– opowiada płk Mirosław Grochowski w wywiadzie pt. "Jak nie powstała wspólna komisja" zamieszczonym w "Naszym Dzienniku". – Rozmówca zaproponował wtedy, że co najmniej sześciu Polaków znajdzie się w komisji, w której on będzie zastępcą przewodniczącego (tak się już przedstawił) gen. Bajnietowa.

"Podczas tych rozmów był też temat, czy powinien być aneks 13 [do konwencji chicagowskiej], czy nie. Dla mnie to nie było tak istotne – mówi pułkownik. – Zależało mi głównie na tym, żebyśmy uczestniczyli w pracach tej komisji na zasadach, jakie zaproponowałem. Potem dowiedziałem się od pana Edmunda Klicha, że nastąpiła zmiana zasad procedowania. (…) Zapytałem też pana Morozowa, czy od tej chwili jest przewodniczącym. Odpowiedział, że tak. Wtedy stało się dla mnie jasne, że MAK przejmuje to badanie".

Niewiele więc w tej sprawie "wyciągnął" od płk. Grochowskiego Piotr Falkowski, jeden z najlepszych dziennikarzy zajmujących się katastrofą lotniczą w Smoleńsku. Są jednak w wywiadzie inne godne zainteresowania pytania, np.:

1) Czy strona polska widziała dokumenty potwierdzające zdolność lotniska do wykonywania operacji lotniczych?

2) Dlaczego państwo polskie wysłało 96 ludzi z prezydentem i generałami na podstawie byle jakich i zdezaktualizowanych karteluszek nazwanych kartami podejścia?

Odpowiedzi pułkownika Grochowskiego były niestety niepełne i wykrętne. To czasem wyglądało tak:

— Płk: "Ja nie usprawiedliwiam ani Federacji Rosyjskiej, ani załogi…

— Red.: Pan znowu o załodze. Przecież to nie mjr Protasiuk miał dokonywać uzgodnień dyplomatycznych.

— Płk: Załoga, jak napisaliśmy, nie miała wystarczająco dużo czasu na przygotowanie się do lotu. Dostali karty podejścia, jakie były.

— Red.: A kto właściwie zadecydował, że ci wszyscy ludzie polecą naraz jednym samolotem?

— Płk: Prezydent, tworząc listę. Tak mi się wydaje.

— Red.: Prezydent określił typ samolotu?!

— Płk: Przepraszam. Chodzi o kancelarię. Kancelaria Prezydenta tworzyła listę gości".

Płk Mirosław Grochowski był wiceprzewodniczącym polskiej komisji badającej katastrofę smoleńską. Jego wypowiedzi dla "Naszego Dziennika" świadczą wyraźnie, że wartość pracy tego zespołu jest bardzo wątpliwa.