Janusz Korwin-Mikke wystąpił w Parlamencie Europejskim i od razu było po bandzie. Nie, spokojnie, „Krul” nie gadał o tym, że Hitler był dobry bo za jego czasów były niskie podatki, ani nie głosił tezy, że kobiety lubią być gwałcone przy garach. Nic z tych rzeczy – szef Kongresu Nowej Prawicy nazwał jedynie rzeczy po imieniu i powiedział co myśli o walce z mitycznym globalnym ociepleniem i wojnie z klimatycznymi zmianami: „Kraje okupowane przez UE zapłaciły za tę wojnę wielką cenę. Jej utajonym celem jest zerowy wzrost. Ten cel, wsparty przez ludzi, którzy siedzą między nami, został osiągnięty. (…) Mam nadzieję, że kiedy w styczniu powstanie prokuratura UE, winni, w tym pseudonaukowcy, którzy w złej wierze popierali to szaleństwo, zostaną odnalezieni, nazwani, oskarżeni, osądzeni i wtrąceni do więzienia” – powiedział. I trafił w punkt…
Każdy normalny i potrafiący się posługiwać szarymi komórkami człowiek wie, że unijne limity emisji dwutlenku węgla i handel kwotami tejże emisji to cyrk na kółkach i kompletny absurd. Nawet gdyby Unia Europejska ograniczyła na swoim terytorium emisję dwutlenku do zera (powtarzam: DO ZERA) to w skali światowej oznaczałoby to tyle, co jeden nie puszczający bąków bizon w całym stadzie. Najwięksi emitenci tego gazu – czyli Chiny, Stany Zjednoczone i Rosja – przejmować się nie zamierzają, przeciwnie, w ich przypadku emisja rośnie wraz ze wzrostem gospodarczym. Mówiąc krótko wygląda to tak, jakby podczas wesela znalazł się jeden abstynent chcący narzucać narrację setce moczymordów.
Wiadomym jest, że państwa bardziej rozwinięte angażują się w proekologiczne technologie w większym zakresie niż ich biedniejsi kuzyni – z dwóch powodów: po pierwsze, stać je na to; a po drugie im się to opłaci. Jednakowoż narzucanie tych technologii państwom próbującym do nich doszlusować hamuje ich rozwój blokując gospodarkę. I właśnie o to chodzi – Niemcy są w stanie ograniczyć emisję gazów cieplarnianych, Polska próbując zrobić to samo zwyczajnie zbankrutuje. I przestanie zagrażać Niemcom – już nie będzie przejmować produkcji dzięki taniej sile roboczej bo nie będzie jej stać na wdrożenie dozwolonych technologii. Wdrożą je w Polsce Niemcy tworząc kolonię, polska tania siła będzie pracować dla nich a nie dla nas. Powtarzam – właśnie o to chodzi, o hegemonię na kontynencie.
A że przy okazji oddaje się pola producentom z Azji to już całkiem inna para kaloszy. Nieistotna. Kiedy wzrastające gospodarki zostaną wbite w błoto z kwot dwutlenkowych i innych ekoabsurdów będzie można zrezygnować – do tego czasu gospodarki Niemiec czy Francji wytrzymają. Zasoby w śwince – skarbonce są na tyle solidne, by mogły sobie pozwolić na chwilową stagnację.
I tak będzie wyglądał drugi etap kryzysu gospodarczego…
Prawicowiec, wolnościowiec, republikanin i konserwatysta. Katol z ciemnogrodu.