Jest taka zasada w przyrodzie, że jeśli coś się pojawi raz, to na pewno może pojawić się ponownie. Nawet jeśli poradzimy sobie z pandemią COVID-19, to nic już nie będzie takie same.
Po obecnej pandemii COVID-19 niewątpliwie pojawią się następne, możliwe że bardziej groźne, dlatego musimy wyciągnąć daleko idące wnioski z obecnych doświadczeń.
Jako gatunek stadny, bardzo lubimy duże zgromadzenia i dotychczas wręcz bardzo dobrze i bezpiecznie się w nich czuliśmy. Dlatego lubiliśmy uczestniczyć w imprezach sportowych na 100-tysiecznych stadionach, podróżować wycieczkowcami dla 5 tyś. pasażerów, wybieraliśmy chętniej multikina niż kameralne sale kinowe, ze stoickim spokojem znosiliśmy fakt, że na sali widowiskowej czy podczas kulinarnej imprezy pakują nas przy stole, tak że mimo dobrego wychowania, nie sposób nie trącać się z sąsiadem. Ćwiczyliśmy w salonach fitness na bieżniach, rowerach i innych urządzeniach, na ogromnych salach, na których ten sprzęt stoi tak gęsto, że trudno się swobodnie minąć.
Tak samo jest w transporcie, handlu, edukacji, kulturze itp. sytuacjach. Oczywiście my jesteśmy to w stanie tolerować dzięki naszemu stadnemu charakterowi, ale ten stan rzeczy wynika też z chciwości naszej i przedsiębiorców. My chcemy jak najmniej zapłacić, a oni jak najwięcej zarobić.
Lubimy także się przemieszczać i to nie tylko z racjonalnych powodów, ale także dla przyjemności. Kiedy przemieszczanie stało się stosunkowo tanie, to zaczęliśmy masowo korzystać z tej możliwości. Specjaliści o dawna ostrzegali, że to się kiedyś zemści. No i stało się, mamy pandemię COVID-19.
Jak już pokonamy tę pandemię, to możemy być pewni, że tzw. dystans społeczny, niepodawanie ręki oraz nieobściskiwanie się pozostaną z nami już na zawsze. Będziemy musieli zmienić nasze przyzwyczajenia i dostosować się do wymogów sanitarnych, które ograniczą zagrożenie epidemiczne w przyszłości. Rozsądek będzie nakazywał pożegnanie się pobytem w dużych zgromadzeniach. Chodzenie do restauracji w innym celu niż zjedzenie posiłku stanie się zbędnym ryzykiem. To samo będzie z koncertami, kawiarniami, pubami i dyskotekami.
Wszystko to przełoży się na wzrost kosztów dla nas i spadek opłacalności dla przedsiębiorców z szeroko rozumianej branży rozrywkowej.
To oznacza koniec tej hedonistycznej cywilizacji i może dobrze, bo to do niczego dobrego to nas nie prowadziło.
My jakoś, to przeżyjemy, bo z konieczności przerzucimy się na rozrywkę on-lineale, ale przedsiębiorcy z tej branży pozostaną w tragiczne sytuacji, szczególnie że wielu z nich zainwestowało nie tylko własne środki.
Pomoc państwa w kolejnych ustawach pod wspólnym kryptonimem „tarcza antykryzysowa”, była nastawiona na pomoc w przetrwaniu, bo rządzący mieli, a niektórzy jeszcze niestety nadal mają nadzieję, że wszystko wróci na stare tory.
Niestety, nie wróci i nic już nie będzie takie samo, a kolejna „Tarcza antykryzysowa nr n+1” powinna się skupić na pomocy finansowej i organizacyjnej w wygaszeniu działalności, przynajmniej części, szeroko rozumianej branży rozrywkowej. Proces ten powinien przebiegać możliwie bez strat dla przedsiębiorców. Pomoc powinna polegać na umożliwieniu przebranżowienia się oraz pomocy w odzyskaniu nakładów poprzez sprzedaż zbędnego wyposażenia nowym indywidualnym nabywcom dzięki np. korzystnym kredytom.
Dla przykładu, część osób, które ćwiczyło w salonach fitness, szczególnie tych zamożniejszych, będzie skłonnych wykupić sprzęt na własność jeśli będą mogli go kupić na kredyt lub w leasingu.
Te zmiany nie oznaczają likwidacji wszystkiego, ale czas aby przystosować miejsca pracy, wypoczynku, transportu itp. do sanitarnego wymogu dystansu społecznego. Będzie oczywiście drożej, ale polepszy się komfort.
Myślę, że każdy chętnie usiądzie przy stole gdzie krzesła będą ustawione w odstępach nie mniejszych niż szerokość krzesła, albo usiądzie w kinie lub teatrze bez konieczności wstawania, gdy ktoś chce wyjść lub wejść do swojego miejsca.
Chętniej też będziemy podróżować środkami komunikacji, w których nie trzeba siadać bokiem, aby nie dotykać kolan osoby z naprzeciwka itp., itd.