachód i reszta świata).
I dlatego neomarksiści świadomie wzięli sobie na cel i podkopali na „Zachodzie” właśnie te pryncypia, doprowadzając do masowego zaśmiecenia umysłów poprawnością polityczną i perfidnego zerwania z logiką, zastępując ją myśleniem magicznym – a wtedy stajemy się plastyczni i praktycznie bezbronni, bo nieświadomie dajemy się urabiać i kształtować, mieszając skutki z przyczynami i już nie potrafimy odróżnić swych wyobrażeń i marzeń od rzeczywistości, ulegając do tego negatywnym emocjom, a przede wszystkim – paraliżującemu strachowi – gdyż mając zakodowane niewłaściwe skojarzenia, irracjonalnie i błędnie tłumaczymy sobie zachodzące wydarzenia.
Neomarksiści zamierzali również zdemolować wszystkie normalne więzi i relacje społeczne w społeczeństwach zachodnich (między dziećmi i ich rodzicami, stronami rynku pracy, czy też uczestnikami życia politycznego), głównie poprzez:
1 – podważanie wszelkich form współpracy i współdziałania,
2 – rozbijanie poczucia wspólnoty i dzielenie ludzi na antagonistyczne grupy i sekty,
3 – a następnie podjudzanie i szczucie jednych na drugich.
A wedle nestora konserwatywnych filozofów, Rogera Scrutona („Do Rzeczy” nr 50/2018), kultura stanowi źródło wiedzy moralnej i broni cywilizację przed upadkiem. Cywilizacja bowiem nie jest wartością daną, zastaną i niezmienną, czymś czego nie możemy utracić i co nie może ulec zniszczeniu. Kultura stanowi nie tylko cenną skarbnicę wiedzy, lecz także broń w walce o zachowanie naszego dziedzictwa tożsamości, moralności i naszego celu istnienia. Jego zdaniem bez kultury zachodnia cywilizacja upadnie, tak jak wcześniej stało się z imperium rzymskim.
Technika umożliwia ludziom sprawniejsze działanie, ale to kultura przekazuje im wiedzę o tym, jak działać i co czynić, oraz uczy o znaczeniu naszych czynów. Z tego powodu stanowi nieodłączny element cywilizacji.
Scruton z całą stanowczością odrzuca tezy o równości wszystkich kultur, postulaty zanegowania kanonu literatury czy całkowitego wyzbycia się wartości chrześcijańskich z życia społecznego. (M. Kądzielska, „Scruton kontra liberałowie”, s. 76-77)
Natomiast neomarksiści (zwani „kulturowymi”) zamierzali dokonać rewolucji na Zachodzie poprzez atak na fundamenty zachodniej kultury.
CDN.
Dylemat Europy 2 – czy detox„Zachodu” jest jeszcze możliwy?
Dylemat Europy 3 – dwa sorty marksizmu, ale wciąż ta sama trucizna
Dylemat Europy 4 – marksistowski kalifat, czy nowa rekonkwista?
Dylemat Europy 5 – znowu … „ex Oriente lux”?
Dylemat Europy 6 – powrót do „Europy Schumana” albo upadek
Nie umiemy odczytywac znaków czasu, i dlatego jestesmy bezlitosnie ogrywani przez "starszych" i "madrzejszych". I dlatego piszę, jak jest...