Nie ma zależności między edukacją obywateli a bogactwem państwa.
Jeszcze na początku lat 90. XX w Szwajcarii odsetek studiujących nie przekraczał 15 proc. To pokazuje, że jeżeli jeden z najbogatszych i najszybciej zwiększających produktywność krajów świata dokonywał tego, przy 10-15 proc. studiujących, to więcej nie jest potrzebne.
To nie jest jednostkowy przypadek. W 2004 r. Lant Prichett, ekonomista z Harvard opublikował artykuł „Where has all the education gone”. Przeanalizował w nim dane odnośnie edukacji i wzrostu gospodarczego w latach 1960-1987 w kilkudziesięciu rozwiniętych i rozwijających się krajach. Dokonał także przeglądu podobnych prac i doszedł do wniosku, że jest bardzo niewiele dowodów na to, że edukacja prowadzi do wzrostu gospodarczego i bogactwa.
Ministerstwo Edukacji Narodowej zajmuje się więc dostarczaniem uczniom wiedzy, która nie sprawia, że łatwiej znajdą pracę i że kraj będzie bogatszy.
Ostatnio pomagałem 13-letniej córce znajomych w odrabianiu lekcji z chemii. Okazuje się, że każdy 13-latek w Polsce musi znać budowę pierwiastków chemicznych. To oznacza, że każda pani, co stoi na kasie w supermarkecie i każdy pan, który pilnuje parkingu spędzał najlepszy czas swojego dzieciństwa i młodości studując wiązania między atomami.
Czy na pewno nie mogli tego czasu lepiej wykorzystać?
"Szef Dzialu Ekonomicznego Nowego Ekranu. Dziennikarz z 10-letnim stazem. Byly z-ca szefa Dzialu Biznes "Wprost"."