Bo te trzy inwestycje mogą na zawsze zmienić układ sił wokół naszego kraju.
Miniony tydzień przyniósł nam dymisję szefa budowy Centralnego Portu Komunikacyjnego oraz interwencję Komisji Europejskiej w sprawie przekopu (a raczej jego zablokowania) Mierzei Wiślanej.
Obie kwestie doprowadziły do ożywionej dyskusji na temat sensowności i opłacalności budowy tych wielkich przedsięwzięć
– => O CPK i
– => O porcie w Elblągu
Uśmiechnąłem się wtedy pod nosem, bo przecież obie te inwestycje, mimo ich różnej skali – ok. 30 mld złotych dla lotniska, przy kosztach poniżej 1 mld dla przekopu – są istotnym elementem nowej polskiej strategii atlantyckiej.
Skierowałem więc do dyskutantów apel o odrobinę logiki, bo, jak wiadomo, przy fałszywych założeniach można jedynie dojść do fałszywych wniosków.
A oni – „jak jeden mąż” – zawzięcie analizowali „za i przeciw” lotniska i przekopu wyłącznie w kontekście cywilnego ruchu pasażerskiego oraz cywilnych przeładunków portowych.
Ale co by też powiedzieli, jeśli np. ruch pasażerski CPK (czyli jego funkcja jawna) miałby być jedynie dodatkiem do jego roli geopolitycznej i militarnej (funkcja faktyczna, ale utajona)?
Podobnie podchodzi się do kwestii sensowności przekopu Mierzei Wiślanej i odblokowania portu w Elblągu – widząc i debatując jedynie ich funkcję cywilną i gospodarczą – i zupełnie nie biorąc pod uwagę innych potencjalnych jego walorów – no, cóż, ale tak już jesteśmy – i to wszędzie, w każdym kraju i społeczeństwie!!! – tresowani przez dominujący system – czyli zniechęcani do samodzielnego myślenia, a już szczególnie – najpierw szkola, a później media – wybijają nam z głowy zadawanie zbyt wnikliwych pytań oraz podsuwają nam jedyne „racjonalne, dopuszczalne i rozsądne” odpowiedzi.
A przecież cała ta „wielka troika” naszych strategicznych inwestycji infrastrukturalnych (bo tu dochodzi jeszcze droga ekspresowa „Via Carpatia”) – jest b-a-a-a-a-rdzo „kontrowersyjna” dla „Brukseli”, Moskwy i Berlina – bo nie ukrywajmy – ten potrójny potencjał ma również służyć szybszemu przerzutowi wojsk amerykańskich (natowskich) do naszej części Europy.
Bo udrożnienie portu w Elblągu dostarcza po prostu Amerykanom kolejnej logistycznej alternatywy – bo transport morski (raczej nie bezpośrednio z USA, bo statki transoceaniczne to raczej się tam nie zmieszczą, ale te z portów niemieckich, brytyjskich, duńskich czy norweskich to już jak najbardziej) może okazać się w razie konfliktu militarnego w Europie jednym z niewielu faktycznie dostępnych – bo wszystkie europejskie lądowe szlaki komunikacyjne, a zwłaszcza ich mosty oraz wiadukty drogowe i kolejowe, na pewno znajdą się „pod troskliwą opieką” fachowców specnazu (którzy być może są cały czas u nas rotacyjnie obecni).
A opublikowanie przed paru laty w Szwecji zimnowojennych, jeszcze posowieckich, atlasów specnazu z drobiazgowymi informacjami o optymalnym sposobie wysadzenia lub efektywnego uszkodzenia każdego, nawet najmniejszego szwedzkiego mostku (aż po przepusty melioracyjne), oraz wymaganej do tego ilości materiałów wybuchowych – b. zmieniło tutejszą optykę… bo, jak powszechnie wiadomo, w krajach poważnych i się szanujących (a Rosję tak trzeba postrzegać) – archiwa nigdy nie płoną…
Zaś port w Elblągu oraz port w litewskiej Kłajpedzie mogą stanowić dwa dodatkowe węzły logistyczne potencjalnie wzmacniające wschodnią flankę NATO.
A skoro posowiecki „szeroki tor” na Litwie uniemożliwia dalszy transport kolejowy przywiezionego statkami ciężkiego sprzętu, to niezbędne jest pociągnięcie autostrady do/od tego portu na południe – i stąd Via Carpatia.
Nie dziwię się, że inwestycje w oba te porty wzbudzają tak wielką irytację Kremla (oraz jego lokalnej agentury) bo ich położenie tuż obok Kaliningradu raczej uniemożliwia obłożenie ich „pokojowymi” atomówkami i cała strategia „pokojowego”, a jakże, uderzenia „na Zapad” jakby troszkę brała w łeb…
Chociaż patrząc na mapę, to już uderzenie jądrowe na porty Trójmiasta byłoby raczej opcją samobójczą dla Kaliningradu, ale czy Moskwa by się przejęła takim „drobiazgiem” – skoro u nich zawsze było „ludiej mnoga”…?
A militarne planowanie przez NATO wojny obronnej na swej wschodniej flance oparte jest na dwóch krajach – Polsce i Rumunii, które ze względów strategicznych powinny zostać połączone szeroką i wygodną drogą, by można było, w zależności od potrzeby, spokojnie przerzucać wojska z północy na południe i vice versa.
Tytułem dygresji – wszelkie planowanie militarne czasów pokoju często okazuje się później funta kłaków warte, bo zawsze wychodzi z doświadczeń wcześniejszych konfliktów (bo sztaby generalne to głównie usiłują lepiej rozegrać swą ostatnią wojnę), które mogą zupełnie nie pasować do przyszłego pola walki.
A bezkolizyjne autostrady z mnóstwem wiaduktów idealnie się sprawdzają w czasach pokoju, ale w razie konfliktu zbrojnego są b. łatwe do zablokowania, bo kilka „wybuchowych” furgonetek może te drogi całkowicie wyłączyć z ruchu. Miejmy nadzieję, że do tego nigdy nie dojdzie, a natowski potencjał odstraszania i zniechęcania okaże się skuteczny…
A co do wielkiego lotniska w Baranowie, to jego potencjał militarny oraz geopolityczne znaczenie nie są żadną tajemnicą:
I dlatego siłom dążącym do wypchnięcia Amerykanów z Europy oraz do stworzenia naszym kosztem współczesnej wersji paktu Ribbentrop-Mołotow (gdzie kapitał nadal ma być niemiecki, ale technologie tym razem cywilne + nadal rosyjskie surowce) takie poczynania nie mogły się spodobać…
I tak jak przy przekopie Mierzei interes Moskwy (przy haniebnym wsparciu pomorskich samorządowców z Platformy) od razu poparli ekolodzy (a Berlin uruchomił Komisję Europejską, równie „zatroskaną” ekologią) – tak i na terenie budowy lotniska nagle znajdą się za parę lat jakieś unikalne żabki albo inne równie „bezcenne” motylki lub kwiatki…
I dlatego Mierzeję przekopujemy za własne, a nie europejskie pieniądze (aby „Bruksela” nie mogła storpedować ani opóźnić tej inwestycji), ale mam nadzieję, że stosowna część 30x większych kosztów budowy CPK wokół nowego lotniska to już zostanie nam odliczona od naszej natowskiej składki (albo wliczona w nakłady na obronność kraju).
Bo bezpieczeństwo bezpieczeństwem, ale stara mądrość naszego narodu przecież mówi
– „kochajmy się jak bracia, ale liczmy się jak żydzi”?
A pamiętacie, koledzy, jak to główny rzecznik niemieckiego interesu w Polsce, czyli Platforma Obywatelska, skutecznie blokował „w Brukseli” środki europejskie na projekt i budowę drogi Via Carpatia?
Na szczęście Platforma ma bardzo nikłe szanse na powrót do władzy w Polsce (bo już nigdy nie będzie „powrotu do tego, co było”, czyli pomagdalenkowej republiki kolesiów i cwaniaczków, stanowiącej raj dla wielkich złodzieji oraz drobnych złodziejaszków) i dlatego te kluczowe dla naszego bezpieczeństwa wielkie projekty wreszcie mają szansę powstać (a PIS się do nich przymierzał jeszcze w roku 2006).
A oprócz swego potencjału militarnego, infrastruktura ta przecież znacząco wzmacnia też nasz potencjał gospodarczy.
I nie wystarczy, by, wedle doktryny liberalizmu, państwo jedynie nie utrudniało ludziom życia, bo tak naprawdę to ono ma ułatwiać i umożliwiać im działalność, ale po inwestycjach infrastrukturalnych, reszta to już naprawdę jest w rękach przysłowiowych Kowalskich, prawda?
Bo przecież „o wszystkim decydują kadry”, czyli tak naprawdę immanentna jakość ludzi tu mieszkających, bo przecież „lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach”…
Ale, znając rodaków, to o ten element polskiej układanki jestem spokojny…
Nie umiemy odczytywac znaków czasu, i dlatego jestesmy bezlitosnie ogrywani przez "starszych" i "madrzejszych". I dlatego piszę, jak jest...