Ktoś z tak wielkim rozmachem otworzył drzwi do gabinetu, że aż framuga zadrżała w posadach. Na progu stał Behemot i w łapach trzymał telefon satelitarny najnowszej generacji typu GlobalHell. Słuchawka pulsowała na przemian zielonymi i czerwonymi światełkami. Wydawała też krótkie sygnały dźwiękowe o wysokiej częstotliwości.
– Sodoma i Gomora – pomyślał Woland – na utrapienie wymyślili te elektroniczne cudeńka.
– Szefie Moskwa na linii – zameldował czarny, jednooki kocur.
Na Wolandzie, który właśnie stał przed kominkiem i wpatrywał się w trzaskający ogień ta nowina nie zrobiła specjalnego wrażenia.
– Delikatnością nie grzeszysz, łajdaku. Rozwalisz kiedyś te wrota, a na remont nie mamy środków w budżecie do następnego wieku – burknął zniecierpliwiony.
– Kogo to niesie? – zapytał, co nieco udobruchany, trochę żałosnym wyrazem twarzy czarnego obwiesia, którego Wielka Kapituła Piekielna wysłała na ziemię by siał wszem i wobec zgryzoty i zwątpienie.
Behemot jednym skokiem pokonał dystans dzielący go od Wolanda i miękko wylądował na jego ramieniu. Od czasu do czasu pozwalał sobie na taką poufałość.
– Dzwoni dy-re-ktor Fe-de-ral-nej Służ-by Bez-pie-czeń-stwa – przesylabizował Wolandowi prosto do ucha – Generał Bortnikow, Aleksander Władimirowicz – dodał po chwili.
– A czego ta kanalia ode mnie chce? Czy on nie wie, która jest godzina? – zapytał jakby sam siebie Woland i spojrzał na zegarek. Było już dobrze po północy. O tej porze czasami dzwonili z sekretariatu potwora Geriona z VIII Kręgu Piekła i pytali o swołocz różnej maści i autoramentu, które spychał z ziemskiego łez padołu w piekielną otchłań Korowiow. Jak Korowiow się ociągał i nie wykonywał dziennego planu, natychmiast wiedźmy od Geriona, słały telefoniczne ponaglenia.
„Korowiow musiał dzisiaj spisać się na medal, bo czeluście piekielne milczą” – pomyślał Woland i odwrócił się gwałtownie plecami do ognia. Zlekceważone płomienie zasyczały z zazdrości. Behemot wręczył telefon Wolandowi po czym lekko zeskoczył na podłogę i kucnął w bezpiecznej odległości od pryncypała. Zdarzało się bowiem, że Woland bez powodu wymierzał mu czasami potężnego kuksańca, a to nie było przyjemne. Cios kopytem w podbrzusze albo chłosta ogonem… lepiej stanąć nieopodal – pomyślał.
– To ty Bortnikow, stary sadysto? Na ilu nieszczęśników wydałeś dzisiaj wyrok? Wysyłałeś do łagru, czy raczej do piachu?
– Drogi Książę, czy musisz się do mnie zwracać na powitanie tak obcesowo? – spróbował łagodzić Bortnikow – Przecież wiesz, to taka praca. Zresztą podobno gramy w jednej drużynie, a ja, ilekroć zadzwonię, to ciągle muszę wysłuchiwać tych… uszczypliwości. Przykro mi się robi i wódka zaraz nie smakuje. Czy ty wiesz Książę, co to są wyrzuty sumienia?
– Nie wiem, Bortnikow, ale wiem, że jak do mnie dzwonisz, to nie wolno ci w tym samym czasie zabawiać się z dziwkami. Uwłaczasz mi takimi manierami. Czy myślisz, że ja nie widzę, co ty teraz robisz? Skup się, bo ci przyślę Flegiasza i przeprawisz się przez Styks w oka mgnieniu. Masz te wywłoki wyrzucić na zbity pysk albo przerywam połączenie. Liczę do trzech; raz, dwa…
Bortnikow chyba przejął się ultimatum Wolanda, bo po drugiej stronie słuchawki dało się słyszeć wyraźne odgłosy zamieszania i krótkie, ale i dosadne, „wypierdalać” rzucone tonem nieznoszącym żadnego sprzeciwu.
– Ależ Książe, nie chciałem cię urazić. Wybacz. Miałem dzisiaj ciężki dzień. Z powodu sytuacji na Ukrainie Putin opierdalał mnie cały dzień i to nie były przelewki. A potem dołożył swoje Ławrow. Nasze szwadrony śmierci w Kijowie, snajperzy i kilka tysięcy agentów od Charkowa po Lwów to dla nich za mało. Mówią, że nie jestem wystarczająco stanowczy. Chciałem wczoraj otruć Janukowycza, ale jak się Putin dowiedział, to wpadł w szał i odesłał mnie do wszystkich diabłów. A propos, słyszałeś Książę coś o tym, to znaczy, że mam, no wiesz, pójść do diabłów? Książe, daj jeszcze tutaj pożyć – wymamrotał płaczliwym głosem Aleksander Władimirowicz.
– Mazgaju, weź się w garść. Wielki dyrektor FSB i z Majdanem nie może sobie poradzić. Wyrżnąć w pień watahę i po krzyku… – pojednawczo zagaił Woland.
– Właśnie, właśnie, drogi Książe, ja poniekąd w tej sprawie. Wyrżnąć mogę ich w każdej chwili, ale wypadałoby zachować pozory… Dlatego do ciebie dzwonię. Chciałbym uzyskać wgląd do teczki pracy tego skurwiela z Chobielina. A teczka pracy figuranta leży u was w archiwum. Korowiow chełpił się onegdaj na Kremlu, że wydębił od niego cyrograf jeszcze w latach 80. XX w. w Afganistanie. Przebiegły zdradek, bydlak skończony; donosił tam na dwie strony albo i na trzy. Potem pomagał nam przy wieży szympansów w Smoleńsku, a teraz ujawnia naszą agenturę na Ukrainie Amerykanom. Trudno za chujem trafić. Chciałbym wiedzieć, za co wam się sprzedał, bo Korowiow milczy jak zaklęty i mówi, ze nie ma upoważnienia z Departamentu Cyrografów IX Kręgu Piekła ds. Zdrady i że tylko ty, Książę, możesz to załatwić. Moje FSB nie umywa się do waszego Departamentu Cyrografów. Nie te progi, zwłaszcza jeśli chodzi o obyczajówkę…
Woland przez chwilę rozmyślał, jakby ważył każde niewypowiedziane jeszcze słowo. Wreszcie przerwał milczenie.
– To nie jest takie proste Bortnikow, ty szujo. Przecież zwyczajowo nie pokazujemy nikomu naszych archiwów. Będę musiał przekupić kogoś w sekretariacie.
– Behemot, kto tam siedzi? – zagadnął kocura.
– Judasz i Brutus – padła błyskawiczna odpowiedź.
– No, nie powiem, żeby to stanowiło jakiś wielki problem, ale jednak. Muszę coś z tego mieć… – i Woland zawiesił głos w pół zdania.
– No tak, nie ma nic za darmo – stęknął Bortnikow – ale byłem na to przygotowany – oznajmił rzeczowo.
– Powiedz Korowiowowi, że mu wystawię Arsenija Jaceniuka i Witalija Kliczkę. Za ich dwa cyrografy na pewno dostaniecie premię i kilka dni urlopu. No to jak, umowa stoi, drogi Książę?
Woland przez chwilę oceniał w myślach ofertę Bortnikowa. Była interesująca… Nie ma słodszego widoku jak zgnojony naród. Ej, wy na Majdanie, porzućcie wszelką nadzieję. I roześmiał się Książę Piekieł złowieszczo, sam do siebie, w skrytości ducha.
– OK, Bortnikow, zgłoś się do mnie jutro. A tak z czystej ciekawości, jakie masz plany wobec tego gościa z Chobielina?
– No, zanim do was trafi urządzę mu tutaj piekło na ziemi. Ma prze-je-ba-ne! A potem oddam go w łapy Amerykanom. Śmieć jeszcze nie wie, że jego Annuszka znowu rozlała olej słonecznikowy i to na mój rozkaz. Bo ścierwo lgnie do ścierwa – zachichotał Bortnikow.
Woland rozłączył telefon i podszedł do Behemota.
– Masz mi na rano dostarczyć teczkę pracy tego figuranta. I przekaż Korowiowowi, że ma się jutro stawić na Majdanie. I niech tam czeka na instrukcje.
(Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń rzeczywistych jest przypadkowe i niezamierzone. – przyp. M.R.)
Dziennikarz i wydawca. Twórca portali "Bobowa Od-Nowa" i "Gorlice i Okolice" w powiecie gorlickim (www.gorliceiokolice.eu). Zastępca redaktora naczelnego portalu "3obieg". Redaktor naczelny portalu "Zdrowie za Zdrowie". W latach 2004-2013 wydawca i redaktor naczelny czasopism "Kalendarz Pszczelarza" i "Przegląd Pszczelarski". Autor książek "Ule i pasieki w Polsce" i "Krynica Zdrój - miasto, ludzie, okolice". Właściciel Wydawnictwa WILCZYSKA (www.wilczyska.eu). Członek Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich.
Jeden komentarz