Bez kategorii
Like

Święta naiwności

30/05/2012
433 Wyświetlenia
0 Komentarze
20 minut czytania
no-cover

Z archiwum wygrzebałem tekst o oszustach (naszych rodakach) sprzed ok. 20 lat. Czy coś się zmieniło?

0


 

 

Święta naiwności 

 

    Wielu Czytelników zapewne pamięta te szkolne emocje. Jako uczniowie nie zastanawialiśmy się, dlaczego wyślemy w parę dni tylko kilkanaście kartek, zaś od innych uczestników otrzymamy aż kilkadziesiąt widokówek (i wszyscy będą zadowoleni!). Potem zastąpiono karty banknotami. Zasada pozostała jednaka i genialnie prosta: otrzymujesz więcej niż dajesz – swego rodzaju  perpetuum mobile. Aktualnie jednak zarówno stawka, jak i kultura wyższa (komputery, kontrola, poligrafia, rozmach). Ponieważ można w tej grze zarobić bez podatku sto razy więcej niż się wpłaciło, przeto polecam tę grę 
– bezrobotnym: niech skończą z pytaniami o pracę i honorowo zrzekną się zasiłków; 
– młodzieży: niech skończą z nauką, która im niewiele da, a i rodzicom oraz Państwu oszczędzą wydatków na szkoły; 
– racjonalizatorom: niech skończą z przepychaniem swoich pomysłów, gdyż lepszej stopy zysku nie przyniesie im nawet najlepszy wynalazek, chyba że wolą być niż mieć; 
– emigrantom: niech zostaną w kraju, bo tylko tu znajdą swoje Eldorado; 
– imigrantom: niech rzucą handel i rozprzestrzenią siatkę rewelacyjnej gry na swe niezbyt rynkowe kraje; 
– zachodnim biznesmenom: niech wstrzymają inwestycje w podatkowo i politycznie niepewnych krajach, skoro komputerowa gra zapewnia bezkonkurencyjną stabilność; 
– głodującym w Trzecim Świecie: niech już nigdy więcej nie proszą o jałmużnę, lecz znajdą kilkunastodolarowy kredyt – nie tylko będą syci, ale dobroczyńcom zwrócą długi z nawiązką; 
– bezdomnym: niech wypiszą się z kolejek, a za pomnożone grą wycofane wkłady mieszkaniowe niech budują szklane domy; 
– posłom: niech zajmą się wyłącznie czystą polityką, skoro sprawy budżetowe wypadną z porządku obrad.

    Grajmy zatem wszyscy, a pracujmy jedynie dla przyjemności (jeśli ktoś jej nie odczuwa, to może zrezygnować z pracy). Ponieważ jednak musimy coś jeść, ubierać się, a czasami ogrzać, to rolnicy, krawcy i górnicy, jako pechowcy, będą musieli jednak pracować (należy przewidzieć prawem środki przymusu, do bezpośrednich włącznie), ale za to pracownicy fabryk samochodów, telewizorów, czekolady oraz innych dziwolągów, bez których można się obejść (także smakiem), zajmą się wyłącznie supergrą. 
    Szybko spłacimy należne długi i dogonimy Japonię, a jeśli inne narody zechcą sobie komercyjnie pograć (może już wpłynęły jakieś oferty?), to nie bądźmy pazerami i sprzedajmy im licencję. Biedne Południe spłaci wszelkie długi bogatej Północy, wszyscy będą szczęśliwi i (bo) bogaci. Wojen oczywiście nie będzie, gdyż zniknie ich główna przyczyna. 
    Wnoszę o wprowadzenie zasad Gry (jej splendor całkowicie uzasadnia zastosowanie wielkiej litery G…) do szkół i nowej Konstytucji, a twórców przedstawić do podwójnej Nagrody Nobla (pokój i ekonomia). Dziwnym i niesprawiedliwym wydaje się fakt nieumieszczenia zasad Gry w Dzienniku Ustaw. To zaniedbanie nie daje się niczym wytłumaczyć, chyba jedynie opieszałością określonych kół. 
    Niech nikogo nie zraża fakt, że pracowników poczty i banku będzie dobierać się z łapanek celem roznoszenia i księgowania kroci wśród graczy – wiadomo z doświadczenia, że nawet najlepsze pomysły mają jakieś drobne niedogodności… 
    Jeśli jednak zasada zachowania masy nie dotyczy wyłącznie fizyki, ale także ekonomii, przeto wstrzymajmy się z porzuceniem swojej roboty przynajmniej do czasu ogłoszenia… wyroku w tej sprawie. Wezwijmy twórców gry, ich mecenasów, jak też urzędników wydających zezwolenie na superdochodową działalność na niezbyt wygodne ławy pod wezwaniem św. Temidy pod zarzutem prowadzenia gry wykorzystującej ludzką naiwność, o co wnoszę. 
    Od paru lat obserwuje się lawinę ogłoszeń prasowych obiecujących fortuny w krótkim czasie i bez większego wysiłku przy stosunkowo niewysokim "wejściowym". Powstająca Policja Gospodarcza winna bacznie obserwować takie ogłoszenia – służbowo wnosić stosowne opłaty, a otrzymane regulaminy i propozycje przedsięwzięć wszechstronnie oceniać. Jeśli pomysł okaże się przedni, należy wnioskować o nagrodę państwową, a pomysłodawcę mianować ministrem finansów. 
    W przeciwnym jednak przypadku, najłagodniejszą dolegliwością winno być zamieszczenie ogłoszenia na koszt "twórcy" przepraszającego swych kontrahentów za "nieporozumienie" oraz zwrot wpłat wraz z odsetkami i opłatami pocztowo-bankowymi niedoszłym nowobogackim, a także zwrot kosztów postępowania poniesionych przez nową formację Policji. 
    Naiwnych nie sieją, ale czy Państwo musi spokojnie patrzeć, jak ich wschodzi coraz więcej? 
    PS  Wzmiankowaną grę, prawdopodobnie całkiem legalnie, prowadzi Zakład Handlowo-Usługowy "ASTA", Kraków 23, box 106

Wysłano 12 lipca 1991 do Rzecznika Praw Obywatelskich, zaś kopie do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i redakcji czasopisma "Karuzela" 

 

Komentarz po dziesięciu latach

    Dokładnie nie pamiętam, o jaką grę wówczas chodziło. Prawdopodobnie miała charakter łańcuszkowy… Ciekawe, jak potoczyły się losy owej firmy proponującej niejasną supergrę oraz ilu naszych współplemieńców dało się oskubać w ramach liberalizmu, czyli swobody własnych i cudzych poczynań… 
    Wówczas kapitalizm w Polsce zaczynał raczkować. Karierę robiło hasło – co nie jest zabronione, jest dozwolone. 
    Politycy i prawnicy przymykali oczy – niech co bardziej energiczne pospólstwo przeistacza się w klasę średnią, przecież także i oni chcieli przesiąść się do niej… 
    Przez kilkanaście lat kapitalizmu III RP poznaliśmy smak kilkunastu superprzewałów oraz domyślamy się tysięcy pomniejszych. Nie słyszałem o państwowych służbach przeglądających anonse, rozmawiających telefonicznie z naciągaczami pod numerem 700…, odpowiadających na ulotkowe oferty reklamujące superokazje… Każdy natomiast słyszał o kombinatorach (umiejscowionych jedynie pod numerami skrytek pocztowych) rozsyłających drobiazgi pocztą i proponujących wielkie wygrane, o łańcuszkach szczęścia (piramidalne piramidy…), o promocjach w systemach argentyńskich (zwłaszcza samochodowych). Przy okazji – nazwa tego państwa wywodzi się od łacińskiej nazwy cennego kruszcu – srebra, ale państwo to wchodzi do podręczników ekonomii z innego powodu – jako niechlubny przykład zadłużenia ponad stan oraz wielkich kantów w wykonaniu obywateli, którym społeczeństwo powinno było zaufać… 
    Aby zmienić obecny raj dla oszustów w piekiełko dla nich, wystarczyłoby na koszt Państwa, czyli na nasz wspólny koszt (wszystkich podatników – Obywateli RP) zatrudnić kilkudziesięciu policjantów, którzy w zarodku wychwytywaliby najmniejszą próbę wyłudzenia. Zapewne każdego Polaka kosztowałoby to (średnio) równowartość niecałego jednego europa rocznie. W zamian mielibyśmy niemal gwarancję, że przedstawiane nam oferty są legalne i uczciwe, wszak byłyby sprawdzone przez funkcjonariuszy państwowych. Ów skromny podatek byłby również przeznaczony na fundusz ubezpieczeniowy – gdyby Obywatel jednak padł ofiarą firmy z państwowym atestem, ale nie odzyskał wpłaconej kwoty, to na mocy prawa otrzymałby odszkodowanie w wysokości połowy straty. Byłaby to solidarność – konkretna, a nie urojona. To słowo-symbol miało swój sens pod sztandarem walki z poprzednim systemem, ale obecnie jest wyświechtanym ironicznym frazesem. Gdzież bowiem solidarność w opiece zdrowotnej, oświacie, budownictwie mieszkaniowym, systemie płacowym i zatrudnieniu? 
    Państwo poprawiłoby – w oczach Obywateli – swój nadwerężony (można już pisać także nadwyrężony) wizerunek, zyskując większy autorytet i to za tak marne grosze. 
    Dzisiejsi naciągacze tak są rozzuchwaleni, że ich oferty bywają jawnie oszukańcze, wszak wiedzą, że pojedyncze ofiary nie dadzą sprawy do sądu dla kilkudziesięciu złotych… Inaczej miałaby się sprawa z policjantem korzystającym z oferty i przygotowującym w swoim biurze pozew przeciwko "przedsiębiorcom". Natychmiastowa rewizja w firmie, zajęcie dóbr, ustalenie listy oszukanych i niezwłoczny zwrot zawłaszczonych kwot wraz z odsetkami, podanie do prasy odpowiedniej informacji, wytoczenie sprawy oraz wystawienie rachunku za powyższe działania. Radykalnie spadłaby przestępczość w omawianym sektorze… 
    Gdyby powyższe pomysły były wdrożone na początku lat dziewięćdziesiątych, to nie tylko byłoby mniej ofiar oszustw. Byłoby mniej nieuczciwie zdobytych fortun i niemal tyleż mniej oszustów podatkowych. Kilkadziesiąt tysięcy ludzi nie zeszłoby z uczciwej drogi i wiodłoby spokojny (prawda, że często dość obrzydliwy) żywot przeciętnego, ale… uczciwego Polaka. Gdyby poprzeczkę ustawiono odpowiednio wysoko, to byłoby także mniej przypadków korupcji na szczeblu rządowym… 
    Może komuś zależało na ogólnym zamęcie, wszak szybciej kręcą się wyrafinowane dziedziny konsumpcyjnego życia – kasyna, domy i superwozy… 
    Bogacą się i politycy i cwaniacy, przy czym zanika ostra granica pomiędzy nimi… 
    Czy można próbować naprawić błąd po dziesięciu latach? Owszem, można i należy. Owe lata wprawdzie zmarnowano, ale lepiej późno niż wcale… 
    Przede wszystkim należy wydawać zezwolenia na omawianą działalność. Firma powinna przekazać do odpowiednich służb pisemne zasady swego funkcjonowania wraz z kaucją o równowartości 1000 europów. Złożone podanie byłoby rozpatrywane zgodnie z odpowiednią procedurą. Osoby prowadzące firmę byłyby sprawdzane we właściwej bazie danych. Nazwiska te byłyby opublikowane w prasie i internecie. W przypadku zmiany nazwisk, byłyby podawane nazwiska rodowe. Po otrzymania zezwolenia na otwarcie firmy i po rocznej działalności, kaucja byłaby zwracana wraz z odsetkami. W przypadku dostrzeżenia nieuczciwych zasad w regulaminie (przed wydaniem koncesji, jak również podczas działalności firmy) kaucja przepadałaby na rzecz Skarbu Państwa. Od tej decyzji przysługiwałoby prawo do ponownego rozpatrzenia sprawy w wyższej instancji. W stosunku do nieuczciwej firmy nie byłaby wykluczona także droga sądowa, zwłaszcza w przypadku negatywnych opinii klientów firmy. 
    Należałoby zastanowić się nad przyznawaniem koncesji osobom już karanym za finansowe oszustwa. Wszak znanych zboczeńców nie zatrudnia się w przedszkolach… 
    W prasie i ulotkach firma informowałaby potencjalnych klientów o swych zamiarach podając internetowy adres swej witryny. Jednocześnie firma powinna zareklamować się w nternecie (plany, zasady działania oraz oferty), podając także pełne dane z dokładnym adresem, numerami telefonów, oraz zamieszczając ewentualne opinie znanych osób lub innych firm. Wprowadzony byłby zakaz działalności firm posiadających jedynie… skrytki pocztowe. Mile widziane byłyby zdjęcia prezesów oraz zarządu – uczciwa firma nie wstydzi się swego oblicza… 
    Dzięki internetowi można byłoby nie tylko zaznajomić się z regułami działalności firmy, ale także zgłaszać propozycje, wątpliwości oraz reklamacje, które byłyby kierowane do filii Policji, tam analizowane i umieszczane na witrynie firmy z poleceniem przeanalizowania sprawy. Byłaby to swego rodzaju dawna książka skarg, wniosków i zażaleń. W przypadku łamania zasad kodeksu handlowego lub niezgodności z własnym regulaminem, działalność firmy byłaby wstrzymywana do wyjaśnienia, o czym informowano by w prasie i w internecie na koszt firmy. 
    Dzięki internetowi powstało wiele firm, ale – jak każdy społeczno-ekonomiczny wynalazek – ta piękna kometa ciągnie za sobą warkocz cwaniaków maści wszelakiej… 
    Wiele firm reklamuje atrakcyjne formy nabycia samochodu. Ustne wyjaśnienia są niejasne i niewiążące. Teksty umów są udostępniane po ich zawarciu. Jeśli nie można nabyć za symboliczną opłatą tekstu umowy, nie jest on dostępny w internecie (a w przyszłości nie byłby atestowany przez odpowiednie służby publiczne), to nie ma miejsca dla takich firm w naszym nowym systemie gospodarczym! 
    Skandaliczne jest powszechne zamieszczanie nieczytelnych ogłoszeń (nawet przez uznane firmy). Należy ustalić pożądaną kolorystykę oraz minimalną wielkość czcionki. Drukowanie trudno czytelnego tekstu narażałoby redakcję na poważne dolegliwości finansowe. 
    Omawiana filia Policji współpracowałaby z konsumenckimi federacjami, a nawet można byłoby rozpatrzyć organizacyjną jedność owych instytucji. 
    Państwo nie może jedynie zalecać milionom łatwowiernych Polaków, aby omijali kombinatorów. Państwo (czyli my wszyscy) musi wyeliminować niebezpieczeństwo wpadnięcia w pułapkę swego Obywatela, choćby nawet był nim życiowy naiwniak i nieudacznik. Nie wystarczy antylopom narysować u wodopoju znaki ostrzegające przed żarłocznymi krokodylami, chyba że chcemy, aby najsłabsze ssaki wyginęły, a gadzina przetrwała… 
    Państwo zatrudnia za pieniądze podatników całe rzesze urzędników. Gdyby jedynie co setny z nich w całym swoim nudnawym i społecznie mało użytecznym życiu miał choć jeden dobry pomysł na zmianę naszej rzeczywistości, to bylibyśmy zupełnie innym społeczeństwem. 
    Polski system prawny społeczeństwa obywatelskiego jest nijaki. To ma być Przyjazny System Prawny. Większość przepisów nie jest przyjazna. Może kiedyś… 
    Zamiast Państwa tworzymy raczej wspólnotę pierwotną w świecie już trzeciego tysiąclecia…

    Ku zastanowieniu                                        Mirosław Naleziński 
 

    Po dziesięciu latach przepisano z oryginału i wysłano 12 stycznia 2002 do Prezydenta RP, Sejmu, Senatu, Ministerstwa Finansów i szeregu redakcji oraz zamieszczono na niniejszej witrynie wraz z powyższym komentarzem.

0

Mirnal

143 publikacje
22 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758