Abstrahując od przyczyn – bo trudno o nich mówić bez dotarcia do dokumentów – chciałbym się chwilę zatrzymac nad sztuką celnego strzelania uprawioną przez Prokuratora Mikołaja Przybyła.
Porozmawiałem sobie trochę z pewnym byłym wysokim oficerm policjii oraz prokuratorami i sędziami wojskowymi o tej sprawie i oto co ustaliłem.
Każde nieumiejętne włożenie sobie broni do ust i strzelenie bez względu na intencje kończy się śmiercią lub ciężkim kalectwem. Wyedukowani wojskowi zdają sobie z tego sprawę, dlatego już nigdy nie strzelają sobie w skroń. Strzał w skroń nie zawsze był śmiertelny. Zdarzało się bowiem, że kula prześlizgiwała się po płacie czołowym i uszkadzała mózg w tak niewielkim stopniu i w takim miejscu, że oprócz niewielkich dolegliwości delikwent przeżywał. Nikt obeznany z bronią, kto chce naprawdę sie zabić nie strzela sobie w skroń. Z drugiej strony nie można pozorować samobójstwa strzelając sobie w skroń bo mimo wszystko większe jest prawdopodobieństwo śmieci niż przeżycia.
Prokurator Przybył, który jest oficerem wojskowym wyszkolonym w sztuce używania broni i skutkach użycia broni nie powinien wiec sobie strzelać w skroń zarówno gdy chciał zabić sie na pewno jak i gdy chciał markować samobójstwo. I sobie nie strzelał.
Policjanci i prokuratorzy wojskowi potwierdzili, że najpewniejszym sposobem na samobójstwo jest odstrzelenie sobie czubka głowy – tam bowiem znajdują się główne wiązania nerwowe. Strzał w tamto miejsce ma dwie zalety: powoduje pewną i natychmiastową śmierć oraz czyni ją bezbolesną.
Są dwa sposoby strzelania sobie w ten obszar mózgu: przez usta albo pionowo pod podbródkiem. Strzelanie od dołu pod podbródkiem niesie ze sobą pewne niebezpieczeństwo. Gdyby się trzęsły ręce kula mogłaby pójść nie pionowo ale lekko w bok. Pędzący pocisk, który rotuje, mógłby zaczepiś o kość szczęki lub czaszki i zacząć koziołkować rykoszetując jednocześnie co mogłoby np. uszkodzić śliniankę i szczękę ale nie zabić. Niedoszły samobójca przeżyłby więc ale np. do końca życia musiałby odżywiać przez rurkę (przy częściowo sparaliżowanej i szpetnie wykrzywionej twarzy) cierpiąc suchość w ustach mimo, że ślina by mu się lała końcikiem ust z uszkodzonych ślinianek lub ropa z zatok. Dlatego od dołu, pod podbródek podkłada się raczej lufę broni długiej o większym kalibrze (karabin, fuzja) lub robia to wytrawni strzelcy o wielkiej pewności ręki i silnym charakterze. Trudno bowiem uznać, że jakikolwiek samobójca ryzykowałby dalsze życie jako kaleka.
Chcąc się naprawdę zabić i będąc zdenerwowanym jajlepiej włozyć sobie lufe pistoletu do ust, kontrolując językiem by dotykała środkowej szęści górnego podniebienia w połowie drogi między uzębieniem a gardłem. Wtedy pocisk przeleci przez czubek głowy, niszcząc wiązadła nerwowe i zadając pewną oraz bezbolesną śmierć. Podobno nawet sie nie słyszy huku wystrzału – chociaż, za diabła ciężkiego nie wiem skąd to można wiedzieć. Dla pewności – by lufa nie drgnęła, co groziłoby uderzeniem pocisku w jakąs kość i kalectwem zamiast śmierci – należy lufę pistoletu ścisnąć zębami. Dobrze jest też objąc lufę szczelnie ustami. Da to bowiem atrakcyjny dla samobójców efekt dodatkowy: gazy uwolnione podczas strzału spowodują tak wielkie ciśnienie, że rozwali ono jamę ustną oraz czaszkęniezależnie od pocisku. Stąd często u takich samobójców nie tylko wyrwana kość czaszkowa i kawałek mózgu przez pocisk ale także wypchnięta część mózgu (własnie przez gazy) wraz z krwią na zewnątrz przez powstałą wyrwę. Objęcie ustami lufy powoduje, że nawet gdyby pocisk nie trafił precyzyjnie w tył głowy ale np. w jedną z półkul, lub trochę za wysoko albo za nisko, albo wręcz uderzy w kość, to gazy zrobią i tak z mózgu miazgę i dopełnią dzieła. Nie ma więc możliwości by nie zginąć gdy wkłada się w ten sposób lufę do ust i naprawdę ma zamiar popełnić samobójstwo.
Tyle dowiedziałem się ja, zwykły bloger rozmawiając z policjantami i wojskowymi prokuratorami oraz sędziami. Trudno przypuszczać by Prokurator Mikołaj Przybył, będący wyższym oficerem wojska polskiego (w randze pułkownika) nie wiedział tego. Zwłaszcza, że jak zdołałem ustalić, prokuratorzy wojskowi będący jednocześnie oficerami, z racji niebezpiecznego zawodu należą do kadry najlepiej szkolonej w posługiwaniu się bronią. Najlepiej też sobie zdają sprawę ze skutków jej użycia – nie raz bowiem uczestniczyli przy sprawach dot. samobójstw, zabójstw i wypadków związanych z użyciem broni palnej. Prokuratorzy wojskowi w randze prokuratorów krajowych (a takim jest płk Przybył) wielokrotnie czytali ekspertyzy lekarzy patologów, balistów i innych biegłych wypowiadajacych sie na temat toru pocisku, skutków działania broni z przyłożenia i kiedy mamy do czynienia z samobójstwem, próbą samobójczą, zabójstwem lub pozorowaniem samobójstwa.
Był przy tym kilka lat temu taki przypadek, że oficer oskarżony o szpiegostwo (lub jakąś inną zbrodnię – znam ten fakt tylko z relacji informatora) chcąc uniknąć sprawy sądowej i odsiadki zdecydował się na pozorowanie samobójstwa by wyglądało to na zachowanie honorowe i by trafić do psychiatryka a nie więzienia. W tym celu wziął pistolet, otworzył usta szeroko jak tylko mógł (by gazy miały swobodne ujście i by nie uszkodzić sobie szczęki ani żadnej innej kości) i wkładając sobie lufę do ust przyłożył ją do wewnetrznej strony policzka. Gdy strzelił stracił przytomność (szok, gazy i ból), usta mu sie wypełniły krwią i wyglądało to wszystko strasznie, ale poza przestrzelonym policzkiem nic mu nie było. Delikwent trafił do czubków (próba samobójcza) chociaż omal nie wylądował w wiezieniu (pozorowanie samobójstwa). Cześć biegłych uznała wprawdzie, że jest to ewidentne upozorowanie ale wobec tłumaczenia delikwenta, że naprawdę chciał sie zabić lecz w momencie oddawania strzału został czymś przestraszony i stąd strzał tylko w policzek, sąd zdecydował się jednak na obserwację psychiatryczną.
Pytanie za sto punktów: Który prokurator wojskowy prowadził wtedy tamto śledztwo?
Reasumując, jest kilka sposobów na strzelenie sobie w łeb ale jeden jest 100% i w dzisiejszych czasach zna go każdy obeznany z bronią wojskowy, oraz jest jeden sposób na udawanie samobójstwa przez strzał w usta, tak by wszystko wyglądało bardzo krwawo i poważnie, lecz dający 100% pewność, że oprócz niewielkiego uszkodzenia policzka nic sobie nie zrobimy. O tym drugim już wiedzą nie wszyscy wojskowi (choc każdy mógłby go wykombinować) ale z pewnością znało go dokładnie kilku prokuratorów i sędziów wojskowych.
ŁŁ
Ps. Nie chcę byc źle zrozumiany. Mój post to nie żaden instruktaż i broń Boże nie namawiam nikogo do popełniania samobójstwa (jestem Chrześcijaninem, sam bym tego nigdy nie zrobił i nie namawiałbym nikogo, bo uważam takie działanie z grzech i tchórzostwo) zwracam tylko uwagę, jak inaczej się działa, w zależności od tego jaki efekt, dzięki swojej wiedzy, chce się naprawdę uzyskać.
Ps. II. Dalszy ciąg: prokuratorzy wojskowi będą na polecenie Parulskiego chronic Przybyła wysyłając go do psychiatryka i uznając, że prawdopodobnie była to próba samobójcza. Co wprawdzie spowoduje, że straci uprawnienia do noszenia broni i stanowisko ale uchroni Przybyła przed postawieniem mu zarzutów nieuprawnionego wniesienia broni oraz użycia broni w sposób powodujący zagrożenie dla otoczenia. A takie i inne zarzuty by padły gdyby stwierdzono planowanie z premedytacją upozorowania samobójstwa. Śledztwo w sprawie pozorowania nie będzie sie raczej toczyć, bo musianoby zbadać czy nikt go nie naklaniał (bilingi, smsy), skąd wziął taki sposób, co chciał uzyskać (motyw pozorowania jest inny niz motyw samobójstwa) oraz czy nie był w zmowie np. z dziennikarzami TVN24 i czy okoliczności nie były przez kogoś reżyserowane. Zamiast tego potoczy się rozlazłe i pączkujące śledztwo w sprawie powodów dla których Przybył zdecydował się na samobójstwo. Będą przesłuchiwać setki osób (czy nie miał długów, czy żona go nie zdradzała, czy nie było mobbingu, czy nikt mu nie groził albo czy strata psa nie była zbyt bolesna) bez analizowania postępowań którymi sie zajmował i spraw służbowych w których uczestniczył – juz oto zadbają koledzy prokuratorzy wojskowi – aż w końcu nic na pewno nie ustalą, zamkną śledztwo i sprawa rozejdzie sie po kościach. A co z Przybyłem? Nie zginie. Na stanowisko pewnie nie wróci ale zostanie jakimś biegłym, analitykiem lub konsultantem pod skrzydełkami Parulskiego albo innej osoby z tych struktur będącej w temacie.
Tomasz Parol - Redaktor Naczelny Trzeciego Obiegu, bloger Łażący Łazarz, prawnik antykorporacyjny, zawodowy negocjator, miłośnik piwa z przyjaciółmi, członek MENSA od 1992 r. Jeśli mój tekst Ci się podoba, lub jakiś inny z tego portalu to go WYKOP albo polub na facebooku. Jeśli chcesz zostać dziennikarzem obywatelskim z legitymacją prasową napisz do nas: redakcja@3obieg.pl