Bez kategorii
Like

Zbrodnia i krzywda

17/01/2013
566 Wyświetlenia
0 Komentarze
10 minut czytania
no-cover

Zgadzam się z twierdzeniem Piotra Zabornego, że Naród niemiecki może wiązać swoją przyszłość, a z nim cała Europa i świat, jedynie w opieraniu się na uczciwym rozliczeniu przeszłości i nie wyciąganiu stamtąd upiorów.

0


 

Drezno po bombardowaniu

 (”Ukryty antypolonizm”, „Myśl Polska”, 18-25 listopada, 2012, s. 11).

Autor prezentuje dość rozpowszechnioną i akceptowaną opinię, że uczciwe rozliczenie przeszłości to: potępienie, osądzenie i ukaranie sprawców zbrodni. Na upiory, których Niemcy nie powinni wyciągać z przeszłości, składają się bombardowania ludności cywilnej (Drezno i Hamburg jako najbardziej drastyczne przykłady), przesiedlenie Niemców, czy zatopienie statku „Güstlof” z pięcioma tysiącami pasażerów, głównie kobiet i dzieci.

Faktem jest, że prezentacja w różnych mediach krzywd i cierpień Niemców podczas IIWŚ nasila się od czasu zjednoczenia Niemiec, a szczególnie, od przejęcia wielu mediów przez kapitał niemiecki. W kraju tak doświadczonym przez okupanta jak Polska, zrozumiałym jest zaniepokojenie tymi działaniami. Spoza kurtyny politycznej poprawności wyłaniają się istotne kwestie. Czy Niemcy swoje zbrodnie próbują zrównoważyć głośnym wołaniem o niemieckich krzywdach? Czy jest to jakaś próba pokrętnego usprawiedliwienia, czy też zupełnie niewinna próba powiedzenia światu: my też cierpieliśmy.

Dość powszechna, choć wprost nieartykułowana jest opinia, że Niemcy jako sprawcy wojennej gehenny nie mają prawa podnosić kwestii swoich cierpień, gdyż są za nie odpowiedzialni. W łagodniejszej wersji – sprawcom nieszczęść nie wypada wspominać o swoich cierpieniach będących przecież oczywistą konsekwencją ich działań. Nie może przestępca skarżyć się, że więzienie mu doskwiera.

Dlaczego więc Niemcy mają odwagę, czelność i tupet, by ukazywać światu swoją martyrologię wojenną? Nie jestem rasistą i nie do końca zgadzam się ze standardową opinią, że Niemcy tacy są: najpierw napadają na sąsiadów, a gdy zostaną ukarani, nie godzą się na ponoszenie ciężkich konsekwencji swoich działań. Dążą do zdjęcia z nich odpowiedzialności, rewanżu, zemsty. Historia sugeruje, że coś jest na rzeczy, ale jest jeszcze inna kwestia istotna przy poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o podstawy niemieckiej aktywności w rozdrapywaniu własnych ran.

Zobligowani obowiązkiem uczciwego rozliczenia przeszłości, przyjrzyjmy się upiorom przeszłości, których wyciąganie wytykamy Niemcom.

Czemu służyły i jak traktować alianckie bombardowania niemieckich miast? Hitler miał pytać swoich sztabowców: czemu oni bombardują Drezno, skoro nasze wojska są skoncentrowane w rejonie Zalewu Szczecińskiego? Hitler wiedział, że alianci nie mieli w programie „likwidacji narodu niemieckiego” na wzór jego planów wymordowania Żydów, Cyganów i Słowian. Stąd jego zdziwienie brakiem logiki i lekceważeniem ekonomii przez alianckie dowództwo. Jeśli spytamy kogokolwiek „po naszej stronie” o cel tych bombardowań, odpowiedź będzie zawsze taka sama: trzeba było złamać morale obrońców. Dzięki bombardowaniom oszczędzono życie znacznie większej liczby ludzi po obu stronach a wojna trwała krócej.

Przez dziesiątki lat po wojnie powszechnie i całkiem serio traktowano sugestię, że niemieccy żołnierze na froncie byli informowani o losie Drezna i Hamburga na tyle wyczerpująco, że miało to wpływ na ich wolę oporu.

Pół wieku po zakończeniu wojny, BBC podjęło pierwszą i dotychczas jedyną, nieśmiałą próbę nieabsurdalnego wyjaśnienia motywów decyzji masowych bombardowań celów cywilnych przez Aliantów. O ile mnie pamięć nie myli, przesłanie tego filmu było dość niezwykłe: bombardowania niemieckich miast były wynikiem psychicznego zachwiania, czy też innych ułomności umysłu dowódców alianckich, którzy za te bombardowania ponoszą odpowiedzialność. [Ha ha ha! Psychiczne zachwianie! Ułomności umysłu! Ależ poczucie humoru… – admin]

Czy niedyspozycja mentalna alianckich dowódców to jest jakieś uzasadnienie zagłady setek tysięcy cywilnej ludności niemieckich miast? To może jest jakieś wytłumaczenie, ale nie racjonalna przyczyna! Jeśli szacowna BBC nie była w stanie ukazać przekonujących motywacji militarnych, ekonomicznych, to mamy problem. Trudno bowiem wskazać kardynalne różnice pomiędzy bombardowaniem Warszawy przez Niemców i Drezna przez Aliantów. I tu jest pies pogrzebany.

Nikt nie może uczciwie twierdzić, że Niemcy wypierają się swoich zbrodni. [Czy Niemcy nie wypierają się swoich zbrodni? A czym jest widoczne gołym okiem stopniowe zrzucanie z siebie odpowiedzialności i przerzucanie jej na Polskę, jak choćby w kwestii obozów koncentracyjnych? – admin].

Jednak gdy oczywiste zbrodnie strona przeciwna tłumaczy tak naiwnie – czy można dziwić się, że Niemcy rozumują następująco: jeśli oni wskazują belkę w naszych oczach, niech mają też odwagę dostrzec źdźbło w swoim oku. Żeby wyznaczać innym normy zachowań, trzeba mieć do tego moralne prawo. A takie dostaje się tylko stojąc na gruncie prawdy, choćby była bolesna i nie do końca sprawiedliwa. Mamy więc prawo mówić, a nawet krzyczeć o naszych cierpieniach. Zbrodniarzy w większości ukaraliśmy. Dlaczego mamy zapomnieć o naszych niewinnych ofiarach? 

Prawda jest taka, że bombardowania miast niemieckich, podobnie jak zrzucenie bomb atomowych na miasta japońskie, były zbrodniami. Nie chcemy tego przyjąć do wiadomości w myśl zasady: to zrobiły sukinsyny, ale nasze. Dopóki tego nie przyznamy i nie potępimy, dopóty będziemy dostarczać Niemcom dobrego uzasadnienia, przynajmniej dla ukazywania światu także ich własnej martyrologii, w ich własnej interpretacji. Sprawa jest prosta: nikt nie wątpi, że dokonanie nawet najbardziej okrutnego mordu nie daje cywilizowanemu społeczeństwu moralnego prawa do znęcania się nad ewidentnie niewinnymi. Z faktu, ze Niemcy dokonywali mordów na ludności cywilnej nie wynika prawo czy przyzwolenie dla podobnych czynów po drugiej stronie frontu.

To, że Niemcy chcą złagodzić okrutne wspomnienia ciążące nad narodem nie jest czymś nagannym. Przynajmniej dopóki nie próbują zapomnieć lub zakłamywać fakty [Ależ właśnie próbują! – admin]. Troska o dobre imię narodu daje nadzieję na to, że ten naród nie zamierza być zagrożeniem dla sąsiadów[Czy aby na pewno? – admin]. Tak – uczciwe rozliczenie przeszłości nakazuje uznać wszystkie zbrodnie i krzywdy. Oczywiście pod warunkiem, że nie jest to prezentacja w oderwaniu od przyczyn, bez wskazania sprawców.

Trzeba rozróżnić krzywdę, która była często raczej zasłużoną karą, od krzywdy wynikającej z nienawiści i od ślepej zemsty. Czym innym była kara przesiedlenia ludności czy wojenne kontrybucje, czym innym bombardowania celów cywilnych. Przede wszystkim musimy nauczyć się nazywać rzeczy po imieniu bez względu na to kogo dotyczą. Bez tego nie będzie uczciwego rozliczenia przeszłości i prawdziwego pojednania. I to bardzo źle wróży na przyszłość.

Eugeniusz Moczydłowski
Warszawa, 5 stycznia 2013

http://sol.myslpolska.pl

za:

http://marucha.wordpress.com/2013/01/16/zbrodnia-i-krzywda/

 

 

0

Jacek

Zagladam tu i ówdzie. Czesciej oczywiscie ówdzie. Czasem cos dostane, ciekawsze rzeczy tu dam. ''Jeszcze Polska nie zginela / Isten, áldd meg a magyart'' Na zdjeciu jest Janek, z którym 15 sierpnia bylismy pod Krzyzem.

1481 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758