Na dnie Bałtyku leżą tysiące ton amunicji chemicznej zatopionej tam, po drugiej wojnie światowej, przez ludzi bez wyobraźni. Z tego powodu, w przyszłości, może niedalekiej, czeka nas chemiczny armagedon. Sprawcy tych działań udają, że to ich nie dotyczy, a potencjalne ofiary, w tym Polska, nic nie robią, aby zmusić sprawców do działania.
Na dnie Bałtyku leżą tysiące ton amunicji chemicznej zatopionej tam, po drugiej wojnie światowej, przez ludzi bez wyobraźni. Z tego powodu, w przyszłości, może niedalekiej, czeka nas chemiczny armagedon. Sprawcy tych działań udają, że to ich nie dotyczy, a potencjalne ofiary, w tym Polska, nic nie robią, aby zmusić sprawców do działania.
Palący problem przypomniała Klaudia Stawska w artykule: Broń chemiczna na dnie Bałtyku. Polska nie planuje nic z tym zrobić , która zwróciła uwagę na niebezpieczny pat kompetencyjny pomiędzy Ministerstwem Infrastruktury, Ministerstwem Spraw Zagranicznych, Ministerstwem Obrony Narodowej oraz Ministerstwem Klimatu i Środowiska, Sądzę, że to pat typowy dla nadal obecnej w Stolicy atmosfery tzw. „warszawki”, dla której nie istnieje nic poza rotacją stołków.
Wspomnianym wcześniej sprawcą głównym jest Związek Socjalistycznych Republik Radzieckich, którego następcą prawnym jest Federacja Rosyjska. To była bezmyślna decyzja władz ZSRR, a właściwie rządzących tym państwem ludzi bez wyobraźni, myślących kategoriami pięciolatek, zamiast kategoriami stuleci, czy raczej tysiącleci. To świadczy o kolonialnym stosunku władz ZSRR w stosunku do swoich obywateli. Chyba nic się w tej kwestii nie zmieniło w Federacji Rosyjskiej, bo okresie swojego trzydziestoletniego istnienia nic nie zrobiła, aby rozwiązać ten problem. Nie można zapominać, że w procederze brali też udział zachodni alianci ZSRR, ci którzy zdradzili Polskę w 1939 i 1945 roku.
Jest sprawą oczywistą, że problem się sam nie rozwiąże, ani nie zniknie, a z upływem czasu jego rozwiązanie będzie technicznie coraz bardziej problematyczne. Nawet licealista lub student jest w stanie obliczyć po ilu latach stalowy pancerz pocisku lub ściana pojemnika, z bojowym środkiem toksycznym (BŚT), musi przerdzewieć w wodzie morskiej, czego nic nie jest w stanie zatrzymać. Dziecko też zrozumie, że bezpieczniejsze jest wydobywanie pocisków i pojemników gdy są nieprzerdzewiałe niż wtedy gdy będą się rozpadać przy każdej próbie podnoszenia.
Należy też podkreślić, że nawet jeśli w tym brały udział takie państwa jak PRL i NRD, to były to państwa okupowane przez ZSRR, których ich władze nie miały w tej sprawie nic do powiedzenia. To że Polska nie ponosi odpowiedzialności prawnej za składowanie broni chemicznej w głębiach Bałtyku oraz za bezczynność sprawców w tej sprawie, to nie zwalnia organów polskiego państwa o dbanie o bezpieczeństwo swoich obywateli i interes gospodarczy w swojej wyłącznej strefie ekonomicznej Bałtyku. Polska musi podjąć skuteczne działania wspólnie z innymi zainteresowanymi państwami (Szwecja, Dania, Niemcy, Litwa , Łotwa, Estonia i Finlandia) lub sama, we własnym interesie.
Możliwe, że jedynym skutecznym sposobem zmuszenia Federacji Rosyjskiej do wzięcia odpowiedzialności, przynajmniej ekonomicznej, za rozwiązanie problemu, będzie powiadomienie jej, że Polska uzna za atak chemiczny na swoje terytorium, każdy przypadek katastrofy ekologicznej spowodowanej tą bronią chemiczną oraz odpowie odwetem adekwatnym do poniesionych strat.
Ten odwet nie wymaga wywoływania wojny, bo wystarczy, że zagrozimy, że wszystko co morze wyrzuci na naszą plażę lub co wydobędziemy ze swojej wyłącznej strefy ekonomicznej Bałtyku, wylejemy do cieków wodnych, które mają źródła po polskiej stronie północnej granicy z Federacją Rosyjską. Tak sią składa, że rzeźba terenu gwarantuje, że wszystko popłynie do Obwodu Kaliningradzkiego.