POLSKA
Like

Jak rządzić Polską?

04/10/2014
739 Wyświetlenia
1 Komentarze
12 minut czytania
Jak rządzić Polską?

Właściwie to trzeba by zacząć od pytania: – jak żyć w Polsce?

W tej chwili ponad dwa miliony młodych, zdrowych i na ogół nieźle wykształconych Polaków najwyraźniej nie znalazło odpowiedzi na to pytanie i opuściło nasz kraj szukając miejsca dla siebie na obczyźnie.

Właściwie to jedno zjawisko dyskwalifikuje rządy w Polsce nie tylko obecnej kadencji, ale i poprzednie.

Jeżeli do tego doliczymy jeszcze następne ponad dwa miliony zarejestrowanych i niezarejestrowanych bezrobotnych otrzymamy w sumie około pięciomilionową armią ludzi nie mających dla siebie miejsca w kraju ojczystym.

0


 

Najbardziej zdumiewające jest to, że dzieje się to w kraju, w którym istnieją ogromne potrzeby nadrobienia zaległości cywilizacyjnych, co wymaga zaangażowania wszystkich dyspozycyjnych sił.

Oczywiście, że niektórzy znawcy „kaczych jaj” nazywający siebie ekonomistami odpowiedzą, że nie ma na to pieniędzy, a pieniędzy nie ma, bo mamy zaległości cywilizacyjne i w ten sposób kółeczko niemożności się zamyka.

Tylko, że tak jakoś się składa, że inni te zaległości nadrobili, mimo że byli w podobnej sytuacji, a może jeszcze gorszej.

Przykładanie miary aktualnej w ocenie krajów rozwiniętych do sytuacji takiej, w jakiej znalazła się Polska w 1989 roku jest absolutnie bez sensu.

Znaleźliśmy się wówczas w sytuacji kraju, który przeszedł wojnę i trzeba zająć się likwidacją zniszczeń niezależnie od kosztów.

Wprawdzie zniszczenia materialne mogły być niewidoczne, ale stan odziedziczony po rządach „realnego socjalizmu” i kremlowskiego dyktatu był w skutkach niekiedy jeszcze gorszy niż fizyczne zniszczenia wojenne.

Zacznijmy od gospodarki.

Na początku trzeba stwierdzić, że cała polska gospodarka była podporządkowana potrzebom wojennym. Sowiecki plan podboju Europy opierał się w dużej mierze na bazie wypadowej ulokowanej w Polsce, niezależnie od faktu obciążenia PRL obowiązkiem wystawienia „polskiego frontu” w Polsce było ulokowane zaplecze sowieckich frontów skierowanych na zachód. Temu celowi była podporządkowana cała infrastruktura logistyczna, komunikacyjna, sanitarna itp.

Polski przemysł był nastawiony na produkcję wojenną, a w dużej mierze jego cywilne przeznaczenia było traktowane, jako rezerwa dla przemysłu zbrojeniowego.

Klasycznym przykładem może tu służyć FSO zakład zatrudniający blisko 20 tys. ludzi i produkujący zaledwie 30 tys. samochodów osobowych rocznie.

Ponadto istniała cała instytucja rezerw państwowych kierowana po 1956 roku przez byłego ministra bezpieki Radkiewicza, której celem było utrzymywanie w stałym pogotowiu rezerw wojennych.

Niezależnie od produkcji własnej na potrzeby wojenne wielkim obciążeniem dla Polski były przymusowe zakupy broni w Sowietach i to po cenach dyktowanych arbitralnie przez dostawcę.

Drugim ciężkim obciążeniem był system zarządzania służący partyjno ubeckim potrzebom lokowania kadr. Ambicją poszczególnych wojewódzkich sekretarzy pełniących gauleiterskie funkcje władania było posiadanie w swojej dyspozycji jak największej ilości zakładów pracy, które były traktowane, jako dyspozycyjne miejsca dla lokowania nomenklaturowych pretorian i czerpania innych korzyści.

Wszystko to ukrywało się za parawanem marksistowskiej ideologii, ale tak naprawdę chodziło wyłącznie o utrzymanie władzy w rękach „właścicieli Polski ludowej” jak sami siebie czasem w przypływie szczerości nazywali.

 Oczywiście tak zarządzany aparat gospodarki był niewydolny i nie mógł spełnić nadziei Gierka, że zbudowane za pożyczone na zachodzie pieniądze zakłady spłacą się zwiększonym eksportem.

Dla porównania można podać, że rozbudowany w dekadzie gierkowszczyzny przemysł przetwórczy w Polsce zatrudniał 4 mln ludzi, a RFN – 8 mln, tylko że wartość produktu końcowego niemieckiego przemysłu była dziesięciokrotnie wyższa od polskiego, czyli wydajność pracy była w PRL pięciokrotnie niższa niż w Niemczech zachodnich. Główną przyczyną był system zarządzania i dobór kadr na zasadzie „negatywnej selekcji”.

To dziedzictwo zaciążyło na rachunku otwarcia w 1989 roku, jednakże substancja materialna, a przede wszystkim przynajmniej część fachowej obsady nadawała się do użytku przy zmienionym systemie zarządzania.

Polskie przedsiębiorstwa sektora publicznego wymagały komercjalizacji, zamiast której wprowadzono „prywatyzację” polegającą głównie na łapówkarskiej wyprzedaży za bezcen i likwidacji całych branż.

Za pomocą sztucznej inflacji wprowadzonej przez Rakowskiego pozbawiono polskie społeczeństwo możliwości uczestnictwa w procesie powszechnego udziału w polskiej gospodarce. Wprowadzone z opóźnieniem „bony prywatyzacyjne” okazały się takim samym oszustwem jak i całe przedsięwzięcie transformacyjne.

Zabójcze dla polskiej przedsiębiorczości okazały się pokorne wypełnianie zaleceń w zakresie aprecjacji złotówki, podniesienie kosztów kredytu i inne utrudnienia z „popiwkiem” włącznie. Ponadto Polsce zabroniono udzielania pomocy państwowej przedsiębiorstwom znajdującym się nie z własnej winy w trudnej sytuacji finansowej, w odróżnieniu od Niemiec, które sobie taką możliwość ze względu na przejęcie NRD zapewniły, a przecież Polska znalazła się w jeszcze trudniejszej sytuacji niż tereny byłej NRD.

Najgorsze było jednak utrzymanie systemu nomenklaturowego w obsadzie kierowniczej przedsiębiorstw traktowanych przez układ „trzymający władzę”, jako należny łup. Ze skutkami tego zabiegu zetknąłem się wielokrotnie i mogę stwierdzić, że pozostaje on po dzień dzisiejszy, jako największe obciążenie polskiej gospodarki.

Zainteresowane likwidacją polskiego przemysłu były i są kraje Europy zachodniej walczące ze zjawiskiem nadprodukcji, ale równocześnie lokujące zamówienia na produkty przemysłowe w krajach o najniższych kosztach robocizny z Chinami na czele.

Ten proceder uprawiany jest w dalszym ciągu ze szkodą dla całej europejskiej gospodarki, a dla Polski szczególnie.

W tej sytuacji podstawowym zadaniem polskiego rządu jest domaganie się zrównania praw i obowiązków wszystkich członków UE i stworzenie warunków dla ochrony i rozwoju własnej wytwórczości.

Polska nawet w obecnym stanie dewastacji wielu dziedzin wytwórczości posiada możliwości ich odbudowy z przemysłem okrętowym, wytwarzania maszyn rolniczych, budowlanych i transportowych w pierwszej kolejności.

Stosunkowo najłatwiej byłoby po zniesieniu absurdalnych ograniczeń i przywilejów zwiększyć produkcję rolną w Polsce i pochodny przemysł spożywczy.

W sumie celem polskiej gospodarki powinno być podniesienie polskiego dochodu narodowego do poziomu przeciętnej unijnej.

Zrealizowanie programu rozwoju gospodarki wymaga zmiany systemu jej zarządzania przez powołanie niezależnej od rządu instytucji zarządzania majątkiem skarbu państwa ulokowanym w komercyjnych przedsiębiorstwach. Równocześnie polityka finansowa państwa powinna sprzyjać rozwoju wytwórczości, a szczególnie eksportowi.

Zbudowana na tych zasadach gospodarka stworzy możliwości maksymalnego zatrudnienia, zwiększenia dochodów ludności i wpływów do budżetu i na tym gruncie dopiero można rozwijać takie niezbędne dla życia narodu dziedziny jak ochrona życia i zdrowia, szkolnictwo i wychowanie i kultura, a także ład i bezpieczeństwo obywateli i państwa.

Wszystkie obiecanki w tej dziedzinie poczynione przez obecny rząd warszawski są bez pokrycia nie mówiąc już o kierunku budowania polskiej kultury w najszerszym ujęciu, co należałoby odrębnie przedstawić.

Wykonanie zadań w omawianym zakresie wymaga stworzenia odpowiedniego aparatu zarządzania państwem we wszystkich przejawach życia publicznego.

Obecna konstytucja obowiązująca w „III Rzeczpospolitej” niezależnie od tego, że jest aktem bezprawnym, celowo tworzy państwo niewydolne i skłócone wewnętrznie.

Punktem wyjścia dla stworzenia ram polskiej niezawisłej państwowości są dotąd nieuchylone postanowienia obu przedwojennych konstytucji.

W zakresie organizacji zarządzania państwem wzorem mogą służyć postanowienia konstytucji kwietniowej z 1935 roku.

Ich zaletą jest stworzenie systemu rządzenia, który nie zawiera luk i nie daje powodów do konfliktu między poszczególnymi organami władzy.

Pozycja prezydenta państwa, jako zwornika wszystkich rodzajów władzy daje mu możliwość interwencji przy okazji jakichkolwiek wątpliwości.

Drugim warunkiem jest przestrzeganie autonomiczności władz:

– władza ustawodawcza ma pełnię gestii w procesie tworzenia prawa

– władza wykonawcza musi posiadać autonomię w wykonywaniu swoich zadań i nie może być zakładnikiem sejmu jak to ma miejsce obecnie

– władza sądownicza musi posiadać swój odrębny ustrój zapisany w konstytucji i sama decyduje o trybie postępowania sądowego i podziale merytorycznym kompetencji.

Prezydent do wykonywania swych konstytucyjnych funkcji nie musi posiadać odrębnego aparatu urzędniczego poza osobistą kancelarią, natomiast powinien mieć prawo korzystania z pomocy całego aparatu administracji państwowej.

Przy takim podziale władz i ustanowieniu personalnej odpowiedzialności za pełnione urzędy zbędna jest wielka liczba urzędników charakteryzująca obecne rządy w Polsce.

Dotyczy to wszystkich dziedzin władzy państwowej.

Ideałem byłoby zbliżenie się do liczby urzędników w Polsce przedwojennej, co przy obecnym poziomie techniki nie powinno stanowić większego problemu.

Współczesna, rozdęta biurokracja jest przeszkodą w efektywnej pracy i służy jedynie rozwodnieniu odpowiedzialności, przedłużeniu procesu decyzyjnego i powstawaniu konfliktów kompetencyjnych.

Jedynym celem jej istnienia jest możliwość obsadzania rozlicznych stanowisk swoimi ludźmi i nagradzania ich w ten sposób za wierną służbę.

Na temat organizacji państwa pisałem szerzej przy różnych okazjach i traktuję ten temat, jako nieodzowny skutek tworzenia struktur państwa w służbie narodu.

Współcześnie mamy w Polsce do czynienia z typem organizacji państwowej, której to naród ma służyć na pożytek właścicieli tej organizacji.

Jest to podstawowe dziedzictwo po PRL, które musi być obalone, jeżeli chcemy istnieć jako naród.

0

Andrzej Owsinski

794 publikacje
0 komentarze
 

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758