Propozycja Parlamentarnego Zespołu na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego jedynie częściowo wychodzi naprzeciw postulatom zgłaszanym od lat przez stowarzyszenia przedsiębiorców. Jest to jednak niewątpliwie wyraźny sygnał, że rząd swoje obietnice wyborcze traktuje poważnie.
Każdy, kto choć przez chwilę prowadził własną działalność wie, że z podatkami można żyć, bo przecież zależne są od deklarowanych dochodów. Jeśli jednak chodzi o monopolistę ubezpieczeniowego kwota miesięcznego „haraczu” jest niezależna od dochodu. I choć zdarza się, i to coraz częściej, że po miesiącu ciężkiej pracy maleńki przedsiębiorca (samozatrudniony) z ledwością osiągnie dochód rzędu 2000,- zł, to i tak ponad połowę (1140 zł) będzie musiał oddać Państwu. To niestety oznacza, że pracując na dwa etaty w miesiącu zarabia z każdego z nich po ok. 450 zł.
Czy jakikolwiek związek zawodowy działający w Polsce zgodziłby się na takie traktowanie pracowników obojętnie w jakiej firmie?
PIP?
Tymczasem szara rzeczywistość samozatrudnionego jest taka, że staje się coraz częściej nowoczesnym pariasem, takim lumpenprzedsiębiorcą, by nawiązać do przedwojennego określenia najuboższych proletariuszy.
We wtorek 26 kwietnia 2016 roku Parlamentarny Zespół na rzecz Wspierania Przedsiębiorczości i Patriotyzmu Ekonomicznego pod przewodnictwem posła Adama Abramowicza zwołał konferencję prasową, która jakoś przemknęła mało zauważona przez media.
Szkoda, bowiem posłowie proponują działania mogące ożywić mikroprzedsiębiorstwa.
Przede wszystkim wprowadzona jest cezura dochodowa – wszyscy, których przychody miesięczne zamykają się kwotą mniejszą niż 5000,0 zł płaciliby na rzecz Państwa zamiast podatku i składki na ZUS 25% przychodu.
Dzisiaj, niezależnie od osiągniętego przychodu tylko ZUS stanowi 1140,- zł uszczerbek. Do tego należy dodać podatek.
Jeśli chodzi o sam ZUS to przy przychodach niższych od 4560, zł miesięcznie pochłania więcej niż 25%.
Zdaniem posła Abramowicza taka regulacja znacząco pomogła by w zredukowaniu szarej strefy.
Jednak trzeba pamiętać, że działalność gospodarcza wymaga dodatkowych kosztów, od których wolny jest pracownik najemny.
To przede wszystkim koszt najęcia pomieszczeń na działalność (biuro, magazyn), biuro rachunkowe, koszty dojazdu do miejsca wykonywania zleceń. To również zakup materiałów potrzebnych do wykonania zlecenia.
Operowanie pojęciem przychodu może więc w części przypadków być nadal krzywdzące.
Dlatego postulatem środowisk przedsiębiorców (przynajmniej mi znanych) jest wprowadzenie zamiast przychodu pojęcia dochodu brutto (przed opodatkowaniem) analogicznie, jak w osobach prawnych.
Czy wówczas przedsiębiorcy będą nagminnie oszukiwać Państwo, szukając kosztów gdzie tylko się da?
Pamiętamy przecież nie tak odległe czasy, gdy nawet w prasie codziennej można było napotkać ogłoszenie „koszty sprzedam”.
Moim zdaniem czas wreszcie zakończyć trwającą ponad pół wieku podejrzliwość urzędów wobec obywatela.
A poza tym prace nad ponownym umiejscowieniem w Ordynacji podatkowej klauzuli obejścia prawa podatkowego są na ukończeniu.
Nic nie stoi na przeszkodzie, by „puste koszty” były wyłapywane podczas kontroli.
Najważniejsze jest jednak to, że takie „oszustwa” nie byłyby po prostu opłacalne dla przedsiębiorcy.
Tak przecież funkcjonuje to w innych krajach.
16.05 2016
3 komentarz