Bez kategorii
Like

Zrozumieć gospodarkę…

14/08/2012
614 Wyświetlenia
0 Komentarze
20 minut czytania
no-cover

„Przyjmując taki model musimy uznać, że Freedom ma rację.” – Jerzy Wawro.

0


Piszę o podstawach ekonomii i gospodarki w jednym celu: aby pomóc swoim rodakom zrozumieć jak to wszystko działa i dlaczego Polska jest biednym krajem a Polacy coraz biedniejszym społeczeństwem. I nie robię tego bezinteresownie – duszę się w otaczającej nas chorej rzeczywistości i ubzdurałem sobie, że gdyby chociaż ćwierć społeczeństwa, jakieś 10 mln ludzi, zrozumiało podstawowe prawa rządzące gospodarką – to wtedy zmiana naszego kraju na lepsze będzie tylko prostą formalnością. Bo nasza obecna sytuacja jest wynikiem nieznajomości podstaw ekonomii – przez co pozwalamy się wodzić za nos tym, którzy żyją naszym kosztem.

Gdybyśmy rozumieli podstawowe prawa natury rządzące gospodarką – nigdy nie pozwolilibyśmy się wpędzać w coraz większe ubóstwo i coraz większą ekonomiczną niewolę.

 

Osoby, które buntują się przeciwko poruszanym przeze mnie podstawom ekonomii – to zazwyczaj osoby, które po prostu z jakiś powodów nie zrozumiały moich tekstów – lub mają tak silnie zakorzenione jakieś przekonania, że nawet nie próbują zrozumieć tych podstaw, bo wtedy zawaliłby się ich cały światopogląd „ekonomiczny” – wyrabiany przez lata.

Ale jest jeden wyjątek. Pan Jerzy Wawro – mój „współbloger” na Nowym Ekranie – nie należy do osób mi przychylnych i nie szczędzi mi krytyki – ale jest to pierwsza osoba spośród moich krytyków, która przynajmniej rozumie to, o czym piszę na moim blogu.

Chciałbym więc skorzystać z tej okazji – i publicznie odpowiedzieć na wątpliwości Pana Jerzego, wierząc, że jeśli uda mi się przekonać tak krytyczną wobec mnie osobę – to otworzy to drogę do zrozumienia podstawowych prawa rządzących gospodarką również dla innych moich zawziętych krytyków.

A te podstawy to m.in. to, że bogactwo (dobra, towary, usługi) powstaje TYLKO z pracy – natomiast jakiekolwiek zwiększanie ilości pieniądza w gospodarce (zwiększanie podaży pieniądza) żadnego bogactwa nie tworzy, co oczywiste – tylko jest ukrytym mechanizmem podatkowym, a zatem powoduje ZUBOŻENIE nas wszystkich na rzecz tego, kto emituje pieniądz lub w jakikolwiek inny sposób zwiększa ilość pieniądza.
Innymi słowy – na zwiększaniu ilości pieniądza ktoś się bogaci ZAWSZE KOSZTEM wszystkich innych – czyli całego społeczeństwa. (Nawet jeśli NIE WYSTĄPI inflacja!)

Pan Jerzy jako jedyny mój krytyk to w ogóle pojmuje – czego dowiódł podsumowując to dość trafnie swoimi słowami – co chciałbym zacytować – aby poniżej odnieść się do jego wątpliwości, mam nadzieję z pożytkiem dla wszystkich, którzy jeszcze tego nie rozumieją:

 

Jerzy Wawro napisał:

Pomysł Freedoma polega na tym, że zwiększenie ilości pieniądza hamuje naturalny przy rosnącej produkcji spadek cen, a jedynie w skrajnym przypadku powoduje wzrost tych cen. W każdym przypadku mamy różnicę między ceną potencjalną (bez zwiększania ilości pieniądza) i aktualną. I ta różnica jest według niego podatkiem. To rozumowanie jest oparte na bardzo uproszczonym modelu, który ma niewiele wspólnego z rzeczywistością.Przyjmując taki model musimy uznać, że Freedom ma rację.

Ale on sądzi bezpodstawnie, że ma rację w realnym świecie. A do tego należałoby jeszcze udowodnić adekwatność tego modelu, co jest moim zdaniem niewykonalne (a Freedomowi nawet do głowy nie przyjdzie, by spróbować).


[…] tego typu dowody można przeprowadzić tylko w modelu teoretycznym. A problem jaki postawiłem dotyczy adekwatności takiego modelu.

Gdyby to było takie proste, to w latach 2008/2009 ceny światowe by poszalały z powodu ogromnej emisji pieniądza.

 

Istotnie to rozumowanie jest bardzo proste – i sprowadza się do zaobserwowania dwóch zjawisk występujących w gospodarce:

a) przy rosnącej produkcji (wzroście gospodarczym) naturalny jest spadek cen

b) natomiast zwiększenie ilości pieniądza powoduje naturalny spadek siły nabywczej pieniądza – czyli wzrost cen (lub brak naturalnego spadku cen)

Nie muszę dodawać, że te zjawiska zachodzą w praktyce zawsze równolegle – a więc możliwe jest takie zwiększanie ilości pieniądza, które będzie równoważone wzrostem gospodarczym – przez co w efekcie zobaczymy np. statystycznie stałe ceny – ale to oczywiście nie zmienia faktu, że nastąpiło zubożenie społeczeństwa spowodowane zwiększeniem ilości pieniądza (co nazywam ukrytym mechanizmem podatkowym), bo ceny są zawsze WIĘKSZE niż by były gdyby ilość pieniądza się nie zwiększyła.

 

(Tak na marginesie – obydwa te zjawiska moim zdaniem wynikają z jednego, prostego prawa fizyki (natury) jakim jest ciągłe dążenie do stanu równowagi (między ilością dostępnego pieniądza a ilością dostępnych dóbr i usług, w tym przypadku) – więc tak naprawdę jest to jedno i to samo zjawisko)

 

 

Panie Jerzy,

mimo prostoty – jest to rozumowanie przeprowadzone na podstawie obserwacji rzeczywistości – a więc ją opisujące – a nie tylko „adekwatne do niej”, co postaram się teraz udowodnić.

Odnośnie zarzutu, że nie próbowałem tego udowodnić wcześniej.

Przyznam, że po prostu nie przyszło mi to do głowy, żeby udowadniać rzeczy oczywiste w tym sensie, że każdy może je zaobserwować sam, w każdej chwili. Może to był mój błąd – teraz go naprawię, zakładając, że oba zjawiska wymagają udowodnienia:

a) przy rosnącej produkcji (wzroście gospodarczym) naturalny jest spadek cen

Każdy może sam zaobserwować, że jest to prawda. Począwszy od sezonowych owoców i warzyw, których cena maleje wraz ze zbliżającą się kulminacją zbiorów. Tutaj niektórzy będę krzyczeć, że przecież warzywa i owoce się szybko psują, dlatego sprzedawcy są w „gorszej” sytuacji, bo muszą się pozbyć towaru zanim zgnije.
Ale przecież owoce i warzywa gniją tak samo niezależnie od aktualnej ceny! A mimo to, ich cena jest wyższa na początku zbiorów – kiedy jest ich mało w sprzedaży – a wraz z coraz większą ich dostępnością, cena maleje. I powtarzam – każdy może sam to sprawdzić!

(To jest praktyka, życie, rzeczywistość – a nie tylko teoretyczny dowód!)
 

Ale to samo dotyczy dóbr, które nie gniją – i też każdy może to sam zaobserwować. Najbardziej widocznym przykładem jest sprzęt elektroniczny i komputerowy – bo w tej branży występuje największy wzrost (zarówno ilościowy jak i jakościowy – ale to de facto to samo: przyrost dostępnego bogactwa)
Proszę tylko przez parę tygodni prześledzić ceny tych samych rzeczy w dowolnym sklepie komputerowym – albo przez parę miesięcy w dowolnym sklepie RTV.
Proszę sobie przypomnieć – ile kosztowało 200 MB przestrzeni dyskowej 3, 2 lata temu, rok temu – a ile kosztuje dzisiaj.
Ile kosztowały pierwsze płaskie telewizory LCD, np. 32”– a ile kosztuje dzisiaj telewizor o takiej samej przekątnej obrazu.

A proszę sobie przypomnieć – co się działo z cenami dysków twardych pod koniec 2011 roku, kiedy zniszczona została fabryka twardych dysków (na Tajwanie czy gdzieś tam). Ich produkcja, ich dostępna ilość spadła – i co się stało – od razu ceny poszybowały w górę po to, aby za parę tygodni zacząć znowu spadać, w miarę jak wznawiano produkcję (a przecież doszły koszty odbudowy zniszczonej fabryki!!! więc producent miał argument do nie obniżania ceny dysków)

 

Spadek cen jest naturalnym skutkiem wzrostu gospodarczego (wzrostu ilości i jakości dostępnych dóbr, towarów i usług)
Przyznam, że nie potrafię sobie wyobrazić, że ktoś może jeszcze to podważać, wbrew otaczającej nas rzeczywistości, wbrew dowodom, których na co dzień dostarcza nam życie.

 

 

b) zwiększenie ilości pieniądza powoduje naturalny spadek siły nabywczej pieniądza – czyli wzrost cen (popularnie: inflację)

I tu ponownie, nie wyobrażam sobie, że ktoś może w to wątpić. I nie będę wcale przypominał hiperinflacji z lat 89/90.
Wystarczy zajrzeć do dowolnej statystyki za poprzednie lata, prezentującej zarówno wzrost podaży pieniądza jak i inflację.
A dodam do tego, że po pierwsze oficjalna inflacja jest tak liczona, aby wyszła jak najniższa – to oczywiste – a po drugie prawdziwa inflacja (czyli prawdziwy spadek siły nabywczej naszych pieniędzy) jest i tak obniżana, niwelowana przez właśnie wzrost gospodarczy (to o czym pisałem powyżej)

Podaż pieniądza jest ciągle zwiększana, średnio o ok. 60 mld zł rocznie – a o inflacji chyba nie muszę nawet wspominać – bo każdy widzi i wie, że co roku notujemy kilku procentową inflację, zauważalny wzrost cen. (Wszyscy to wiedzą – ale propaganda wmawia nam, że to „normalne”, że tak powinno być!!!)
Podam tylko, za: http://www.money.pl/gospodarka/wskazniki/pkb/
że np. w ciągu ostatnich 3 lat, w okresie od stycznia 2009 – do grudnia 2011 podaż pieniądza wzrosła o ok 200 mld zł (z 660 do 860 mld) – i w tym okresie ceny wzrosły oficjalnie(!) o 11,6%.

(A trzeba pamiętać, że inflacja nie trwa roku – tylko pomiary są tak robione – a co ważniejsze, inflacja oczywiście jest procesem występującym z opóźnieniem względem zwiększenia podaży pieniądza, która ją wywołała – gdybyśmy dzisiaj przestali zwiększać podaż pieniądza – to inflacja – jako jej rozciągnięty w czasie skutek będzie jeszcze postępowała przez jakiś czas)

Dlaczego w taki razie nie nastąpiła potężna inflacja po latach 2008/2009? 

Ale zakładam, że Pan Jerzy to oczywiście wie, natomiast nie zna odpowiedzi na pytanie dlaczego w taki razie nie nastąpiła potężna inflacja po latach 2008/2009

Zacytuję ten fragment:
Gdyby to było takie proste, to w latach 2008/2009 ceny światowe by poszalały z powodu ogromnej emisji pieniądza.

Panie Jerzy, to jest „takie proste” – i odpowiedź też jest prosta. Ogromna emisja pieniądza, o której Pan pisze służyła ratowaniu sektora bankowego i zapewne wsiąkła w system bankowy bez śladu. To co się wtedy faktycznie stało, to tylko WYMIANA pewnej części pieniądza bezgotówkowego, na gotówkę – czyli de facto pokrycie pieniądza bezgotówkowego gotówką – a nie emisja nowego pieniądza.

Ilość pieniądza się wcale nie zwiększyła – tylko zmieniły się proporcje pieniądza bezgotówkowego do gotówkowego.
Np. Jeśli w Polsce jest obecnie 110 mld zł gotówki oraz 760 mld zł pieniądza bezgotówkowego (czyli zapisów na naszych kontach bankowych) – razem powiedzmy 870 mld zł.

Gdyby wydrukować 260 mld zł gotówki na pokrycie części tych zapisów na naszych kontach – to mielibyśmy 370 mld zł gotówki i 500 mld zł pieniądza bezgotówkowego – razem dokładnie TYLE SAMO: 870 mld zł.

Podaż pieniądza by się od tego NIE ZWIĘKSZYŁA ani o złotówkę – byłaby dokładnie na takim samym poziomie 870 mld zł.

I dokładnie to się stało w latach 2008/2009, o których Pan pisze.
 

Na tym właśnie polega ta konstytucyjna hipokryzja i ten przekręt z kreacją pieniądza bezgotówkowego. Mimo, że prawo emisji pieniądza ma oficjalnie tylko NBP – to pieniądz bezgotówkowy kreują banki.
 

Jeszcze słowo odnośnie zarzutu o zbytnią prostotę tego rozumowania.

Winny. Te podstawowe zjawiska występujące w gospodarce są bardzo proste. Mimo, że sama gospodarka to niewyobrażalnie skomplikowana struktura powiązań i zależności – to rządzą nią bardzo proste prawa natury.

Tak samo jak skomplikowany i wielki samolot pasażerski wznosi się w powietrze tylko i wyłącznie z powodu istnienia jednego prostego zjawiska: różnicy ciśnień powietrza opływającego profil aerodynamiczny (skrzydło), która to różnica ciśnień tworzy tzw. siłę nośną.
Wielotonowy samolot, z setkami systemów elektronicznych, którego produkcja kosztuje miliony dolarów korzysta z tego samego prostego zjawiska co latawiec dla dzieci za 10 zł.

Proszę sobie wyobrazić, że patrzymy razem na wzburzone morze, i to podczas ulewnego deszczu. To co widzimy na powierzchni – to całkowity chaos, poszarpana i ciągle zmieniająca się, dynamiczna powierzchnia wody – w takich warunkach NIGDY byśmy nie zaobserwowali rzeczy oczywistej i bardzo prostego zjawiska: że pojedyncza kropla wody, która wpada do kałuży wywołuje rozchodzące się na boki zaburzenie o kształcie okręgu. I każda kropla wpadająca do zamkniętego naczynia podnosi poziom wody.

Okrągła fala rozchodząca się od każdej kropli wody, która podnosi poziom wody w naczyniu – to jest to proste zjawisko, na które zwracam uwagę – a którego nie jesteśmy w stanie zaobserwować patrząc na gospodarkę – czyli na wzburzone morze podczas ulewy.

 

Prawa natury są proste – jeśli tylko już je znamy, zaobserwujemy.

Najtrudniej jest je dostrzec, właśnie dlatego, że nie występują jako pojedyncze, laboratoryjne przypadki – tylko rządzą całym skomplikowanym światem, ciągle ze sobą interferując.

Mam nadzieję, że to przekona Pana i innych moich krytyków – że to rozumowanie jest jak najbardziej poprawne, że „musimy uznać, że Freedom ma rację.”

 


Bankowość bezodsetkowa czyli odsetki w przebraniu  <<  prev  ||  next  >> Semi-waluta i tajemnica ubóstwa 


 

0

Freedom http://freedom.noweblogi.pl

Wyłącz tv - włącz myślenie.

127 publikacje
6 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758