Bez kategorii
Like

Wyrób wódkopodobny

20/02/2011
474 Wyświetlenia
0 Komentarze
4 minut czytania
no-cover

      Wyrób czekoladopodobny. Dla wielu osób pamiętających ostatnie lata Peerelu był znakiem ostatecznego krachu „socjalistycznej ekonomii”. Nie kolejki po papier toaletowy, benzynę czy mortadelę. Nie triumfalnie obwieszczane w Dzienniku Telewizyjnym wpłynięcie do portu w Szczecinie czy Gdyni statku z zielonymi, kwaśnymi pomarańczami z Kuby. Nie półki z octem, etykiety zastępcze i solone masło z rezerw wojskowych. Tylko ten ohydny, klejący się margarynowym tłuszczem do zębów wyrób, którym komuna usiłowała oszukać dorosłych i dzieci.     A potem przyszedł wolny rynek wyzwalając w rodakach niesamowitą wręcz przedsiębiorczość i operatywność. I na rozstawianych na chodnikach, placach i skwerach stoiskach – będących w oryginale łóżkami polowymi, leżakami turystycznymi lub wręcz drzwiami – pojawiły się prawdziwe czekolady. Z całymi orzechami („okienka”), rodzynkami, nadziewane, gorzkie. […]

0


 

    Wyrób czekoladopodobny. Dla wielu osób pamiętających ostatnie lata Peerelu był znakiem ostatecznego krachu „socjalistycznej ekonomii”. Nie kolejki po papier toaletowy, benzynę czy mortadelę. Nie triumfalnie obwieszczane w Dzienniku Telewizyjnym wpłynięcie do portu w Szczecinie czy Gdyni statku z zielonymi, kwaśnymi pomarańczami z Kuby. Nie półki z octem, etykiety zastępcze i solone masło z rezerw wojskowych. Tylko ten ohydny, klejący się margarynowym tłuszczem do zębów wyrób, którym komuna usiłowała oszukać dorosłych i dzieci.
    A potem przyszedł wolny rynek wyzwalając w rodakach niesamowitą wręcz przedsiębiorczość i operatywność. I na rozstawianych na chodnikach, placach i skwerach stoiskach – będących w oryginale łóżkami polowymi, leżakami turystycznymi lub wręcz drzwiami – pojawiły się prawdziwe czekolady. Z całymi orzechami („okienka”), rodzynkami, nadziewane, gorzkie. I wydawało się, że zatriumfowała niewidzialna ręka rynku promująca produkty oryginalne, autentyczne, lepsze.
     Minęły lata i okazało się, że tak jak kiedyś mieliśmy siermiężny socjalizm, tak teraz mamy siermiężną demokrację i siermiężny kapitalizm. I powróciły produkty tylko podobne do oryginałów. Mamy głowę państwa prezydentopodobną, a u władzy ekipą rządopodobną. Mamy telewizjopodobne TVN i gazetopodobne GW. W sklepach mamy ser seropodobny, kawopodobny granulat ze sztuczną kofeiną. I wróciły nawet tabliczki czekoladopodobne. Zacząłem już zabierać do sklepów lupę, żeby przy jej pomocy odczytać mikroskopijne zielone literki na zielonym (na przykład) tle udające rzetelną informację o składzie produktu. Na niektórych wyrobach informacja ta zaczyna przypominać tablicę Mendelejewa.

    Nie sądziłem jednak, że doczekam aż takiego upadku. Nie spodziewałem się, że w kraju o takich tradycjach  gorzelnianych natrafię na wyrób wódkopodobny. Żona wysłała mnie po flaszkę, potrzebowała bowiem wódki do rozrobienia nalewki na róży. Ominąłem więc półki z „Finlandią”, „Chopinem” i „Sobieskim” zmierzając w strefę niższych cen. Ujęła mnie nazwa – „Art.”, jak sztuka. Zapłaciłem niewiele. Dopiero w domu rodzina na mnie nakrzyczała: „Coś ty kupił!? 30%?!”. Rzeczywiście. Trzydzieści. I nie zmieni tego faktu umieszczone na etykiecie wyobrażenie Wenus z Milo i tekstu „Uwolnij swoją wyobraźnię. Art to sztuka w czystej formie” I niżej maleńkimi literkami „Napój spirytusowy wyprodukowany przez destylernię (sic!) Polmos Kraków”.

Napój spirytusowy! Imć Onufry Zagłoba zakrzyknąłby „Panie Boże! Ty widzisz i nie grzmisz! Chamy w destylerni napój spirytusowy robą!”.  Wenus z Milo dobrze oddaje jakość napoju: jej brakuje rąk, jemu procentów.

0

Smok Gorynycz

Z punktu widzenia.

15 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758