Zdrowie
Like

ŻYJĄ DŁUGO I ZDROWO, BO ŁYKAJĄ ELEKTRONY

24/07/2014
420 Wyświetlenia
0 Komentarze
17 minut czytania
ŻYJĄ DŁUGO I ZDROWO, BO ŁYKAJĄ ELEKTRONY

Pewien mężczyzna z Legnicy miał zablokowane światło tętnic w 95 proc. O własnych siłach mógł pokonać jedynie 5 kroków i musiał odpocząć. Znajomy lekarz podpowiedział mu, że istnieje nikła szansa na poprawę stanu zdrowia dzięki piciu wody nasyconej elektronami. Dodał, że niestety, mimo pozytywnych wyników zagranicznych badań potwierdzających skuteczność jej działania, nie może zagwarantować mężczyźnie wyzdrowienia

0


 

 

Pacjent stwierdził, że skoro jest już niemal jedną nogą w grobie, to nie ma nic do stracenia i wbrew zaleceniom lekarza zastosował dawkę szokową – zaczął pić od 1 litra do 2 litrów tej wody dziennie. Po tygodniu zauważył znaczną poprawę stanu zdrowia, co w dłuższym okresie stosowania przełożyło się na ustąpienie problemu z chodzeniem – mówi Jolanta Skrzypczak, dystrybutorka domowych generatorów aktywnego wodoru. Pani Jolanta sama dzięki tej wodzie uciekła chirurgowi spod skalpela. Wykryto u niej komórki wyglądające na nowotworowe. Postanowiono je wyciąć. Kobieta zaczęła pić wodę i kiedy po dwóch tygodniach zgłosiła się po odbiór wyników badań, lekarz stwierdził, że pierwszy raz spotyka się z sytuacją, kiedy choroba z tak zaawansowanego stadium (tylko operacja) cofa się. Organizm zaczął zabijać komórki nowotworowe.

Z kolei mama pani Jolanty na skutek zwyrodnienia stawu biodrowego miała problemy z chodzeniem (złogi wapienne coraz mocniej blokowały staw, co objawiało się charakterystycznym „skrzypieniem”). Po 2 tygodniach picia wody zaczęła samodzielnie spacerować. W tej chwili stosuje tylko preparaty odbudowujące chrząstkę stawową. Podczas usuwania złogów wapiennych ze stawów występuje potworny ból i trwa to do momentu całkowitego usunięcia złogów.

USA, 40 lat wcześniej

Gabinet  laureata Nagrody Nobla, dr.  Henri Coanda.

Przez długich 60 lat szukałem eliksiru młodości. Te wszystkie legendy o długowieczności mają w sobie wiele prawdy: na świecie znalazłem 5 miejsc, gdzie ludzie żyją około 120 lat, są zdrowi i produktywni do późnej starości. Byłem we wszystkich tych miejscach, widziałem 90-latków, którym rodziły się dzieci.  Mam na myśli plemię Hunza w północnym Pakistanie, górskie plemiona w Gruzji oraz pewne miejsca w Ekwadorze, Peru i Mongolii.  Wszyscy ci ludzie spożywają różne pokarmy, ale piją wodę o podobnych właściwościach, pochodzącą z lodowców. Ponieważ mam już 80 lat, przekazuję ci rezultaty moich dotychczasowych badań tych wód. Dokończ je i przekaż ludzkości… – dr Coanda zwrócił się  do młodego amerykańskiego geniusza, Patricka Flanagana.

Patric od urodzenia miał fotograficzną pamięć. Dzięki czemu czytał od 10 do 12 książek dziennie i pamiętał ich treść. Był chodzącą encyklopedią. Już jako ośmiolatek zgłosił swój pierwszy wynalazek, który natychmiast został utajniony dla potrzeb obronności kraju. Potem opatentował jeszcze 300 innych wynalazków.
Niezwykle uzdolniony Flanagan kontynuował badania  Coandy przez następne 30 lat. To on jest pierwszym naukowcem, który wykazał, że słynna z cudownych uzdrowień woda w Lourdes naładowana jest łatwo dostępnymi elektronami. Podobnie jak cudowna woda Hunzów.

Badania te później zaczęli  kontynuować Japończycy, którzy zauważyli, że woda z innych cudownych, leczniczych źródeł ma dużo więcej elektronów niż przeciętna.
Kolejne potwierdzenie tej teorii znalazł szef francuskich hydrogeologów, prof. Vincent, który badał wodę w wielu wioskach. Wszędzie tam, gdzie ludzie żyli długo i cieszyli się zdrowiem, woda zawierała więcej łatwodostępnych  elektronów; tam, gdzie chorowali, był ich niedobór.

Naukowcy zaobserwowali, że także rośliny podlewane wodą z aktywnym wodorem rosną lepiej i dają większe plony nawet o 30 proc.

Jak zmierzyć wodę?

Wyobraźmy sobie elektrony w wodzie pitnej jako ryby w stawie. Jeśli jest ich dużo,  to mówimy, że pH jest wysokie, a w języku chemicznym, że jest to odczyn zasadowy. I odwrotnie; gdy w stawie jest mało ryb, pH jest niskie i mamy odczyn kwaśny. Jednak dla nas najistotniejsze jest to, czy łatwo, czy trudno jest te ryby wyłowić. Może być bowiem przypadek, że staw jest pełen ryb, ale nie można ich złowić – albo odwrotnie: mamy mało rybek, ale co zarzucimy sieć, to je wyciągamy. Łatwość bądź trudność łowienia tych „ryb” – elektronów określa  wskaźnik nazywany przez fizyków i chemików potencjałem redox, mierzonym w miliwoltach  (dalej  potencjał redox będę nazywał w skrócie ORP). Jeśli „ryby” dadzą się łatwo wyłowić, to potencjał jest niski i przechodzi nawet w ujemny; jeśli trudno, to jest wysoki dodatni.
Przyjęto, że ORP wody pitnej, wynoszący +200mV, jest dla zdrowia neutralny. Jeśli jest wyższy niż 200, to jest niekorzystny; jeśli niższy – korzystny.  Wszystkie wody z cudownie leczniczych źródeł mają pH około 7, ale ORP tak niskie, że spada poniżej zera, a nawet jeszcze bardziej, bo poniżej -200 mV.

Czy kaliska woda jest dobra?

Niestety, jak można sprawdzić na stronie internetowej kaliskich Wodociągów, w naszym mieście nie bada się tak ważnego parametru wody pitnej. Nie jest to tylko przypadłość kaliska. W polskich wodociągach  nie mierzy się potencjału redox – nie ma takiego obowiązku prawnego. Szkoda, bo badania te powinny nie tylko wykonywać dostarczyciele wody, ale  i każda rodzina, która chce wiedzieć, co pije.
Zakupiliśmy zatem miernik (Combo z firmy Hanna Instruments USA). Oto wynik na podstawie badania wody pobranej z redakcyjnego kranu: ORP = +145mV , pH = 7,77.
Cóż, pH wykazuje lekkie odchylenie w stronę zasadowości, ale już ORP +145 jest poniżej 200, czyli na całkiem dobrym poziomie. Wprawdzie nie jest to woda lecznicza, ale  w porównaniu z innymi miastami możemy się z takiego wyniku cieszyć. Zmierzyłem wodę przywiezioną z Poznania – wynik był o 30 mV gorszy.
Przy okazji warto wspomnieć, że butelkowane wody wcale nie są lepsze. Te gazowane są nawet gorsze. Gdybyśmy kupili butelkowaną wodę niegazowaną z najlepszego źródła, to i tak po  kilku dniach przebywania cieczy w butelce traci ona swój cenny ujemny potencjał redox, czyli gubi elektrony.

Podobnie elektrony tracą   przechowywane, lub przerabiane produkty spożywcze.  Np. mleko prosto od krowy ma potencjał minus 70mV, a to ze sklepu już plus 80. Inny przykład: świeża pomarańcza prosto z drzewa jest tak naładowana elektronami, że można by ją nazwać bombą elektronową. Jedna szklanka  takiego soku dostarcza tyle elektronów, co wypicie tysięcy szklanek przeciętnej wody. Problem polega na tym, że gdy ta sama pomarańcza po zerwaniu trochę poleży, wyraźnie traci elektrony. Wtedy mówimy, że owoc jest nieświeży. Gdy w ładowniach statków,  magazynach i sklepach poleży tak 3 miesiące, to niedobór elektronów będzie już na tyle duży, że taki owoc po spożyciu zamiast oddawać, zabiera elektrony – i pomarańcza przestaje nam smakować. Zaczyna za to „smakować”  bakteriom gnilnym i robakom. Wiedząc o tym, handlowcy stosują  odpowiednie środki chemiczne, które zabijają te bakterie. Niestety, takie środki jeszcze bardziej okradają pomarańczę z elektronów. Wprawdzie patrząc na taki owoc, nie jesteśmy w stanie stwierdzić  braku elektronów, ale nasze ciała to odczuwają. Człowiek jest stworzeniem elektroujemnym – prawie każda reakcja chemiczna w naszym organizmie polega na zabieraniu lub oddawaniu elektronów.
Najlepiej zatem byłoby – podobnie jak plemię Hunzów – mieszkać w pobliżu dobrego źródła i jeść tylko świeże owoce bez konserwantów. Niestety, rzadko kto ma taką okazję, więc nic dziwnego, że – jak twierdzą badacze tematu – dzisiaj w 100 proc. cierpimy na chroniczny niedobór elektronów.

Wolne rodniki i antyutleniacze

Na chronicznym braku elektronów opiera się głośna ostatnio teoria o szkodliwości wolnych rodników i antyutleniaczach.

Wolny rodnik to cząsteczka chemiczna (powstała np. przy rozkładzie pokarmów), której brakuje jednego elektronu i która usilnie stara się go zdobyć. Zachowuje się jak narkoman, który wychodzi na ulicę w poszukiwaniu narkotyku. Jeśli go nie znajdzie, gotów jest włamać się do apteki, by go ukraść. Podobnie jest z wolnym rodnikiem: w naszym organizmie. Jeśli nie znajdzie innej cząsteczki, której będzie mógł odebrać elektron, to „włamie się” do wnętrza ludzkiej komórki, niestety przy okazji ją uszkadzając. Zatem, żeby temu zapobiec, trzeba podsunąć mu antyutleniacze, czyli słabe cząsteczki, które oddadzą mu swój elektron. Jeśli słyszymy, że coś jest antyutleniaczem (np. kakao, czerwone wino, witamina C, E czy  przyprawy), to oznacza, że „to coś” zneutralizuje wolne rodniki, oddając własne elektrony. Jednak najlepszym antyutleniaczem jest wodór aktywny rozpuszczony w wodzie.
Jak można uzupełniać elektrony ?

Elektrony w wodzie nie  poruszają się samodzielnie. Najczęściej „wsiadają” na „wóz”, czyli pojedynczy atom wodoru, tworząc tzw. wodór aktywny H-.
Wymyślono kilka urządzeń, które sztucznie wytwarzają aktywny wodór w wodzie pitnej. Jednym z nich jest od niedawna dostępny na polskim rynku japoński aktywator H-01.  Właśnie wodę z tego generatora pił wspomniany na wstępie artykułu mężczyzna, mający problem z tętnicami.

Japończycy, którzy wynaleźli to urządzenie,  zauważyli na jednej ze swoich wulkanicznych wysp, że woda ma tam ujemny potencjał redox, a ludzie żyją długo i zdrowo. W sobie tylko znany sposób  spreparowali minerały z tej wyspy i zamknęli je w plastikowych kapsułkach wielkości długopisu. Kapsułkę tę należy umieścić w wodzie pitnej, by po kilku godzinach uzyskać wodę o obniżonym ORP.
Tu jednak bardzo ważna uwaga: nie można zacząć pić wody o ujemnym ORP z dnia na dzień. Reakcja byłaby zbyt gwałtowna. Trzeba to czynić stopniowo.  Miejsca w organizmie po  rozpuszczających się zwapnieniach (np. w chrząstkach stawowych) nie mogą zostać puste – powinny być zabudowane przez organizm kolagenem, a tego w starszym wieku często brakuje. Należy więc albo uzupełnić jego niedobór, albo spowolnić proces wprowadzanych zmian. Nawet w młodszym wieku zbyt gwałtowne oczyszczenie organizmu powoduje, że w krwiobiegu pojawia się zbyt dużo wapnia, co może zaburzyć równowagę z deficytowym magnezem. Wapń i magnez używają w organizmie jednego nośnika – mówiąc obrazowo, podróżują na jednym wózku. Jeśli jednego z tych pierwiastków mamy za dużo, będziemy mieli brak drugiego. Możemy zatem spożywać wapno i nadal mieć psujące się  zęby  czy  osteoporozę. Wynika to nie z braku wapnia, lecz  magnezu. Wapń i magnez muszą iść w parze.

Co jeszcze obniża redox?

Przegotowanie wody czyni ją bardziej zasadową i jednocześnie obniża jej potencjał redox o -20mV. Jednak dłuższego gotowania nie polecam. Wprawdzie obniża ORP jeszcze bardziej, ale też  zmienia  odczyn wody w kierunku zasadowego, co też jest niekorzystne. Organizm bowiem bardzo rygorystycznie broni równowagi kwasowo-zasadowej. Zbyt duże odejście od normy grozi zasadowicą albo kwasicą.
Oto wyniki badań ORP, jakie przeprowadziłem dla różnych napojów. Przypominam: czym mniejsze ORP, tym lepiej:

woda z kranu Kalisz: +145;
coca-cola:         +350 (aż szkoda miernika);
herbata Lipton:     +140;
herbata Roibos:     +100;
herbata Earl Grey:     +120;
herbata zielona:     +80;
kawa:         +106;
piwo:         +140;
grzaniec z piwa:      +120;
kawa zbożowa:     +90;
kakao na wodzie:     +40;
rumianek:         +100
PRZYPRAWY
kurkuma:         +57;
goździk:         +29 (8 sztuk na szklankę wody);
kardamon:         +66;
imbir:         +67.
zupy warzywne
Najlepsze wyniki, wręcz szokująco dobre,  uzyskałem na wywarach z warzyw po pięciominutowym gotowaniu ich w samej wodzie:
burak:         0;
marchew:         –33
czosnek:         –55
pietruszka:    –75
seler:         –93
cebula:         –112
por (białe części) –140 !

Wywar z 2 sztuk pora,  jednej cebuli i jednej pietruszki na pół litra wody, po dosoleniu i dopieprzeniu oraz po pięciominutowym gotowaniu dał wynik   – 260 ze znakiem minus! Przecież to już może być mieszanka lecznicza porównywalna do wody z Lourdes… Warto zatem codziennie  jadać zupy warzywne. Ale tylko świeżo ugotowane.
Zostawione, choćby w lodówce, do następnego dnia, tracą 2/3 swojego dobroczynnego potencjału.

Potencjał redox nie jest jedyną ważną cechą wody wodociągowej, której się w Polsce nie bada. Woda Hunzów wykazywała obniżone napięcie powierzchniowe i miała zakodowane w sobie pewne informacje.

Stanisław Marcinkowski z Gdańska (były pracownik naukowy PAN i polski badacz korozyjności turbin napędzanych wodą) pokazał, jak w prosty sposób każdy może przeprowadzić ciekawe badanie wody. Wystarczy za parę złotych kupić wskaźnik laserowy i w ciemnym pomieszczeniu prześwietlić nim wodę w szklance. W czerwonym strumieniu lasera widać, że z pozoru czysta woda jest jakąś zawiesiną. Co to jest? Stanisław Marcinkowski podejrzewa, że są to bakterie beztlenowe lub ich spory. To właśnie one mogą być główną przyczyną korozji rur wodociągowych i – podobnie – naszych naczyń krwionośnych. Niestety ten temat wymaga dalszego badania.

Z JolantąSkrzypczakmożnasięskontaktować pod numeremT 42/279 63 91

ArkadiuszWoźniak

0

Wiadomości Zdrowie za Zdrowie

586 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758