Kosmopolityzm jest dla Polski zgubą
„Polskość, to nienormalność” – więc on tej całej polskiej tradycji, polskich wartości nie przyjmie, to brzemię, którego nie chce dźwigać. Tak szczerą, wrogą w stosunku do Polski deklarację, składał D. Tusk.
„Do polskiego narodu należą spolszczeni Niemcy, Tatarzy, Ormianie, Cyganie, Żydzi, jeśli żyją dla wspólnego ideału Polski. Murzyn lub czerwonoskóry może zostać prawdziwym Polakiem, jeśli przyjmie dziedzictwo duchowe polskiego narodu zawarte w jego literaturze, sztuce, polityce, obyczajach i jeśli ma niezłomną wolę przyczynienia się do rozwoju bytu narodowego Polaków.” To słowa przedwojennego filozofa i działacza społecznego Wincentego Lutosławskiego, to słowa które dzisiaj powinny stanowić dla Polski, dla Polaków probierz prawdziwego patriotyzmu.
„Zbudowany” przez różne antypolskie grupy interesów – przewodniczący KLD, o czym szeroko pisze w ostatniej książce red Sumliński – ostatnio zupełnie oficjalnie przyznał, że jest przedstawicielem mniejszości narodowej. Kaszubi, to nie jest narodowa mniejszość, to są Polacy z Pomorza; tak samo jak Kurpie, czy Górale, czy szerzej – Mazowszanie, Polanie, Małopolanie – nie wspominając o dawniejszym nazewnictwie – Bobrzanie, Lędzianie itp…
Rzeczywiście – DT „nadawał się” jak mało kto – w domu rodzinnym rozmawiało sie po niemiecku, wspomniana deklaracja młodego „historyka” dawała gwarancję realizacji kosmopolitycznych planów międzynarodowych grup interesów. Wybraniec sprawdził się znakomicie – spotkała go zasłużona nagroda. Zabiegał o nią pracowicie. Za klepnięcie po plecach gotów był skazać Polskę na ubóstwo (tak zrobił podpisując pakiet energetyczno-klimatyczny). Efekt w postaci podwojenia cen energii elektrycznej – wszyscy wkrótce odczujemy/
Przez wiele lat (jako premier RP) DT zachowywał się na europejskich salonach jak fircyk w zalotach. Będąc nominowany przez dominujący w UE układ sił na „zasłużone” stanowisko – dalej działa na rzecz wspomnianych grup międzynarodowych interesów. Robi wszystko, by wzmocnić swoją pozycję jako znaczącego męża stanu, który łaskawie da się wybrać na prezydenta Polski. W rzeczywistości „prezydent Europy”, to spiker Rady Europejskiej, w której prawo głosu ma np. prezydent Litwy, a nie on.
Udając, że tego inni nie widzą popisał się politycznym dowcipem w czasie prezydenckiej kampanii D. Trump’a: „Żona mi powiedziała, że dwóch Donaldów w polityce światowej, to o jednego za dużo”. To oczywiście nie wymyśliła żoneczka, tylko sztab specjalistów od międzynarodowego marketingu. To sytuacja taka sama, jak w przypadku młodego Arouet’a (Woltera), który będąc na spotkaniu francuskich arystokratów (na zasadzie maskotki zabawiającej towarzystwo) napisał nazajutrz w paryskich gazetach: „Każdy z nas był tam księciem, lub poetą”. Owi książęta kazali go za taki wpis kijami obić. (Znaj chamie swoje miejsce). DT chciał się przyrównać do prezydenta US…
Ostatnio DT wypowiedział sie w sprawie budowy przekopu przez Mierzeję Wiślaną, iż „nie pozwoli” na wydawanie pieniędzy na wątpliwy ekonomicznie projekt. Oczywiście to też wpisuje się w jego megalomanię, a raczej w świadomą wyborczą propagandę. Cały czas buduje swoja pozycję ważnego męża opatrznościowego. W rzeczywistości, to on może „nie pozwolić” swoim insektom na np rozprzestrzenianie sie po jego mieszkaniu – nic więcej…
Aż się prosi przypomnieć przy okazji, co DT powiedział przed organizowanymi (hucznie) mistrzostwami Europy w piłkę EURO 2012: „Prawdopodobnie, to jest najważniejsze wydarzenie w całej historii Polski”. To powiedział historyk z wykształcenia. Chyba wiedział doskonale, że tak nie jest, ale celowo deprecjonował Polskę i jej historię na rzecz sportowego wydarzenia. Być może zresztą, że tak uważał w istocie – wówczas można by powiedzieć, że ma mentalność małolata spod trzepaka (nie nastolatka, bo ci są jednak mądrzejsi, tylko takiego przed ukończeniem, 10 lat).
W ślad za takim twierdzenie przywódcy państwa poszło na zmarnowanie kilkanaście miliardów zł. na infrastrukturę i fanaberyjne stadiony.
Polacy – przejrzyjcie w końcu na oczy…
4 komentarz