Bez kategorii
Like

O uniwersaliach – (o powszechnikach)

22/10/2011
397 Wyświetlenia
0 Komentarze
17 minut czytania
no-cover

realność czy wirtualność

0


 

Zdarza się, że mój przyjaciel Mikołaj rozgrzany dyskusją wstaje, wskazuje na mnie palcem i wykrzykuje : „On twierdzi, że „społeczeńswo“, „ławica“, „dług“ to jest „nic“ !“ Odwraca się do biorących w dyskusji osób i dumnie deklaruje „To wszystko dla niego po prostu nie istnieje!“ I już nie słucha moich uwag o tym, że są to „pojęcia ogólne“, na dodatek niejednoznaczne, które tworzy nasz intelekt generalizując, bo inaczej nie umie działać i nic na to nie poradzimy. Ot, jak się manifestuje w praktyce nadmiar zaufania do Kanta, do Heideggera, którzy „przecież nie byli ostatnimi idiotami“, więc nie mogli głupstw gadać. Owszem, nie można powiedzieć, że byli ostatnimi głupcami, niemniej obaj rozumieli filozofię jako analizę pojęć, a nie identyfikowanie „tego, co jest“. Obaj zauroczeni parmenidesowską aporią o tożsamosci bytu i poznania, zajęli się analizowaniem możliwości poznania jako jedynego zadania dla filozofii, jakoże pierwszy twierdził, iż byt sam w sobie, „noumen“, jest niepoznawalny, a drugi uważał, że można go poznać dopiero po opisaniu wszystkich możliwych i niemożliwych sytuacji, w których ten byt mógłby się znaleźć, a to sprowadzało się w praktyce do konkluzji Kanta, gdyż takie zadanie jest niewykonalne. Po Kancie, filozofia stała się grą na pojęciach, na zakresach pojęć, na ogólności pojęć. Pojęcia „czasu“ i „przestrzeni“ zostały uznane przez Kanta za nie do ominięcia oraz za najbardziej ogólne i do tej pory ta opcja wirtualnej gry na pojęciach ciągle trwa w naszej kulturze.

Formuła Parmenidesa „myśleć i to, co się myśli, jest tym samym“ gwarantowała Platonowi prawdziwość poznania idei. Sposób poznania i sposób bytowania idei był trwaniem przy tej prawdzie „rzeczywiście rzeczywistego“ (ontos on). Dusza przypominając sobie, czyli poznając, wieczne, niezmienne idee mogła identyfikować jednostkowe byty porównując je z prawdziwymi ideami. Prawda miała tu wymiar trwania, trwałości niezmiennych idei, w przeciwieństwie do zmienności, nietrwałości, fałszywości ziemskich odbitek.

Arystoteles wskazał na różnicę między poznawaniem a bytowaniem (Meta. IV-X, XIII). Ogólność (idei, pojęć) jest sposobem poznawania przez intelekt, natomiast niezmienność (istoty) jest sposobem bytowania. (N.b. Tomasz z Akwinu w swoim młodzieńczym traktacie „De ente et essentia“ ujął to w formułę „secundum dici“i „secundum esse“ – w/g sposobu mówienia, w/g sposobu istnienia).

Ogólność Arystoteles przypisał poznawaniu : „universale jest czymś jednym w wielu i o wielu“ (An. post. 77 a 5-9); „nazywam coś powszechnikiem (universale), co jest zdolne orzekać o wielu“ (De inter. 17 a 39). Niezmienność ustalił w istocie każdego jednostkowego bytu zbudowanego z formy i materii.

Boecjusz przyjmując za „Isagoge“ Porfiriusza [Wprowadzenie do ‚Kategorii‘Arystotelesa] pięć predykabiliów (rodzaj, gatunek, różnica, właściwość, przypadłość) stwierdził, że universalia orzekając jedną rzecz o wielu, muszą ją orzekać jednoznacznie.

Ta boecjańska konieczność jednoznacznego orzekania o danym bycie zapoczątkowała ciągnące się przez wieki tzn. „spory o universalia“. Zagadnieniem najczęściej podejmowanym było pytanie „czy w opisywanym bycie jest jedna, wspólna natura dla całego gatunku tego bytu [platońska idea], czy jest ich wiele [arystotelesowska istota każdego jednostkowego bytu]? “Jeżeli jest wspólna natura, to czym ona jest ?“, „Co jest podstawą jednoznacznego orzekania ?“

Problem „uniwersaliów“ nie pojawia się, gdy pytamy o strukturę ontyczną jednostkowego bytu („tego, co jest“). Nie pojawia się też w teoriach poznania, które w punkcie wyjścia przyznają myśleniu czy pojęciom pierwszeństwo w mówieniu czy w rozumowaniu czym jest rzeczywistość w aspekcie poznawania, gdyż to pierwszeństwo będąc pryncypium nie podlega dyskusji, można co najwyżej, jak mój przyjaciel Mikołaj, skwitować tę sprawę twierdzeniem, że „no, przecież te pojęcia nie mogą być niczym !“. Można jeszcze dodać za Janem Dunsem Szkotem, że skoro tylko są niesprzeczne, to napewno są. No, może z „kwadraturą koła“ będzie mały kłopot, boć to też przecież też jest pojęcie, ale sprzeczne.

Problem „uniwersaliów“ pojawia się, gdy pytamy czym są pojęcia.

Kant, tak jak Średniowiecznicy za Arystotelesem, przyjął, że mamy dwie władze poznawcze. Ale już nie dopowiedział, że władza zmysłowa słuchu nie może widzieć czy smakować. Jak więc słuch słyszy ? Czy słyszy ogólne dźwięki, czy jednostkowe ? Czy zmysł smaku odbiera ogólny smak goryczy, a potem wybiera jednostkowe goryczki ze smaku ogólnego, czy odwrotnie ? Czy władza dotyku czuje ogólną chropowatość powierzchni stołu, a potem poszczególne chropowatości ? A jak funkcjonuje władza spostrzegania ? Czy widzimy najpierw cały pejzaż, a potem poszczególne figury, czy na odwrót ? Czy najpierw widzimy czerwień, ideę czerwieni, a potem czerwony szalik ?

Czy poznawcze władze zmysłowe poznają podobnie jak intelekt, czy zupełnie inaczej ? Otóż władze zmysłowe tylko biernie odbierają bodźce. Nie posiadają funkcji tworzenia pojęć, ani pojęć ogólnych. Biernie gromadzą odebrane informacje, odpowiednio dla danego zmysłu.

W średniowiecznych opisach procesu poznania można znaleźć podobieństwa : zmysły, podobnie jak intelekt bierny, odbierają znaki jako wrażenia w sposób pasywny. Pośród władz zmysłowych, zmysł wspólny (vis cogitativa) gromadzi w pamięci (też władza zmysłowa) wrażenia podobne i wrażenia niepodobne i scala je byle jak, stąd np. pegaz czy syrena. Natomiast to intelekt czynny aktywizuje rozumienia znaków w grupy pojęć, konceptów budując zdania, sądy.

Niepodobieństwa polegają na tym, że zmysły niczego nie produkują, a intelekt właśnie tak działa, że z pojedynczych znaków czy z grupy dźwięków, łącząc je, tworzy słowa, a rozumienie słów nazywa i wyraża w pojęciach.

Te pojęcia są jednoznaczne wtedy, gdy wskazują na cechy, właściwości, relacje, krótko – na przypadłości, które są podobne w danych bytach, a wtedy intelekt tworzy rodzaje (pojęcia ogólne) tych bytów o podobnych przypadłościach (zwierzę).

Gdy te cechy, właściwości, relacje są niepodobne, wtedy intelekt tworzy gatunki, tzn. że znajduje różnicę gatunkową wśród przypadłości porównywanych bytów (rozumność).

Tak więc rodzaje są rezultatem pracy intelektu, który zidentyfikował wspólne przypadłości (cechy, właściwości, relacje) w danej grupie jednostkowych bytów. Gatunki są rezultatem pracy intelektu, który zidentyfikował różne przypadłości (cechy, właściwości, relacje) w analizowanej grupie jednostkowych bytów. Aby w ramach danego gatunku wyodrębnić specyfikę pewnych jednostek, biolog używa terminów takich jak : rodzina, grupa, podgrupa. To wszystko można nazwać wspólnym terminem „universalia“, którym w rzeczywistości odpowiadają podobne lub niepodobne przypadłości (cechy, właściwości, relacje). Natomast same uniwersalia, jako takie, w przyrodzie nie istnieją, chyba że w traktatach Platona, choć nie we wszystkich, gdyż Sokrates ma poważne wątpliwości, czy np. idea „odchodów“ czy innych „brzydkich rzeczy“ może istnieć sama w sobie.

A więc, realnie istnieją przypadłości wraz z podłożem (czyli istotą), którego są przypadłością. Natomiast bytowo, same w sobie, przypadłości nie istnieją realnie, gdyż są tylko pojęciami ogólnymi, np. grupą różnych czerwieni, grupą różnych relacji – „walka klas“, grupą wyróżnionych ilości – „giganci“ czy „karły“, grupą wyznaczoną przez miejsce – „Paryżanie“, grupą posiadającą jakąś zdolność – „naukowcy“, „rybacy“, ect. Moja myśl istnieje realnie, natomiast treść tej myśli istnieje tylko w mojej głowie. Inne osoby rozumieją czym są „giganci“, gdyż ich intelekt pracuje tak samo jak mój i również tworzy pojęcia ogólne. Ujmując krótko to zagadnienie, Średniowiecznicy mówili, że „nie ma przejścia z intelektu do rzeczywistości“. Przejście jest natomiast z rzeczywistości do intelektu. To dany byt, czyli „to, co jest“, ujawnia nam się jako jeden, odrębny od innego, realnie istniejący, dobry, prawdziwy i piękny, jako uporządkowanie tych pięciu transcendentaliów (własności należących do każdego bytu), w jednym bycie. Poznając, nasz intelekt nie sprawia jedności danego bytu (jak u Sokratesa czy w jednoczącej czasoprzestrzeni Kanta), ani jego prawdziwości, ani realności, odrębności, dobra czy piękna. Gdyby rzeczywistość zależała tylko od naszego intelektu, wówczas żylibyśmy jedynie w wirtualnym świecie, np. świecie krasnoludków wymyślonym przez nasz intelekt. A na taką konkluzje nie możemy się zgodzić choćby ze względu na zwykły zdrowy rozsądek – np. : tylko wydaje mi się, że piszę ten tekst, albo odwrotnie : gdy tylko myślę o tym tekscie, to już go piszę. A przecież zaraz przeczyta to Mikołaj i realnie, a nie tylko wirtualnie, skrytykuje tę moją pisaninę !

Faktem jest też oczywistym jeszcze dziś, że niektórzy myśliciele, łącząc te dwa porządki poznawania i bytowania, nadają pojęciom ogólnym status realnie istniejącego bytu. Taka postawa jest mieszaniem przyczyny ze skutkiem. To byt jest przyczyną naszego poznania, a nie odwrotnie. Pomimo tego, że Kant uznawał jeszcze apriorycznie niepoznawalny „noumen“ jako rzecz samą w sobie, bez którego nie byłoby „fenomenu“, to jednak kantyści o tym zapomnieli wysuwając jako pryncypium parmenidesową tożsamość poznania i bytowania. I tak scalamy to, co realne (cechy, własności, relacje bytów) z tym, co tylko pomyślane (pojęcia ogólne) tworząc różnorodne terminy np. „społeczeństwo“, „walka klas“, „instytucja“, „ławica“, które są właśnie „uniwersaliami“ (na dodatek niejednoznacznymi, jak tego wymagał od kategorialnej ogólności Boecjusz). Są to wytwory wyprodukowane przez nasz intelekt, jako konglomerat wyidealizowanych wspólnych cech czy relacji, realnych lub tylko możliwych, istniejących lub tylko prawdopodobnych, danych bytów, a poprzez uznanie tych ogólnych pojęć jako pryncypiów naukowych (np. socjologii, materializmu dialektycznego, komparatystyki) wywołujemy wrażenie jakby te pojęcia istniały realnie. Przez to popełniamy po prostu metodologiczny błąd idealizmu lub idealistycznego konceptualizmu. Pierwszy mówi, że pojęcia ogólne istnieją gdzieś poza rzeczami, które są mniej lub bardziej ich podobieństwem, drugi, że jakoś realnie istnieją w rzeczach jak „koniowatość“ w każdym koniu. Problemem nie jest to, czy pojęcia ogólne istnieją czy nie, lecz to, żeby konsekwentnie uznawać je jako wytwór naszego intelektu, jako skutek istniejącej, niezależnej od nas rzeczywistości, a nie jej przyczynę. Gdy tego nie uczynimy, grozi nam sytuacja pozostania w wirtualnym, możliwościowym świecie lub w świecie podobnym do wizji schizofrenika, gdzie nie ma granicy między realnością i wirtualnością, gdzie nasze pragnienia przeistaczają się w „realną“ rzeczywistość.

 

P.s. Jeżeli możliwe jest zbudowanie maszyny posiadającej „inteligencję sztuczną“, to taki cyborg byłby rzeczywiście „inteligentny“, gdyby oprócz dodawania i odejmowania umiał jeszcze tworzyć „pojęcia ogólne“.

0

Marek P. Prokop

historyk filozofii

24 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758