Związek Zawodowy Agentek Towarzyskich
08/04/2014
2514 Wyświetlenia
1 Komentarze
13 minut czytania
Prostytucja w Polsce nie jest przestępstwem. Do czynów zabronionych należy tylko związane z nią kuplerstwo, sutenerstwo i stręczycielstwo.
Kuplerstwo (wg. Wikipedii) to zachowanie polegające na ułatwianiu innej osobie uprawiania prostytucji. Najczęściej przybiera formę udostępnienia lokalu, ułatwianie kontaktu klientów z prostytutkami (doprowadzanie, wskazywanie adresu). Przestępstwem jest o ile jest dokonywane w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Przestępstwo kuplerstwa określone jest w art. 204 § 1, a także § 3 i 4 Kodeksu karnego i zagrożone karą do 3 lat pozbawienia wolności. Największą w Polsce organizacją kuplerską jest Państwo, co zaraz udowodnię. Natomiast sutenerstwo to czerpanie korzyści majątkowych z uprawiania prostytucji przez inną osobę. Oprócz indywidualnych sutenerów, jest to jedno z pól działalności, którą zajmują się zorganizowane grupy przestępcze. W Polsce sutenerstwo jest przestępstwem, opisanym w art. 204 § 2 Kodeksu karnego, zagrożonym karą do 3 lat pozbawienia wolności (lub karą do 10 lat, jeśli osoba prostytuująca się jest małoletnia). Przestępcy trudniący się sutenerstwem nazywani są sutenerami lub potocznie alfonsami. To ostatnie określenie pochodzi od głównego bohatera wydanej w 1873 r. powieści Aleksandra Dumasa (syna) pt. Monsieur Alphonse, który trudnił się tym procederem. Wcześniej sutenerów w slangu przestępczym określano słowem „luj”, co z kolei pochodziło od francuskiej wersji imienia Ludwik (Louis). W Polsce największą grupą przestępczą zajmującą się sutenerstwem jest Państwo Polskie – o czym będzie w dalszej części postu. Pozostało jeszcze stręczycielstwo, mylone często z sutenerstwem. Stręczycielstwo to nakłanianie innych osób do prostytucji, w wielu państwach uznane za działanie karalne w rozumieniu prawa karnego. W Polsce stręczycielstwo jest przestępstwem, określonym podobnie jak poprzednie dwa w art. 204 § 1, a także § 3 i 4 Kodeksu karnego, zagrożonym karą do 3 lat pozbawienia wolności. W naszym kraju najbardziej znanymi stręczycielami są filmowcy (Galerianki, Sponsoring) przybliżający młodym dziewczynom łatwość wykonywania tego zawodu, oraz rozgrzeszający je moralnie; oraz Państwo Polskie.
Sutenerstwo, kuplerstwo i stręczycielstwo państwowe
Ustawodawca postanowił stworzyć warunki dla oficjalnego działania sutenerów celem pobierania przez Państwo korzyści z uprawiania prostytucji przez inne osoby. W tym celu umożliwił zarejestrowanie działalności gospodarczej lub firmy pod nazwą agencja towarzyska, biuro towarzyskie czy agencja hostess pod numerem PKD 96.09.Z znajdującym się w dziale 96.09. POZOSTAŁA DZIAŁALNOŚĆ USŁUGOWA, GDZIE INDZIEJ NIESKLASYFIKOWANA Polskiej Klasyfikacji Działalności. Nie dajmy się przy tym zwieść nazwą, bo jak świat światem, dla pospolitych burdeli z różnych względów tworzono eufemizmy. I tak, to co dziś nazywamy agencją towarzyską, biurem towarzyskim czy agencją hostess wcześniej zwano zamtuzem lub domem publicznym (XV-XVIw) gdyż były utrzymywane z publicznych środków, znajdowały się w baszcie przy murach miejskich i tradycyjnie były pod opieką Kata (Mistrza sprawiedliwości) i jego żony. Miasto dawało kwaterę i pensję ale za to pobierało podatki od kata, za tą jego oboczną działalność. W tym czasie (i później) prostytutki nazywano kurwami, małpami, zwodnicami, przechodkami, gamratkami lub murwami. Znamienne, że w czasach płacenia podatków przez domy publiczne (co miało miejsce jeszcze długo po utraceniu przez kata monopolu) w oficjalnych dokumentach kwesterskich owe murwy nazywano elegancko „niewiastami publicznymi”, „dziewkami publicznymi”, „panienkami”, „białogłowami ladajakimi” a nawet „modelkami”. Dziś to są „agentki towarzyskie” i „hostessy”. Bo wprawdzie tak jak dzisiaj nie każda hostessa się puszcza i daje wynajmowac przez kluby nocne, tak i niegdyś nie każda panienka czy modelka była małpą (to określenie było najpopularniejsze) to zasada jest niezmienna. Zależy kto i w jakim kontekście tych słów używał. Kolejnymi nazwami dzisiejszej „agentury” były niegdyś (zwłaszcza w XIX w.): lunapar, czarny dwór (to w Warszawie), dom rozpusty, bajzel, dom schadzek czy tanckłasa. Przy tym dom publiczny czy dom rozpusty to była wyższa półka niż dom schadzek, a tanckłasa to był elegancki lokal z tańcami i bufetami, gdzie nie każda pracownica musiała zaraz być dziewczynką, kamelią, córą koryntu, tolerantką, kapeluszową, książniczką (od zdrowotnej książeczki kontrolnej), powiernicą, domicelką, pakietem czy blachą (od rosyjskiego – bladź) – chociaż bywający tam oficerowie twierdzili (i raczej się nie mylili), że gdy która najmuje się tylko dla jej powabu i godzi się usługiwać pijanym mężczyznom, to rozkosz z nią jest tylko kwestią ceny. Czy podobne odniesienie do dzisiejszych hostess jest zbyt daleko idące?
Nie ulega wątpliwości, bo nikt przecież z czytelników nie jest w tych sprawach idiotą, jaką rolę pełnią dzisiejsze agencje towarzyskie, biura towarzyskie i agencje hostess. Możliwość ich zarejestrowania w polskim systemie gospodarczym stwarza warunki takiemu „przedsiębiorcy” do oficjalnego wynajęcia lokalu, podpięcia telefonu i Internetu, założenia konta bankowego, płacenia podatków (w tym VAT za usługę dawania tyłka przez pracownice, fakturowanie, ogłaszanie się i wykupywanie reklam. Czym więc to jest innym jak nie stwarzaniem przez Państwo godziwych warunków wykonywania prostytucji i czerpaniu zysków z uprawiania nierządu przez inne osoby?
I w zasadzie nie jest to nic nowego, bo – jak podaje Stanisław Milewski w książce „Intymne życie niegdysiejszej Warszawy” – już w XIX wieku warszawskie prostytutki wyposażono w tak zwaną książeczkę rachunkową, w której miały być notowane ich dochody i wydatki. Z ogólnej sumy zarobionych pieniędzy właścicielka burdelu powinna była zapisywać czwartą część na ich korzyść. Kwota ta mogła być w części użyta na wydatki osobiste, pewna jej część stanowiła tzw. kapitał nietykalny. Jako, że system rozliczeń gwarantujący czwartą część dochodu był podstawą wszelkich obciążeń podatkowych ówczesne przepisy ustanawiały nadzór policyjny, de facto gwarantujący policjantom określoną dolę za czynności: „Kobieta publiczna płaci za swe utrzymanie gospodarzowi domu rozpusty, a kontrola obrachunków między gospodarzem, a prostytutką należy do komisarza policyjnego”.
Zwróćmy uwagę na ciekawy paradoks. Ponad sto lat temu podmiotem dla systemu prawnego był zarówno dom publiczny jak i sama prostytutka, dziś mimo, że uprawianie prostytucji nie jest karalne Państwo nie daje możliwości prostytutkom zarejestrowania własnej, jednoosobowej działalności gospodarczej, musi to być całe biuro lub agencja, czyli firma czerpiąca korzyści z prostytuowania się innych osób pomimo, że kodeks karny określa takie działanie jako sutenerstwo.
Jeśli ta firma zatrudni prostytutki, sorry: „agentki towarzyskie” na umowę o pracę, to zgodnie z kodeksem pracy musi im stworzyć odpowiednie warunki pracy – co z kolei jest kuplerstwem. Ale to nie wszystko. Agentkom towarzyskim pracującym na umowę o pracę (nie wiem czy tak pracują ale MOGĄ) przysługuje składka emerytalna, opieka zdrowotna oraz prawo do zrzeszania się w związek zawodowy i w ten sposób obrony swoich interesów. Przysługuje także prawo do upomnienia się przed Sądem Pracy o uznanie ewentualnej pracy na czarno (bez umowy) i umów śmieciowych, czyli umowy zlecenia lub umowy o dzieło za umowy o pracę, w czym branżowy związek zawodowy może skutecznie pomagać. Nie wiem czy istnieje Związek Zawodowy Agentek Towarzyskich ale Państwo Polskie daje takie możliwości, co może być zachętą dla osób bezrobotnych do wykonywania pracy prostytutki w charakterze pracownicy Agencji Towarzyskiej, Biura Towarzyskiego lub Agencji Hostess – co wypełnia znamiona działań stręczycielskich Państwa Polskiego, wspieranych jego aparatem sądowniczym, resortowym, Państwowej Inspekcji Pracy, ZUSu czy organów podatkowych walczących z tzw. szarą strefą. Gorzej bowiem przez Państwo Polskie jest traktowany dowolny przedsiębiorca prowadzący działalność gospodarczą na swój rachunek i ryzyko niż prostytutka pracująca w „agenturze”, która zawsze się może upomnieć o swoje pracownicze prawa.
Powiem więcej, wobec oficjalnej działalności dzisiejszych burdeli (PKD, REGON, NIP, konto bankowe, adres, logo, rejestracja w ZUS) nie ma żadnych przeszkód i powodów, by Powiatowe Urzędy Pracy nie zajmowały się pośrednictwem w zatrudnianiu prostytutek i przysyłaniem bezrobotnych kobiet do agencji towarzyskich. Kilkutysięczna w skali kraju sieć biur PUP jest z mocy prawa największą grupą, która może (a nawet ma obowiązek, jeśliby wpłynęło zapotrzebowanie od takich firm) zajmować się stręczycielstwem, a więc przestępstwem zagrożonym karą do 3 lat pozbawienia wolności.
Tych przepisów by nie było gdyby nie kuplerska, stręczycielska i sutenerska rola partii politycznych. Szereg posłów uchwalających te prawa, jest absolutnie świadomych jaką rolę przypisali Państwu Polskiemu, a niektórzy w pełni korzystają z praw przynależnych alfonsom. Nawet jeśli im płacą to pieniędzmi podatnika, zwracając w ten sposób dziewczynkom część doli pozyskanej z działalności burdeli.
To także politycy i urzędnicy spowodowali, że obecnie dochód z dawania dupy za pieniądze wliczany jest przez GUS do wskaźnika PKB
Na zdjęciu europejski alfons Piotr Gadzinowski z Twojego Ruchu podwyższa polskie PKB dla publicznego dobra
Jeśli ktoś ma wciąż wątpliwości czy agencje towarzyskie i kluby nocne zajmują się zatrudnianiem prostytutek lub ułatwianiem im uprawiania tego fachu (sutenerstwo lub kuplerstwo) to zawsze może sobie zajrzeć na powszechne strony Internetowe, pełne komentarzy świadków korzystających z tych usług, których łatwo można zidentyfikować po numerach IP ale jakoś nikt tego nie robi. Wiemy już dlaczego.
Jeden komentarz