Bez kategorii
Like

Wspomnienia z drogi ze Smoleńska – część druga

07/04/2011
503 Wyświetlenia
0 Komentarze
21 minut czytania
no-cover

Wspomnienia tamtych dni chodzą za człowiekiem cały czas i domagają się osądu historii.

0


Na wstępie, chciałbym wszystkim komentującym w poprzednim odcinku wspomnień, podziękować za wyrażone słowa wsparcia. Bez nich oraz bez słów zachęty do kontynuacji nie napisałbym dalszego ciągu relacji.

 
Jeszcze parę godzin do końca dnia
 
Zniechęcony zmęczony i przybity bezradnością i brakiem pozytywnych rezultatów dotychczasowych działań miałem ochotę pooddychać świerzym powietrzem. Kiedy wyszedłem na wewnętrzne podwórze Instytutu, słońce chowało się gdzieś za budynkami i wszystko wydawało się szare. Przy drzwiach stała grupka osób mówiących po polsku jednak nie byłem w stanie do nich podejść chciałem być sam. Ktoś załatwił nam na zapleczu kuchni obiad. Jeszcze ciepła zupa i kompot, znalazło się też bardzo skromne drugie danie. Zjedliśmy obiad razem z naszą śledczą i tłumaczką przy jednym stole na zapleczu kuchni. Warunki w porównaniu do hotelowych wygód nieco spartańskie jednak atmosfera ze strony obsługi bardzo miła. Siedząc przy stole nie rozmawialiśmy już ze sobą, albo moja pamięć tego nie zarejestrowała. Po posiłku Pani Prokurator poprosiła żebyśmy zaczekali na dziedzińcu, a ona jeszcze raz pójdzie do piwnic poszukać ciała. Kiedy wróciła potwierdziła jedynie to, co ustaliliśmy dotychczas. Ciała Ewy nie było i wszystkie nadzieje ostatecznie odeszły. I tak rozstaliśmy się. Nie czułem do niej żalu. Z tego, co wiem oddelegowana została z innej prokuratury i wyglądało, że nie czuła się tu pewnie.  
 
Ponieważ robiło się coraz chłodniej wróciłem się do budynku. Na parterze w dużym holu kręciło się jeszcze sporo osób. Byli tam duchowni w polskich mundurach, nasi lekarze i ratownicy z pogotowia lotniczego w charakterystycznych pomarańczowych uniformach oraz pracownicy polskich służb dyplomatycznych. Usiadłem sobie z boku pod ścianą na przeciwko stolików, za którymi siedziały dwie młode Rosjanki w cywilnych ubraniach, a obok jakaś kobieta w białym kitlu. Na jej stole stał laptop, oraz leżały jakieś dokumenty, do których, co i rusz ktoś zaglądał. Co jakiś czas pojawiali się też zwykli żołnierze w polskich mundurach polowych. Wychodzili z pomieszczenia gdzie w asyście konsula i duchownych wkładano ciała do trumien. W końcu holu siedzieli dwaj oficerowie w polskich mundurach polowych i o czymś ze sobą rozmawiali. Jak się później okazało byli to prokuratorzy wojskowi. Kiedy zacząłem mieć problemy z narastającym bólem poprosiłem naszych medyków o leki. Wytłumaczyłem im, w jakim przyjechałem stanie i co mi dolega. Posadzili mnie w końcu holu niedaleko stołu, na którym były rozłożone jakieś papiery. Zmierzyli ciśnienie i podali leki. Kiedy wstałem zobaczyłem karty z nazwiskami ofiar, zacząłem czytać kolejne nazwiska. W śród nich dostrzegłem kartę z imieniem i nazwiskiem kuzynki, na której wydrukowane było nieznane mi czarno białe zdjęcie. Odruchowo bez pytania woziłem do ręki spięte trzy kartki A4 i mimo protestów jakiegoś człowieka zacząłem je przeglądać. Kiedy chciał mi je zabrać powiedziałem, że przez cały dzień szukam tej osoby i mam lepsze zdjęcia niż widniejące na pierwszej stronie. Wtedy dopiero wytłumaczyli mi, kim są i co robią. Pozwolili w spokoju przejrzeć zawartość kartek. Do pierwszej strony z nazwiskiem i zdjęciem dołączone były dwie strony niezapisanego formularza służącego do opisu identyfikacyjnego. Kiedy zacząłem pytać, czemu tak mało jest w nich napisane i opowiadać o szczegółach pojawił się jeden z patomorfologów i rozmawiając ze mną uzupełnił kartę o dane na temat koloru włosów, wzrostu oraz nakreślił na konturze człowieka prawdopodobne umiejscowienie blizny pooperacyjnej. Pytali też o kolor oczu, którego wciąż nie znałem. Wtedy zapytałem, czemu takich danych nie otrzymali z Polski, przecież wzrost i kolor oczu i cechy szczególne są wpisywane we wniosku o wydanie dowodu osobistego i można było go wyciągnąć z odpowiedniego urzędu. Odpowiedziano jedynie, że dysponują tym, co otrzymali w materiałach przywiezionych z Polski. Dalsza rozmowa po raz pierwszy wskazała na słabą organizację działań realizowanych przez polskie władze. Nie bardzo rozmaiłem też, dla czego u jednych osób ilość zgromadzonego materiału była wyraźnie większa, na co wskazywała grubość zebranego materiału, a u kilku osób całość materiału obejmowała tak jak u Ewy trzy strony. W trakcie rozmowy nadmieniłem, o robionej niedawno protetyce uzębienia. Wówczas stwierdzono, że posiadanie karty dentystycznej było by pomocne i warto się o nią postarać, a jak będą kłopoty wystarczy zgłosić to do MSWiA i oni rozwiążą problem. Dowiedziałem się też, że medycy i prokuratorzy pracują przez całą noc i można dostarczyć uzyskane dane o każdej porze. Po tej rozmowie wiedziałem już, że dokumentację dentystyczną trzeba koniecznie odnaleźć. Zacząłem wydzwaniać do męża Ewy. Jednak telefon uparcie milczał.
 
Miałem już wszystkiego dość. Po ostatnich rozmowach ostatecznie dotarło do mnie, że dziś w tym miejscu niczego więcej nie zdołam zrobić. Razem z synem udaliśmy się w to samo miejsce, z którego rozpoczęta została procedura poszukiwań. Kiedy dotarliśmy na salę konferencyjną było tam już kilka rodzin. 
Usiedliśmy z boku w trzecim, a może w czwartym rzędzie foteli. Ktoś przede mną przeglądał wydrukowane w formacie A4 zdjęcia. Poczym przekazał je kolejnym zainteresowanym. Zainteresowałem się nimi i poprosiłem o przekazanie ich również do mnie. Okazało się, że były to fotografie przedmiotów znalezionych przy ciałach. Przejrzałem dokładnie wszystkie i nawet wydawało mi się, że widziałem biżuterię podobną do tej, jaką nosiła Ewa. Jednak w pierścionku na zdjęciu był czarny kamień, a diament jest raczej krystalicznie przezroczysty. To zdjęcie nie dawało mi długo spokoju. Wiedziałem ze brylanty w wysokiej temperaturze około 700 – 1000 stopni C ulegają przekształceniu w inna alotropową postać węgla – grafit. Było też kilka podobnych srebrnych bransoletek oraz trzy lub cztery zdjęcia złotych obrączek. Dwie miały wyrytą od wewnątrz dedykację. Wydruki były oznaczone numerami, których przeznaczenia wówczas nie znałem. Po dwukrotnym przejrzeniu oddałem je następnej osobie.
 
Około godziny 18:30 nastąpił odwrót do hotelu. Zielony autobusik w eskorcie milicji dość szybko, jak na warunki moskiewskie, przemknął przez zatłoczone miasto. Niestety jazda nim dała mi odczuć moja kondycję zdrowotną. Dziurawe ulice oraz słaba amortyzacja spowodowały zwiększenie bólu od nerki i wewnętrznego pigtail-a.
 
Kiedy dotarłem do hotelowego pokoju a było to jeszcze przed godziną dwudziestą ponownie zadzwoniłem do męża Ewy. Tym razem udało się. Z rozmowy dowiedziałem się, że znalazł już stomatologa, u którego leczyła się Ewa. Rozmawiał z nim telefonicznie w sprawie dokumentacji i właśnie jest w pobliżu jego gabinetu. Umówiliśmy się na ponowny telefon za jakieś półgodziny jak już odbierze dokumentację. Po skończonej rozmowie przez chwile zająłem się sobą. Szybka wizyta w łazience i uzupełnienie poziomu heparyny w organizmie, poczym zszedłem na kolację. Po drodze udałem się do recepcji zapytać czy nie wiedzą, gdzie można skorzystać z internetu. Okazało się, że w hotelu idąc do restauracji mija się zakamuflowane centrum prasowe, w którym znajduje sie wszystko, co potrzeba do łączności ze światem. Ucieszony ta informacją ponownie zadzwoniłem do męża kuzynki. Z rozmowy wynikało, że jest już w posiadaniu dokumentacji stomatologicznej. Obiecał, że jeszcze dziś jak tylko dotrze do swojego domu zeskanuje ją i wyśle na mój adres e-mail. Poruszyliśmy również sprawę biżuterii i zdjęć, jakie widziałem w sali konferencyjnej. Powiedział, że pierścionek był misternie wykonany i że to stara rodzinna pamiątka. Obiecał, że wykona i przęśle zdjęcie swojej obrączki, ponieważ obie były identycznego wzoru z podobnymi skazami. Kiedy się rozłączyliśmy idąc na kolację bacznie rozglądałem się gdzie jest to cudowne pomieszczenie z łączami internetowymi. Rzeczywiście schodząc ze schodów do jadłodajni za matowymi szybami znajdował się pokoik prasowy z czterema komputerami stacjonarnymi i pełna gamą drukarko – kopiarek. Po kilku minutach na mój telefon dostałem SMS-a z adresem poczty elektronicznej męża kuzynki. Teraz pozostało mi tylko wysłać liścik kontaktowy i czekać na zwrotną wiadomość. Jednak zanim dopadłem klawiatury wpadłem jeszcze na szybką kolację. Kiedy zasiadłem przy komputerze zacząłem od wysłania listu do rodziny Ewy i sprawdzenia swojej poczty, na której miałem już cała kolekcje zdjęć, jakie nadeszły w trakcie przesłuchań. Kilka z nich wydrukowałem. Niestety straciły barwę, gdyż dostępna była tylko czarno-biała drukarka laserowa. Razem ze mną przy drugim komputerze siedziała jeszcze młoda dziewczyna. Wydawało mi się, że była w ciąży. Z wypowiedzi wynikało, że straciła w katastrofie swojego męża. Razem z nią był jeszcze chłopak. Jak zrozumiałem był bratem jej męża, a co gorsza stracił w tym feralnym dniu także matkę lub babkę. Jego zachowanie wskazywało na ciężkie przeżycia. Ponoć tego dnia identyfikowali ciała swoich bliskich. Kobietę rozpoznał po ręce. Natomiast ciało brata chciał koniecznie zobaczyć w całości. Kiedy je odkryli i ujrzał zmasakrowaną twarz nie wytrzymał. W hotelu ciągle nie mógł usiedzieć na jednym miejscu…. Zresztą, co tu mówić w jego oczach, mowie i zachowaniu widać było olbrzymi wstrząs, którego doznał po identyfikacji brata. To dało mi do myślenia. Zastanawiałem się czy ja tym razem wytrzymam, jeśli z ciałem Ewy będzie gorzej niż sobie to w podświadomości założyłem. Ponieważ czas do wyznaczonego na godzinę 22:00 zebrania nieubłaganie się zbliżał, a ciągle nie miałem przesyłki z Krakowa zaczynałem się denerwować, że mogło coś zaginąć po drodze tym bardziej, że na początku były problemy z zalogowaniem się do mojego konta pocztowego. Całe szczęście przesyłka dotarła tuż po dwudziestej pierwszej. Dostałem skan z ostatniej strony karty dentystycznej oraz zdjęcia obrączki i zbliżenie ręki, na której było widać pierścionek. Przez moment miałem ochotę natychmiast wrócić do instytutu żeby dostarczyć polskim śledczym otrzymany materiał. Ktoś jednak podpowiedział ze lepiej przesłać kartę stomatologiczną do konsulatu w Moskwie, a oni się tym zajmą. Tak też zrobiłem, a oprócz tego wydrukowałem otrzymany obraz karty stomatologicznej. Po tych operacjach zdołałem jeszcze usunąć ślady mojej działalności z komputera i wyruszyłem na wieczorne spotkanie.
 
Tym razem zebranie rozpoczęło się z nieznacznym poślizgiem. Przez moment był tylko problem z salą, ale udało się go jakoś rozwiązać. W zebraniu udział brała Minister Kopacz, przedstawiciele MSZ oraz grup bezpośredniego wsparcia (psychologowie i lekarz) no i oczywiście rodziny, które zmagały się dziś w Instytucie. Szybko zaczęto omawiać plany na dzień następny, po czym mogliśmy zgłaszać swoje uwagi, co do dzisiejszego dnia. No i się zaczęło. Posypały się pretensje rodzin, które zidentyfikowały już bliskich i jutro rano miały wylecieć do kraju. Ktoś obiecał dostarczyć im przed wylotem przetłumaczone rosyjskie medyczne zaświadczenie o śmierci wraz z przekazanymi konsulom oryginałami. Dowiedzieli się jednak z ust innej osoby, że procedura jest inna i niczego przed wylotem nie dostaną. Nawet kopii tego zaświadczenia nie będą mieć, bo nikt tego im nie zabezpieczył. Potem wstrząsająca relacja Andrzeja Melaka o tym jak do ciała jego brata przyznała się jeszcze jedna rodzina i z tego powodu nie ukończono procedury identyfikacji i to pomimo, rozpoznania jego rzeczy osobistych w tym znalezionego przy jego bracie telefonu komórkowego. Znał nawet pin kod do telefonu komórkowego brata i odblokował go przy prokuratorze. Jednak to nie pomogło. Po tej wstrząsającej relacji zapytałem Panią Minister o dostęp do Internetu na terenie Instytutu. Oczywiście usłyszałem, że wystąpią o to do Rosjan, a sami nawet nie mieli świadomości potrzeby takiej łączności. Poruszyłem też sprawę danych z bazy dowodów osobistych i zdjęć, które powinny być nam zaprezentowane na samym początku. Tym bardziej, że w świetle tego, co usłyszeliśmy z ust Pana Melaka powinny one być dostępne do przeglądania w komplecie, gdyż pomyłki jak usłyszeliśmy są możliwe. W odpowiedzi usłyszałem, że sprawa danych z bazy DO na dziś nie jest, aż tak istotna gdyż każde ciało bez względu na to czy zostanie rozpoznane czy nie i tak będzie mieć zrobione badanie DNA. Co do zdjęć to postarają się zwrócić do Rosjan w tej sprawie. Wyraziła też zdziwienie moim pytaniem gdyż według minister zdjęcia przez cały dzień leżały na stole w sali konferencyjnej i można je było sobie swobodnie przeglądać. Po tej odpowiedzi ręce mi opadły i miałem wrażenie, że zupełnie się nie rozumiemy. Na koniec znowu wróciliśmy do sprawy zaświadczeń o śmierci i organizacji wylotu dla tych, co byli już po identyfikacjach. To był tragiczny pokaz braku kompetencji polskich służb konsularnych. Każdy konsul mówił, co innego, a co gorsza nie brał za swoje słowa żadnej odpowiedzialności, co wyszło w trakcie dalszej „dyskusji”.
 
Kiedy rozeszliśmy się po zakończonym zebraniu zadzwoniłem jeszcze do mamy Ewy, jednak rozmowa szybko utonęła w morzu łez i trzeba było ją zakończyć. Potem udałem się jeszcze raz do pokoju prasowego sprawdzić czy przyszły potwierdzenia odbioru mojej korespondencji. Na pożyczonego pendrive’a zgrałem też cały materiał, jaki udało mi się pozyskać w dniu dzisiejszym (wszystkie zdjęcia i skan karty stomatologicznej) Poczytałem też, co piszą gazety w Polsce i poszperałem za zdjęciami, jakie mogły się ukazać po kaliskich uroczystościach i tak dzień zakończyłem po północy.
 

 

P.S. Jeszcze raz przepraszam za nieuczesany styl. Często nie starcza mi słów by opisać sceny jakie przewijają się przez moja głowę oraz by wyrazić to co człowiek odczuwał w tamtych dniach.
0

stanzag

Jak przystalo na chlopa ze wsi Warszawa uprawiam role i mysle inaczej niz obecna wiekszosc wyborców.

12 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758