Bez kategorii
Like

Wirtualni pracodawcy dymają nas realnie

29/06/2011
387 Wyświetlenia
0 Komentarze
11 minut czytania
no-cover

Szukasz pracy przez Internet? Wysyłasz dziesiątki maili i nic? Myślisz wtedy – jestem do kitu. Nie! Po prostu dałeś się nabrać. Większość ogłoszeń to ściema. Tak firmy zbierają nasze dane osobowe, reklamują swój produkt czy inwestycję.

0


 

Każdy z nas ma w swoim życiu okres intensywnego poszukiwania pracy. Jeśli nie, może mieć. W dobie informatyzacji najlepszym wyjściem wydaje się być szukanie pracy przez Internet. Szybko, łatwo, bez dodatkowych kosztów. Tylko, że zamiast sypiących się ofert pracy – wciąż pusta skrzynka, prawie pusta, bo to, co przychodzi nie można nazwać ofertami pracy. A my czekamy – dzień, dwa, tydzień, miesiąc, pół roku. Zastanawiamy się wówczas – jesteśmy niewykształceni, niedouczeni, słabi? Dlaczego nikt się nie odzywa, skoro mamy bogate i ciekawe CV i równie ciekawy list motywacyjny?

Po kolejnych mailach i ciszy w eterze zaczynamy się wściekać i zastanawiać się co z nami nie tak. W końcu nabieramy podejrzeń, że coś tu jednak nie gra. A gdy w necie co jakiś czas natrafiamy na tę samą firmę oferującą to samo stanowisko zaczynamy mieć pewność, że ktoś nas robi w trąbę. Oczywiście, żeby nie było – absolutnie nie można generalizować tego tematu. Zdarzają się, a jakże, firmy, które od początku grają fair – w ogłoszeniu podają nazwę firmy, dane kontaktowe, numer telefonu, swoją stronę www, warunki oraz wymagania. Ale nas nie wybierają. Nie o takich dzisiaj jednak…

Wracając do tematu – gdy już otworzyły nam się oczy i zrozumieliśmy, że z ogłoszeniami w necie coś nie w porządku, zaczynamy węszyć. Po pierwsze ustawiamy w skrzynce pocztowej opcję, która pokazuje nam czy ktoś otwierał naszego maila, cz też nie. Ha i u czeka nas niemiła niespodzianka. Na 40 wysłanych maili – 18 wylądowało w koszu bez otwierania. A gdy po jakimś czasie nasze skrzynki zapychane są ofertami różnych sklepów, towarów, imprez, inwestycji i cudów na kiju z firm, do których składaliśmy swoją aplikację. Jesteśmy rozgoryczeni, że nas wirtualnie wydymano.

Aby potwierdzić swoje przypuszczenia dzwonimy do firmy, podpytujemy, udajemy głupka, oferujemy coś jeszcze bardziej głupiego – byle tylko dowiedzieć się czegoś o oferowanym przez firmę wakacie. Niestety, okazuje się, że co najmniej połowa ogłoszeń to totalna ściema. Niedawno jedna z gazet krakowskich przeprowadziła śledztwo w sprawie ogłoszeń o pracę na jednym z ogólnopolskich portali. Okazało się, że tylko 30 procent z nich jest prawdziwa (!!!!).

 

Firmy dają ogłoszenia w z wielu powodów. Można ich tu wyliczać w nieskończoność. Chcą na przykład zareklamować firmę, bo w ofercie zawsze czytamy… firma X, lider na rynku od 20 lat, w związku z intensywnym rozwojem, poszukuje na stanowiskolubze względu na dynamiczny rozwój firmy …. itp. I tu litania wymagań takich, że ho ho. Chcą także zareklamować swoje oferty, bo zamiast o wymaganiach w stosunku do poszukiwanego kandydata czytamy same peany na cześć firmy – np. kancelaria jakaś tam ( tu nazwa, a jakże) specjalizująca się…. i tu szereg zadań, jakimi się zajmuje, poszukuje przedstawiciela. Potem dwa słowa o wymaganiach i warunkach. A co, reklama musi być pełna.

Może się także zdarzyć, że pod przykrywką szukania pracowników firmy reklamują swój produkt lub inwestycję – marki odzieżowe, kosmetyki, usługi, sklepy, magazyny, hurtownie, kancelarie, biura itp., itd. Nęcą zarobkami, dobrymi warunkami, a wszelkie odpowiedzi na ogłoszenia w sprawie pracy od razu wrzucają do kosza.

Najczęściej jednak firmy pośredniczące, dzięki takim „działaniom” zbierają dane dla klienta. Często napotykamy bowiem ogłoszenia typu – dla firmy specjalizującej się w czymś tam poszukujemy pracowników jakichś tam. Nic nie podejrzewający śle więc swoje CV z danymi, mailem, telefonem. Tylko doświadczony poszukiwacz pracy zastanowi się – dlaczego firma sama nie da ogłoszenia i nie poda swojej nazwy? Prawda jest taka, że ogłoszeniodawca z reguły nie ma żadnego zlecenia od firmy, sam sobie je wymyśla, a potem, gdy zbierze sporo danych – handluje nimi. Ot i cała procedura. A nas potem zasypują mailami, sms’ami, reklamami w skrzynkach pocztowych. Makabra. Dziwimy się tylko skąd mają nasze namiary.

Oczywiście nie można nie wspomnieć różnorodnych piramidek finansowych. Zazwyczaj ogłoszenia są oględne – chcesz szybko zarobić, nie chcesz mieć szefa, chcesz pracować kiedy tobie wygodnie napisz, szczegóły prześlemy.I okazuje się, że to jakieś finansowe głupoty, polegające na szukaniu kolejnych naiwniaków, albo rozsyłanie maili czy innych tego typu ofert. Gdy ktoś nabierze się na tę ostatnią robotę nie tylko nie zarobi, ale szybko IP jego komputera będzie znane, a dostęp do wielu stron zablokowany. Nie o to chyba nam chodziło, prawda?

Zdarzają się też przypadki, gdy pracodawca – oszust poprzez ogłoszenia o pracę szuka w ten sposób kandydatki na żonę, kochankę, sekretarkę -kochankę, gosposię – kochankę lub po prostu jest zboczeńcem. Tu łatwo można takiego delikwenta rozgryźć, bo zawsze chce zdjęcia sylwetki, a najlepiej zdjęcia w bikini. Oj, takich z daleka trzeba omijać… Nie wiadomo bowiem z kim mamy do czynienia. Na pewno nie z potencjalnym pracodawcą.
Można by na ten temat pisać i pisać. Każdy poszukujący pracy w necie ma takich zdarzeń mnóstwo. W necie, oczywiście, można także znaleźć mnóstwo porad, jak się nie dać nabrać, jak omijać szerokim łukiem oszustów. Ale zazwyczaj i tak, zanim przejrzymy na oczy możemy się nieźle sparzyć. O ile samo rozsyłanie maili nic nas nie kosztuje, to zaproszenia na rozmowy rekrutacyjne (podczas gdy dawno już kandydat jest wybrany) naraża nas na koszty.

Tak samo, gdy damy się namówić na długą rozmowę telefoniczną, z wybieraniem numerów wewnętrznych itp. Wiadomo już, że nasz rachunek telefoniczny będzie dość wysoki. Albo, gdy damy się namówić na wysłanie sms’a aktywującego jakieś tam wejście na stronę i zamówienie zlecenia. Nigdy nie zobaczymy oczywiście żadnego zlecenia, naszych pieniędzy za sms’a też. Nie dajmy się nabrać na kursy, szkolenia, pracę chałupniczą ze swoim nadkładem itp. I bądźmy pewni, że mail do pracodawcy typu – ilonkapraca@wp.pl lub pracadlawybranych@interia.pl jest o kant tyłka rozbić. Wiadomo, że chodzi o akwizytorstwo, przedstawicielstwo czy doradztwo typu – naciąganie naiwnych. Żaden szanowany pracodawca nie będzie w ten sposób konstruował ogłoszeń i posługiwał się takim adresem e -mail. Na bank.

 

A teraz pytanie – kto powinien zająć się fałszywymi ogłoszeniami o pracę? Policja, Państwowa Inspekcja Pracy, rząd? I na jakiej podstawie? Brak szczegółowych przepisów w tej dziedzinie powoduje, że czarny rynek kwitnie. Oszuści czują się bezkarni, bo wiedzą, że niewiele można im zrobić, wszak każdy z nich zastrzega sobie, że skontaktuje się tylko w wybranymi osobami, a nas, gdybyśmy złożyli jakąś skargę, na tej liście oczywiście nie będzie.

Gdyby rząd, wraz z ministerstwem pracy unormowali przepisy dotyczące tego procederu, zapewne wyeliminowani zostaliby nieuczciwi pracodawcy. Zamiast tego parlament zajmuje się przedziwnymi i abstrakcyjnymi projektami typu „polecone wkładać do skrzynki” czy „zabrać bezrobotnym kobietom zarejestrowanym w PUP składki zdrowotne”. Póki co Internet traktuje jak byt nierzeczywisty. Choć wirtualny świat funkcjonuje do dawna, dopiero teraz (czyli w maju) weszły w życie przepisy o stalkingu i cyberprzemocy (zmiana w Kodeksie Karnym). Ale szło to ślamazarnie i bez przekonania, choć w tym czasie bezkarni przestępcy robili co chcieli. Wprowadzone zapisy to tylko kropla w morzu potrzeb. Tu niezbędne jest całościowe prawo internetowe i odpowiedzialność za przestępstwa dokonywane za pośrednictwem sieci.

Ale kto ma to zrobić? Na ten rząd liczyć nie możemy.

 

 

 

 

 

0

agawa

swiat pedzi gdzies z wywieszonym jezykiem, ale czy w dobrym kierunku? Lepiej sprawdz. Masz przeciez swój jezyk. Bogaty smak zycia podpowie ci, dlaczego warto sie zatrzymac i spojrzec na wszystko z dystansu.

30 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758