Pan „Godziemba” / może kuzyn gen. Sosnkowskiego?/ kontynuuje cenną misję przypominania zdarzeń i osób z niedalekiej przeszłości.
Ostatnio przypomniał właściwie nieznaną postać „liberalnego sowietologa” Sukiennickiego.
Przytoczył też kilka jego opinii o sowieckim systemie jako ognisku światowej rewolucji.
Nie miałoby to większego znaczenia gdyby nie fakt, że my ciągle żyjemy w świecie odziedziczonym jako spadek po Sowietach.
Dotyczy to nie tylko kształtu geograficznego wielu państw europejskich, których granice wyznaczył Stalin, a którego Polska jest koronnym przykładem.
Najważniejsze są jednak dziedzictwa w sferze organizacji państw, systemie zarządzania, a szczególnie w mentalności przejętego w spadku aparatu kierowniczego różnymi dziedzinami życia państwowego i społecznego.
Tu leży sedno nieporozumienia jakim była ocena sowieckiego systemu w oczach Sukiennickiego i wielu innych sowietologów zarówno okresu przedwojennego jak i po wojnie.
Przyjmowali oni hasła i dokumenty pisane, a także oficjalne wystąpienia za wyraz rzeczywistych dążeń bolszewików.
Traktowanie z całą powagą całego tego balastu produkowanego w wielomilionowych edycjach zatrąca naiwnością.
Bowiem byli to „ludzie dzicy, to po prostu – bolszewicy!/ – jak powiadał Tuwim.
No, może tu nie chodzi o „dzikość”, ale o zorganizowane zło, którego celem było utopienie ludzkości w totalnej nienawiści.
Zacznijmy od pojęcia „rewolucji”, które to dzieło przypisywane jest bolszewikom.
Bolszewicy nie zorganizowali żadnej rewolucji, czyli masowego wystąpienia ludu w celu zmiany ciążącego mu ustroju.
Taką rewolucją była rewolucja lutowa w Rosji, w której bolszewicy nie uczestniczyli.
Dokonali natomiast zamachu na władze porewolucyjne obalając je i ustanawiając krwawy reżim, przy którym ucisk carski jawi się jako łagodny baranek.
Ponieważ sami nie byli w stanie tego dokonać skorzystali z pomocy zanarchizowanej bandy marynarzy.
Nie mogli odwołać się do ludu, gdyż lud w listopadowych wyborach do konstytuanty odrzucił ich ofertę wybierając mimo propagandowych haseł, takich jak przerwanie wojny, ziemia dla chłopów i fabryki dla robotników i nacisków rządu Lenina – zaledwie stu kilkudziesięciu bolszewików na ogólną liczbę ośmiuset kilkudziesięciu członków konstytuanty.
Załatwili sprawę po bolszewicku rozpędzając przy pomocy marynarzy konstytuantę.
Nota bene jedyny, jak dotąd, wolny parlament rosyjski.
Bolszewicy też mieli być wyznawcami „marksizmu”- teorii będącej swoistą, trywialną odmianą heglizmu.
Tymczasem to co zrobili była jawnym zaprzeczeniem założeń Marksa i Engelsa, którzy uważali, że zmiana ustroju może nastąpić wyłącznie w krajach uprzemysłowionych w warunkach republiki parlamentarnej wykluczając Rosję z tego procesu mając na względzie jej zacofanie.
Nie przewidywali też ogłoszonej przez bolszewików „dyktatury proletariatu”, która de facto była „dyktaturą nad proletariatem”.
Najważniejsza sprawa dotyczy światowej rewolucji głoszonej jako cel działania bolszewików.
Bolszewicy, a zwłaszcza Stalin zorientowawszy się, że światowa rewolucja nie oznacza przejęcia władzy przez nich, zrezygnowali z niej na rzecz „rewolucji od, zewnątrz” czyli niesionej na sztykach czerwonej armii.
Stalin dał tego dowód w Hiszpanii, w której ograbiwszy najpierw rewolucyjny rząd z zasobów złota, wymordował ile się dało rzeczywistych, potencjalnych i wyimaginowanych wrogów bolszewizmu, a następnie oddał ją na łup Niemcom.
Zresztą u siebie też wymordował między innymi ofiarami, zwolenników światowej rewolucji z Trockim na czele.
Celem politycznym Stalina było wywołanie II wojny europejskiej i wkroczenie do niej w decydującym momencie. Liczył na zajęcie całej Europy, a także na rozszerzenia swego władztwa w Azji przez opanowanie Chin, niestety na skutek błędnej oceny sił i dopuszczenia do amerykańskiego udziału w wojnie musiał się zadowolić mniejszymi zdobyczami ofiarowanymi mu zresztą przez Roosevelta.
Liczył jednak na to, że przy następnej okazji uda mu się opanować resztę Europy, ale wyłącznie przy pomocy zbrojnej aneksji.
Doświadczenia z Tito i Mao Tse Tungiem utwierdziły w przekonaniu, że tylko podbój i obsadzanie własnej agentury daje gwarancję władztwa.
Jest to nastawienie przejęte z układów mafijnych, w których dyscyplina i podporządkowanie utrzymywane są za pomocą strachu.
Stalin to zresztą powtarzał, że nie zależy mu na tym żeby go kochali, ale żeby się go bali.
I to jest najważniejszy przekaz po ustroju komunistycznym pielęgnowany nie tylko w spadkobierczyni Sowietów – Rosji, ale także w krajach dawnego ich obozu, a nawet przeniesiony na zachód Europy z Niemcami na czele.
Wskazuje na to dobór kadr dokonywany na zasadzie „im gorszy tym lepszy” i regulowany najwyraźniej za pomocą „teczek” zawierających kompromitujące, lub wręcz przestępcze fragmenty życiorysów ludzi typowanych na określone stanowiska.
Stąd bierze się ten napływ na eksponowane pozycje polityczne osobników najpodlejszego charakteru.
W Polsce jaskrawym tego przykładem są „taśmy Sowy”, ale też i wiele innych przykładów i niewielkim pocieszeniem jest fakt, że zarówno we władzach UE jak i w najważniejszych krajach europejskich występują podobne figury.
Jaki jest cel kontynuowania bolszewickiej metody doboru kadr nie trudno jest odgadnąć: – jest nim pogrążenie w chaosie całej Europy i przejęcie jako łatwego łupu przez faktycznych kontynuatorów dzieła zniszczenia prowadzonego z taką zawziętością w XX wieku.
W wieku XXI kontynuacja jest bardziej perfidna, nie posługuje się bezpośrednią agresją, chociaż w sprzyjających okolicznościach nią nie gardzi, ale dokonuje głównie rozsadzania Europy od wewnątrz. Temu służy najazd sprowadzanych pod fałszywym tytułem „uchodźców”- ludów z Afryki i Azji, które mają dopomóc w niszczeniu europejskiej, chrześcijańskiej kultury.