Nie od dziś wiadomo, że chuligani oraz piłkarscy fanatycy w kraju i na świecie lubią szokować. Do kultu przemocy dołączono niegdyś fascynację III Rzeszą i symboliką zbrodniczych formacji armii Hitlera. Skinheadzi, chodzący wtedy na stadiony, epatowali buntem, nihilizmem i niekontrolowaną agresją. Dziś skrajnie faszystowską symbolikę wyparła w Polsce moda na stadionowy „patriotyzm”, oczywiście nie poparty wiedzą historyczną. Spotkałem nie raz takich delikwentów w bluzach z napisami Powstańcy Warszawscy czy koszulce Żołnierze Wyklęci – ale oni nie znają ani dat, ani nie wiedzą, kto z kim walczył – nie znają nazwisk, niczego… To tylko kolejna moda!
Na Górnym Śląsku sprawa wygląda zupełnie inaczej. Kluby z tamtego regionu przyciągają widownię proniemiecką, wybierającą opcję autonomii regionu lub wieszającą na swych meczach flagi Polski. Ruch Chorzów przyciąga opcję proniemiecką, która nie ma specjalnych oporów przed wydawaniem okolicznościowych gadżetów, odwołujących się do zbrodni III Rzeszy. Jeśli się zwiedzi okolicę między Chorzowem a Świętochłowicami, to na murach wyraźnie widać antypolskość. Nie od dziś na barierkach stadionu przy ul Cichej 6 wywieszane były flagi niemieckie, pokazywały się okolicznościowe szaliki w barwach Niemiec, podczas śpiewania polskiego hymnu słychać było gwizdy. Może te sympatie wynikają z faktu, iż wielu Ślązaków podczas II wojny światowej było wcielonych do Wehrmachtu i czas ten niektórzy wspominają z niebywałym sentymentem, wpajając to młodemu narybkowi?
Podczas meczu 19. kolejki Ekstraklasy, piłkarskich derbów Krakowa, rozgrywanych między Wisłą a Cracovią, po stronie gospodarzy zasiadła tysiącosobowa grupa fanatyków Ruchu Chorzów. Wielu z nich zimową porą na głowach nosiła czapki z grafiką, wykonaną w roku 1939 r., a przedstawiającą żołnierzy Wehrmachtu, wkraczających na teren Polski czy niemiecką gapę (Reichsadler), tj. orła trzymającego w szponach wieniec, wewnątrz którego znajdowała się swastyka a w grafice kibicowskiej – symbol „R” – Ruchu Chorzów.
Niemieckie prawo zabrania publicznego eksponowania symboli nazistowskich, takich jak swastyki, podwójne „SS” czy hitlerowskie trupie główki. Tego typu symbole można publicznie pokazywać jedynie w celach naukowych. Czasem dochodzi do łamania tego zakazu, jak choćby podczas parad i festynów, np. we wsi Holm (Szlezwik Holsztyn), Tegernsee (Bawaria) czy w miejscowości Freiberg (Saksonia). Prokuratura ma ciągły dylemat w eksponatami w pancernym muzeum w miejscowości Münster w Dolnej Saksonii, gdzie zgromadzono olbrzymią ilość nazistowskich orderów, mundurów, emblematów, dokumentów oraz sprzętu. Muzeum raz w roku organizuje paradę, gdzie aktorzy występują w oryginalnym umundurowaniu i jeżdżą na oryginalnym sprzęcie, często z umieszczonymi na pancerzu swastykami. Wybuchł wielki skandal, gdy niemieckie media pokazały obrazki z ludowego święta w miejscowości Colmnitz w Saksonii, bowiem podczas zorganizowanej przez lokalne władze historycznej paradzie, wystąpili aktorzy, ubrani w stroje Wehrmachtu, ale także mundury SS-manów. Sami mieszkańcy nie widzieli w tym niczego złego, ludzie chętnie wracają do dawnych czasów, tym bardziej, że mieszkańcom tych okolic dawnej, w latach trzydziestych i czterdziestych żyło się lepiej niż dzisiaj.
Smaczku całej sprawie dodaje fakt, iż jednym z ważniejszych, prominentnych mieszkańców Colmnitz był esesman – Obersturmfuehrer Horst Boehme, członek NSDAP, jeden z dowódców Waffen-SS, który brał czynny udział w holokauście, będąc współpracownikiem samego szefa policji bezpieczeństwa i służby bezpieczeństwa Rzeszy – Reinharda Heydricha. Jeśli chodzi o hasła, nawiązujące do III Rzeszy, Trybunał Federalny uznał, że ścigać będzie tych, którzy garściami czerpią z tej symboliki, ale tylko w języku niemieckim. Przełożenie na inny język oznacza więc „zasadniczą alienację” (niem. grundlegende Verfremdung), nieobjętą przepisem o karalności. Uchylony został wyrok sądu niższej instancji, skazujący neonazistę, który przewoził partie koszulek z hasłem „Blood & Honour” („Blut und Ehre” (Krew i Honor), co było hasłem Hitlerjugend). W Polsce istnieje umocowanie prawne – art. 256 KK. „Kto publicznie propaguje faszystowski lub inny totalitarny ustrój państwa lub nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.”
Za „salut rzymski”, czyli gest z podniesioną ręką, kojarzoną powszechnie z pozdrowieniem dla wodza III Rzeszy Adolfa Hitlera „Sieg Heil”, tamtejsi neonaziści skazani zostali w 2013 roku w Białymstoku na 5 miesięcy ograniczenia wolności z obowiązkiem prac społecznych po 30 godz. miesięcznie (łącznie po 150 godz. takich prac, wyznaczonych przez sąd).
Jeśli właściciel godła piłkarskiej drużyny ze Śląska – Ruchu Chorzów – przypomnijmy: klubu, założonego przez Polski Komisariat Plebiscytowy 27. stycznia 1920 roku i Alojzego Budnioka, wystąpił by do prokuratury o ściganie producenta czapek, wobec użycia zastrzeżonego prawnie znaku graficznego klubu piłkarskiego, to to, co na owym wizerunku pozostaje, jest jawnym propagowaniem faszyzmu i jego ideologii wojny. Podszywanie się pod pop kulturę niemieckiej i polskiej skrajnej prawicy czy neonazistów – ma na celu wprowadzenie na Górnym Śląsku jeszcze większych podziałów, co wobec wizji obecnego rządu, dotyczącej likwidacji górnictwa, wręcz bardziej przybliża ten region do naszego zachodniego sąsiada.
Roman Boryczko,
grudzień 2016
Za: http://www.siemysli.info.ke/